Pytamy o 787: Marcin Piróg
Reklama
Nie tylko nowy samolot, ale i nowa jakość na pokładzie - zapewnia Marcin Piróg, prezes PLL LOT, w rozmowie z Dominikiem Sipińskim z Seattle. Szef polskiego przewoźnika udzielił wywiadu grupie dziennikarzy na pokładzie pierwszego Boeinga 787 Dreamliner dla Polskich Linii Lotniczych LOT.
Marcin Piróg: My ja nazywamy nie premium economy, ale Premium Club. Fotel jest bardziej zbliżony do tego, co dzisiaj mamy w klasie biznes. Jeżeli chodzę o stronę rozrywki czy menu na pokładzie, będzie to zbliżone do tego, co teraz oferujemy na Boeingach 767. A klasa biznes to jest standard zbliżony do klasy pierwszej u konkurentów zachodnioeuropejskich. W cenie biznesu będzie naprawdę ogromny komfort.
Pasazer.com: Czy Dreamliner wpłynie na poprawę sytuacji ekonomicznej LOT-u w Europie i na świecie?
Marcin Piróg: Tak. Od początku przyszłego roku będziemy latać na trasach, na których latamy w tej chwili: Chicago, Nowy Jork, Toronto i Pekin, ale z czasem chcemy tę ofertę rozszerzać. Z czasem otworzymy dodatkowe kierunki w Azji, prawdopodobnie Tokio od października 2013 r. Ale i siatka europejska się zmienia. Chcemy zachęcić Polaków spoza Warszawy i klientów z Europy Środkowo-Wschodniej do przesiadek w Warszawie. Mamy również ofertę dla klienta z Europy Zachodniej.
Pasazer.com: W pokładowym systemie rozrywki znalazła się ankieta dla pasażerów. Jest pan ciekawy jej wyników?
Marcin Piróg: Absolutnie, to jedna z podstaw. Nie wystarczy dobry produkt, ale przede wszystkim obsługa. Od ponad roku przeprowadzamy w Locie program Elite Fleet, tak, by pasażer nie tylko zobaczył nowy samolot, ale by każda podróż była miłym doświadczeniem. Klienci powinni zapamiętać jaka była obsługa, serwis, jakie menu oferujemy, bo tu też będą pozytywne zmiany.
Pasazer.com: Czuje pan satysfakcję, że ten samolot wreszcie będzie latać w barwach PLL LOT?
Marcin Piróg: Zdecydowanie, to nie tylko satysfakcja, to jest duma. Mówię to nie tylko w swoim i LOT-u imieniu, ale całej Polski. Wyprzedzimy teraz Europę. Mogę to porównać do stadionów - byliśmy w nieco innym świecie, a teraz można do nas przyjeżdżać i podziwiać stadiony. Tak samo jest z Dreamlinerem. Jest to rewolucja w pozytywnym znaczeniu, a dla naszej linii szansa, by wyjść na prostą. To warunek niezbędny, nie wystarczający, bo firma nadal się zmienia i restrukturyzuje. Ale w tych trudnych czasach, kiedy niemal codziennie słyszymy o problemach linii lotniczych, dla nas jest to szansa, by zdecydowanie zmniejszyć bazę kosztową. Najwyższym kosztem jest paliwo, a ten samolot będzie palić ok. 15% mniej.
Pasazer.com: Myśli pan, że gdy minie euforia związana z przylotem Dreamlinera, pasażerowie nadal pozostaną przy Locie?
Marcin Piróg: Chciałbym, żeby ta euforia pozostała po pierwszym doświadczeniu pasażera. Jeżeli ktoś będzie zadowolony z podróży, to będzie z nami latał. Musimy mieć pasażerów, którzy są lojalni. Nie tylko naszych pasażerów, Polonię latająca do Stanów, ale i klienta amerykańskiego. To samo w Azji - widzimy to zresztą na połączeniu do Pekinu, bo ponad 50% naszych pasażerów to Chińczycy.
Pasazer.com: Czy przez te lata oczekiwania na opóźnionego Dreamlinera miewał pan momenty, w których myślał pan, że lepiej byłoby zamówić inny samolot, który już do LOT-u byłby dostarczony?
Marcin Piróg: Muszę powiedzieć, że w zeszłym roku o tej porze mieliśmy bardzo ciężkie rozmowy z Boeingiem. Mieliśmy też alternatywną opcję, którą przygotowaliśmy - może to nam trochę pomogło w negocjacjach. Ostatni aneks z Boeingiem, który podpisaliśmy, to był przełom grudnia i stycznia tego roku. Wtedy data 15 listopada była już zafiksowana. Chylę czoła przed moimi poprzednikami, który podjęli decyzję w 2005 r. Była to decyzja trafna. Jak wiadomo konkurencyjny samolot tego typu będzie dostępny za najwcześniej 2-3 lata. To daje nam przewagę oraz pozwala być pierwszą linią w Europie z nowymi samolotami.
Pasazer.com: Dziękuję za rozmowę.
Dominik Sipiński
fot. Dominik Sipiński