Raport: Katastrofy inwestorom niestraszne

5 stycznia 2015 16:23
1 komentarz
Po zeszłotygodniowej katastrofie lotu QZ8501 akcje malezyjskiej linii AirAsia, choć to tylko mniejszościowy udziałowiec AirAsia Indonesia, straciły 8,5 proc. To nie pierwszy raz, gdy inwestorzy uciekają od akcji dotkniętej tragedią linii. Ale zwykle szybko wracają.
Reklama
Samolot linii AirAsia Indonesia wykonujący lot QZ 8501 rozbił się w ubiegłą niedzielę (28.12) w godzinach porannych czasu polskiego nad Morzem Jawajskim. Prawdopodobnie w katastrofie zginęły 162 osoby. Właścicielem 49 proc. akcji indonezyjskiej przewoźnika jest notowana na giełdzie w Kuala Lumpur malezyjska AirAsia.

Udziałowcy tej linii w poniedziałek po katastrofie nie pozostawili złudzeń - takie zdarzenia są postrzegane jako zagrożenie dla finansowej stabilności przewoźnika. W ciągu dnia notowań AirAsia straciła 8,5 proc. wartości giełdowej, choć w pewnym momencie akcje potaniały nawet o 13 proc. Cena jednego udziału zmalała z 2,94 ringgita (ok. 2,95 zł) do 2,69 ringgita na zamknięciu poniedziałkowej sesji.

Już do 2 stycznia akcje odrobiły jednak część spadku i zyskały ponad 2 proc. Pomimo katastrofy, inwestorzy wyceniają akcje AirAsii znacznie wyżej niż jeszcze na początku grudnia 2014 r.

To bardzo typowe zachowanie dla giełdowych inwestorów linii dotkniętych tragediami. Przypadki z kilku ostatnich lat pokazują, że choć zwykle w pierwszych dniach po katastrofie akcje tracą nawet ponad 60 proc. wartości, w ciągu kilku miesięcy ich wycena wraca do poprzedniego poziomu.

Linie Malaysia Airlines po prawdopodobnym zestrzeleniu lotu MH 17 18 lipca 2014 r. straciły na giełdzie w Kuala Lumpur 11,1 proc. Notowania spadły do najniższego w historii poziomu 0,20 ringgita. Jednak już po niecałym miesiącu (11 sierpnia) kurs akcji wzrósł do 0,26 ringgita, co oznaczało 30-proc. odbicie i powrót do poziomu sprzed katastrofy.

W przypadku tego przewoźnika na kurs akcji poza katastrofą wpływ miały też ogólnie bardzo słaba kondycja finansowa linii oraz zaginięcie rejsu MH 370 kilka miesięcy wcześniej. Malaysia Airlines musiały w efekcie zostać znacjonalizowane, co pozwoliło uratować przewoźnika przed bankructwem. Pod koniec grudnia akcje linii zostały wycofane z obrotu na giełdzie w Kuala Lumpur. Dlatego na wahania kursu w ciągu 2014 r. należy patrzeć z pewną ostrożnością.

Inne przypadki z kilku ostatnich lat potwierdzają jednak, że katastrofy nie mają wpływu na długoterminową strategię inwestorów.

Podobnie było po katastrofie boeinga 777 koreańskiej linii Asiana Airlines 6 lipca 2013 r. (lot OZ 214). 8 lipca 2013 r. (pierwszy dzień notowań po katastrofie) akcje straciły 8,6 proc., a w ciągu dnia traciły nawet niemal 10 proc. Jednak już po dwóch miesiącach (w połowie września) wróciły do poziomu sprzed katastrofy, a pół roku po katastrofie (3 lutego 2014 r.) zyskiwały już w stosunku do poziomu sprzed katastrofy OZ 214 ponad 7 proc.

Tak samo zareagowali inwestorzy w Rosji.

Po katastrofie lotu UT 120 linii UTAir 2 kwietnia 2012 r. w ciągu tygodnia akcje linii straciły na wartości 4,4 proc., a w kolejnym dalsze 5,2 proc. Jednak jeszcze przed końcem kwietnia tego roku wartość notowań UTAira była na poziomie wyższym niż przed katastrofą.

Kolejnym przykładem jest katastrofa lotu TK 1951 linii Turkish Airlines. Boeing 737-800 tego przewoźnika rozbił się podczas lądowania w Amsterdamie. Zginęło 9 osób. 26 lutego 2009 r. wartość akcji na giełdzie w Stambule spadła aż o 61,9 proc. z 4,64 liry do 1,77 liry.

