USA: Linie lotnicze z problemami po uziemieniu 737 MAX
Amerykańskie linie lotnicze borykają się z licznymi problemami w związku z koniecznością zastępowania w swoich siatkach połączeń uziemionych boeingów 737 MAX. Niestety, nieszczęśliwie dla pasażerów, dochodzi też do odwołań niektórych rejsów.
Reklama
Do uziemienia
boeingów 737 MAX na całym świecie doszło po katastrofie maszyny tego typu
należącej do linii Ethiopian Airlines. Samolot rozbił się 10 marca, krótko po
starcie z lotniska w stolicy kraju, Addis Abebie. Podobna katastrofa wydarzyła
się w październiku 2018 roku w Indonezji, gdzie po starcie z Dżakarty rozbił
się beoing 737 MAX 8 należący do Lion Air. Oba zdarzenia łączą podobne okoliczności
oraz porównywalne dane dotyczące parametrów lotu, a winą za te wypadki może
zostać ostatecznie obarczony wprowadzony w maxach system MCAS, który miał w
istocie zapobiegać przeciągnięciu. Obecnie amerykańska władza lotnicza (FAA)
oczekuje od Boeinga informacji na temat gotowości do wprowadzenie zmian w
oprogramowaniu MCAS i wdrożenia dodatkowych szkoleń dla załóg 737 MAX. Dokładny
termin przygotowania tej poprawki nie jest na razie znany.
Z największymi
trudnościami borykają się linie Southwest, które są w USA największym
operatorem maxów i posiadają w swojej flocie 34 maszyny tego typu, co stanowi
4,5 proc. z ogółu 750 samolotów w rękach przewoźnika. Linia, która dzięki
boeingom 737 MAX planowała nie tylko powiększenie floty, ale też wymianę
starszych 737-700 znalazła się teraz w bardzo skomplikowanej sytuacji. Szacuje
się, że codziennie od 13 marca, gdy FAA uziemiła maxy w USA, Southwest odwołuje
150 operacji, natomiast resztę swojej siatki połączeń stara się obsłużyć
pozostałymi z 750 maszyn. Linia jest zmuszona do wprowadzania zmian w swoim
rozkładzie codziennie, ale podejmuje próby powiadamiania pasażerów o odwołaniu
ich lotu co najmniej z pięciodniowym wyprzedzeniem.
Drugi co do wielkości
użytkowników boeingów 737 MAX w USA to linie American Airlines, które
korzystając ze swojej floty 24 maxów w rozkładzie mają 85 startów dziennie.
Linia oświadczyła, że na bieżąco pracuje nad takimi zmianami rozkładu, aby pozostającymi
w jej dyspozycji maszynami pokryć jak największą liczbę oferowanych połączeń. W
związku z elastycznym podejściem do zarządzania flotą odwołane loty będą się
zdarzały w sposób nieregularny, zależnie od tego na jakie trasy będą wysyłane
samoloty przewoźnika.
Z kolei linie United
Airlines, które dysponują dostarczonymi do tej pory 12 egzemplarzami 737 MAX 9,
wykorzystywały te samoloty na 40 połączeniach dziennie. Przedstawiciel
przewoźnika przyznał jednak, że dzięki zmianom rezerwacji, które są proponowane
pasażerom, a także przy wykorzystaniu innych maszyn (głównie
niewykorzystywanych na co dzień), jest w stanie uniknąć poważnych utrudnień.
Analitycy rynku z JP
Morgan donoszą, że krótkie uziemienie maxów nie musi wcale bardzo negatywnie
wpłynąć na operacje linii lotniczych, ponieważ powinny one być w stanie
wykorzystać inne maszyny i ewentualnie zagęścić dzienny rozkład, aby móc poradzić
sobie z utrudnieniami.
- Z pewnością jest to
pewna przeszkoda w normalnym funkcjonowaniu, ale raczej niewielki schodek, a
nie pionowa ściana, na którą trzeba wejść. Należy jednak pamiętać, że główną
zaletą maxów stosunku do samolotów,
które je teraz zastępują są bardzo niskie koszty paliwa i obsługi naziemnej - skomentowali analitycy JP Morgan.
JP Morgan zwraca też
uwagę na fakt, że największy amerykański operator maxów, Southwest, jest
zdecydowanie tym, który musi poradzić sobie z największym kryzysem.
Jednocześnie przewidywania na przyszłość są takie, że jeśli uziemienie 737 MAX
potrwa dłużej to również te linie, które posiadają ich we flocie stosunkowo
mniej, odczują wyraźne problemy w zachowaniu płynności operacji.
fot. mat. prasowe