Recenzja: United Club w Nowym Orleanie
Funkcjonalnie urządzona przestrzeń idealna do pracy lub spożycia posiłku przed odlotem to oferta należącej do United Airlines poczekalni biznesowej w Nowym Orleanie.
Reklama
United Club na lotnisku im. Louisa Armstronga w Nowym Orleanie całkiem dobrze spełnia swoją podstawą funkcję, a dzięki charakterystycznym dla rynku amerykańskiego dość restrykcyjnym zasadom dostępu nie ma w nim natłoku pasażerów.
Salon amerykańskich linii jest zlokalizowany w części C terminala w pobliżu bramki C7. Wejście znajduje się na poziomie niższym niż hala odlotów, w związku z tym trzeba skorzystać z windy lub schodów. Poczekalnia jest czynna codziennie od 4 do 19:15.
Zasady wstępu są zgodne z polityką United w tym zakresie. Z punktu widzenia polskich pasażerów - członków różnych programów lojalnościowych najbardziej praktyczna jest możliwość wejścia (wraz z gościem podróżującym tym samym lotem) na bazie posiadanego statusu Star Alliance Gold. Nie dotyczy to jednak własnego programu United MileagePlus, którego uczestnicy nie mają na bazie statusu wstępu do salonów przewoźnika w przypadku podróży na trasach krajowych. Eliminuje to więc największą grupę potencjalnych gości. Warto pamiętać też, że z oferty United Club nie można skorzystać na podstawie biletu wystawionego w pierwszej klasie na lotach wewnątrz USA. Ponadto do wstępu uprawniają różne karty kredytowe wydawane w USA (m.in. Chase United Club Visa) i odpłatny abonament United Club.
Po zarejestrowaniu wizyty w recepcji można udać się do części barowej (na lewo) lub strefy wypoczynku (na prawo). Przestrzeni jest sporo i biorąc pod uwagę dość restrykcyjne zasady wstępu w godzinach porannych w salonie było niewiele osób.
Dla gości przygotowano kilkadziesiąt miejsc, głównie klasycznych foteli ze stolikami oraz stanowisk do pracy. Przy niemal wszystkich siedzeniach znajdują się gniazdka i porty USB pozwalające na swobodne korzystanie ze sprzętu elektronicznego. W salonie działa też szybka sieć WiFi, a dla osób chcących prowadzić rozmowy telefoniczne w komfortowych warunkach przygotowano specjalne kabiny.
Wystrój wnętrz odpowiada dominującej stylistyce United Clubów - kolorystyka ścian i mebli utrzymana jest w jasnych odcieniach z charakterystycznymi fotelami z ekologicznej skóry oraz blatami imitującymi marmur. W kilku miejscach poczekalni wiszą archiwalne fotografie samolotów latających w barwach amerykańskiego przewoźnika.
W drugiej części salonu znajdują się samoobsługowy bufet oraz bar. Rano w menu przewidziano typowe pozycje śniadaniowe. Na ciepło serwowano jajecznicę, zapiekankę ziemniaczaną z bekonem i papryką oraz cynamonki. Dostępny był również m.in. wybór serów i wędlin, jajka na twardo, jogurty, twaróg, kilka rodzajów świeżych owoców i płatki śniadaniowe wraz dodatkami. Prezentacja, jak i jakość jedzenia nie budziła żadnych zastrzeżeń. Była to moim zdaniem całkiem przyzwoita jak na warunki amerykańskich śniadań oferta kulinarna o tej porze dnia.
W bufecie można skorzystać ponadto z ekspresu do kawy, firmowego automatu z coca-colą itp. Z kolei w barze podawane są alkohole w całkiem sporym wyborze, przy czym tylko część z nich (wino, piwo, niektóre mocniejsze trunki) jest dostępna bezpłatnie. Pełną listę alkoholi można przejrzeć po zeskanowaniu kodu udostępnionego na ladzie.
Ogólna ocena United Club w Nowym Orleanie wypada bardzo przyzwoicie. Poczekalnia ta zaprzecza obiegowej, negatywnej opinii o amerykańskich salonach biznesowych. Lounge jest przestronny, został wygodnie i nowocześnie urządzony oraz oferuje wszystko to, czego potrzeba pasażerom podróżującym na relatywnie krótkich trasach krajowych: spokojne miejsce do pracy i relaksu z dala od zgiełku panującego w terminalu, przyzwoity bufet i solidnie zaopatrzony bar.
Fot. M. Stus