BER ruszy, Tegel zostanie? Wybory w Brandenburgii
Lotnisko Berlin-Tegel może działać nawet wtedy, gdy uda się wreszcie otworzyć nowy berliński port lotniczy BER. Walkę o jak najszybsze dokończenie budowy zapowiadają faworyci niedzielnych wyborów samorządowych w Brandenburgii.
Reklama
Nowe lotnisko w Berlinie, choć nie został tam jeszcze obsłużony ani jeden pasażer, pozostaje gorącym tematem w wiadomościach.
Pod koniec sierpnia burmistrz Berlina, Klaus Wowereit, ogłosił, że z końcem roku zrezygnuje z urzędu, a głównym powodem jest właśnie klęska projektu budowy lotniska. Wowereit, polityk socjaldemokratycznej partii SPD, piastował stanowisko od 2001 r. i przez wiele lat był bardzo popularny, ale z uwagi na opóźnienie i koszty BER jego notowania spadły. Burmistrz Berlina przez wiele lat był przewodniczącym rady nadzorczej lotniska im. Willy'ego Brandta.
Według pierwszych zapowiedzi, lotnisko miało ruszyć już w 2011 r., a w trakcie budowy termin zrewidowano na 2012 r. Kilka tygodni przed hucznym otwarciem planowanym na czerwiec 2012 r. okazało się, że terminal ma poważne wady konstrukcyjne. Datę otwarcia przesunięto najpierw na marzec 2013 r., a potem na październik 2013 r. Okazało się, że usterki są jednak zbyt poważne, a w chwili obecnej nie wiadomo, kiedy uda się otworzyć lotnisko.
Koszty budowy BER sięgają już 5 mld euro (dwukrotnie więcej niż planowano) i z każdym dniem rosną. Utrzymanie zbudowanej infrastruktury pochłania 17 mln euro miesięcznie. Według niektórych ekspertów terminal może okazać się "nienaprawialny".
Już teraz wiadomo, że po otwarciu terminal BER będzie miał zbyt małą przepustowość. Rocznie będzie mógł on obsłużyć 27 mln podróżnych. Tymczasem już w 2013 r. berlińskie lotniska Tegel i Schoenefeld razem osiągnęły wynik 26,3 mln pasażerów.
Dlatego pojawiły się głosy, by wbrew planom nie zamykać obydwu dotychczasowych lotnisk po otwarciu BER. Ma to tym większy sens ekonomiczny, że obecnie na Tegel trwają duże inwestycje, które mają umożliwić wyciśnięcie jeszcze nieco więcej przepustowości ze starej infrastruktury.
Oficjalnie taki postulat po raz pierwszy zgłosił w wywiadzie dla "Der Tagesspiegel" Eberhard Diepgen, chadecki poprzednik Wowereita na stanowisku. To właśnie Diepgen wybierał lokalizację dla BER i zainaugurował proces budowy lotniska. Pomysł pozostawienia czynnego Tegel budzi jednak sprzeciw polityków i mieszkańców. Lotnisko położone jest blisko centrum miasta, a samoloty przelatują tuż nad gęsto zamieszkanymi dzielnicami.
O równoczesnym użytkowaniu BER i Tegel mówił też Hartmut Mehdorn, prezes lotniskowej spółki i dawny szef airberlin. Choć politycy z Berlina podkreślają, że nie pozwalają na to plany zagospodarowania przestrzennego, nie ma przepisów prawa, które wymuszałyby zamknięcie Tegel. Formalnie możliwe byłoby utrzymanie równoczesnego ruchu przez kilka lat.
Kwestia BER stała się też ważnym tematem wyborczym przed zaplanowanymi na najbliższą niedzielę (14.9) wyborami samorządowymi w Brandenburgii. Kraj związkowy ma 37 proc. udziałów w spółce zarządzającej berlińskimi lotniskami (tyle samo ma Berlin).
Przepytani przez "Der Tagesspiegel" politycy partii, które prawdopodobnie utrzymają władze (socjaldemokraci z SPD i lewica Die Linke) deklarują wysiłki, by jak najszybciej otworzyć lotnisko. Podobne zdanie ma kandydat chadeków z CDU, trzeciej dużej partii w lokalnym parlamencie. Kandydatka partii Zielonych również jest za szybkim otwarciem lotniska, ale z ograniczonymi możliwościami rozbudowy i zakazem lotów nocnych.
Przedstawicielka Partii Piratów apeluje o to, by natychmiast przerwać prace i na podstawie tego, co już zbudowano, stworzyć większe, odpowiednie do potrzeb lotnisko. Liberałowie z FDP podkreślają konieczność odpolitycznienia projektu i wprowadzenia do spółki fachowców, a partia obywateli BVB Freie Waehler apeluje o uszanowanie ciszy i spokoju mieszkańców terenów wokół lotniska, nie precyzując, co oznacza to dla BER. Partie te nie przekraczają jednak 5 proc. poparcia w sondażach.
fot. Dominik Sipinski