Pomimo tak dramatycznej przeceny odbicie postępowało szybko i konsekwentnie. Już na początku grudnia 2009 r. - 10 miesięcy po katastrofie - inwestorzy na giełdzie wyceniali akcje Turkish Airlines na 4,74 liry, czyli więcej niż przed katastrofą.

Z kolei w przypadku katastrofy lotu AF 447 giełda Euronext w Paryżu, główny parkiet notowań akcji Air France-KLM, zareagowała z opóźnieniem. W dniu katastrofy (1 czerwca 2009 r.) wartość akcji wzrosła o 0,3 proc. do 11,23 euro za walor. Jeszcze następnego dnia notowano wzrost o 2,8 proc.

Jednak 3 czerwca nastąpił już spadek o 4,2 proc. Trend spadkowy utrzymał się przez ponad miesiąc. 10 lipca 2009 r. zanotowano najniższy kurs akcji wynoszący 8,285 euro (26,2 proc. spadku w porównaniu do kursu sprzed katastrofy). Potem zgodnie ze schematem nastąpiło odbicie - już na początku września (4 miesiące po katastrofie) kurs wrócił do poziomu sprzed tragedii lotu AF 447.

Nieco inaczej sytuacja wyglądała w przypadku notowań akcji linii Qantas po locie QF 32, w trakcie którego doszło do poważnej awarii silnika airbusa A380.

4 listopada 2010 r., w dniu zdarzenia, wartość akcji nawet nieco wzrosła (o 0,6 proc. do 2,89 dolara australijskiego). Do końca tego tygodnia akcje linii straciły jednak 4,6 proc. W ciągu kolejnych miesięcy akcje australijskiego przewoźnika traciły na wartości aż do poziomu poniżej 1 dolara w czerwcu 2012 r.

Należy jednak pamiętać o tym, że problemy techniczne z samolotami A380 tylko spotęgowały i tak poważne tarapaty finansowe linii. Tym raczej należy tłumaczyć brak zaufania inwestorów.

Inwestorzy giełdowi, jak się wydaje, zwracają uwagę na katastrofy i incydenty techniczne zdecydowanie mniej niż media. O ile takie tragiczne zdarzenia mogą wystraszyć krótkoterminowych i spekulacyjnych graczy giełdowych, to już w średnim terminie - o ile sytuacja finansowa linii jest stabilna - notowania giełdowe odbijają.

Ostatnie komentarze

gość_69c89 2015-01-09 14:52   
gość_69c89 - Profil gość_69c89
Fajna analiza - ale wnioski jednak wyciągnięte nieco na wyrost.

Po pierwsze, samo odbicie w kursach walorów nie oznacza, że inwestorzy podtrzymali swoje zaufanie do przewoźnika. Bo aby to ostatecznie rozstrzygnąć należałoby zbadać strukturę akcjonariatu przed katastrofą i po niej. Wykup akcji w promocyjnej cenie przez państwo byłby właśnie potwierdzeniem spadku zaufania inwestorów komercyjnych.

Po drugie, w przypadku AirAsia - nie są jeszcze znane przyczyny katastrofy QS8501. Wiadomo już, że przewoźnik nie miał pozwolenia na wykonanie tego lotu. Badane są rejestry wypadków z udziałem tej linii oraz raporty z prac utrzymaniowych maszyn. Jeśli okaże się, że AirAsia zdarzało się częściej nie przestrzegać procedur operacyjnych i - nie daj Boże! - utrzymaniowych to stracą licencję na przewozy. A to pogrąży całą grupę AirAsia. Rynek w Kuala Lumpur nie będzie miał dla nich najmniejszej litości i nie tylko kurs akcji osiągnie poziom śmieciowy ale jeszcze cała grupa będzie musiała racjonalizować program inwestycyjny - portfel zamówionych maszyn czy inwestycje w FFP.

Po trzecie, w teorii ekonomiki transportu lotniczego panuje pewny przesąd - celowo nie używam tu słowa 'teza' czy 'teoria', że przewoźnicy o prywatnej strukturze akcjonariatu (np. przewoźnicy niskokosztowi) dużo bardziej są podatni na spadki kursów akcji w sytuacjach kryzysowych niż przewoźnicy których właścicielem jest państwo. Ciekawe, czy dostępne statystyki umożliwiłyby zweryfikowanie powyższego przesądu.

Niech Pan drąży temat bo jest ciekawy. Powyższy artykuł jest dobrym punktem startowym do dalszych badań. Ale bez wdrożenia narzędzi ekonometrycznych trudno będzie wyciągnąć jednolite wnioski na poziomie globalnym.
 - Profil gość
Reklama
Kup bilet Więcej
dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Wizy
Rezerwuj hotel
Wizy
Okazje z lotniska

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy