Opinie: Inwestycje na Lotnisku Chopina, tak, ale jakie?
Wiceminister infrastruktury, Marcin Horała potwierdził, że Okęcie będzie rozbudowywane, przedmiotem dodatkowych analiz ma być zakres prac. Jakie czynniki mają obecnie wpływ na decyzje podejmowane w odniesieniu do infrastruktury obsługującej aglomerację warszawską?
Reklama
Pod koniec lutego 2018. szef PPL-u, Mariusz Szpikowski oraz przedstawiciele firmy konsultacyjno-projektowej ARUP, na wspólnej konferencji prasowej przedstawili plany rozbudowy Lotniska Chopina,
koniecznej do istotnego zwiększenia jego przepustowości. Stwierdzili, że możliwe będzie podniesienie
godzinowego limitu operacji na istniejących pasach z 42-tu do 50-ciu, a nawet 52. Natomiast
maksymalna liczb dziennych operacji ograniczona czynnikami środowiskowymi też mogłaby być
istotnie wyższa niż obecnie. Według późniejszych wypowiedzi pana Szpikowskiego wchodzi w grę
dodatkowe 200 operacji, czyli wzrost o 33 proc. W połączeniu z koniecznymi inwestycjami
terminalowymi i na płycie lotniska, przepustowość portu mogłaby wzrosnąć, po zakończeniu cyklu
inwestycyjnego w roku 2023, z 22 do 26 – 28 milionów pasażerów. Ten element w bardzo dużym
stopniu zależy od średniej wielkości operujących samolotów.
Już w marcu rozpoczęły się remonty pasów startowych i dróg kołowania. Pól roku temu, dość niespodziewanie, Ministerstwo Infrastruktury podjęło decyzje o wstrzymaniu wszystkich nierozpoczętych prac do czasu przeprowadzenia dodatkowej analizy przepustowości portu. Podkreślano, że nie chodzi o całkowitą rezygnację z nowych inwestycji, ale ich racjonalizację, tak, aby były w maksymalnym stopniu zamortyzowane w momencie otwarcia CPK. Bardzo niedawno minister Horała, stwierdził, że dopiero do połowy przyszłego roku gotowe będą analizy dotyczące kwestii zakresu uzasadnionych ekonomicznie inwestycji w porcie Chopina. Należy brać przy tym pod uwagę, że pod koniec przyszłej dekady zostanie otwarty CPK. Użył też sformułowania, iż nie należy spodziewać się znaczącej rozbudowy lotniska. Spróbujmy ustalić, czym kierują się decydenci, jakie są determinanty ich polityki, w odniesieniu do infrastruktury lotniskowej obsługującej aglomerację warszawską, a przede wszystkim, do portu Chopina.
Powodzenie projektu Radom
Administracyjny podział ruchu
Nowa, częściowo hybrydowa, strategia handlowa LOT-u
Przed podsumowaniem
Podsumowanie
Już w marcu rozpoczęły się remonty pasów startowych i dróg kołowania. Pól roku temu, dość niespodziewanie, Ministerstwo Infrastruktury podjęło decyzje o wstrzymaniu wszystkich nierozpoczętych prac do czasu przeprowadzenia dodatkowej analizy przepustowości portu. Podkreślano, że nie chodzi o całkowitą rezygnację z nowych inwestycji, ale ich racjonalizację, tak, aby były w maksymalnym stopniu zamortyzowane w momencie otwarcia CPK. Bardzo niedawno minister Horała, stwierdził, że dopiero do połowy przyszłego roku gotowe będą analizy dotyczące kwestii zakresu uzasadnionych ekonomicznie inwestycji w porcie Chopina. Należy brać przy tym pod uwagę, że pod koniec przyszłej dekady zostanie otwarty CPK. Użył też sformułowania, iż nie należy spodziewać się znaczącej rozbudowy lotniska. Spróbujmy ustalić, czym kierują się decydenci, jakie są determinanty ich polityki, w odniesieniu do infrastruktury lotniskowej obsługującej aglomerację warszawską, a przede wszystkim, do portu Chopina.
Projekt megahub
Zacznijmy od kwestii, która wydawałaby się najważniejsza, od niej powinny zaczynać się i kończyć dyskusje. To gigantyczny projekt CPK. Jego powodzenie zależy od tego, czy LOT zbuduje w swoim porcie bazowym najpierw bardzo duży, a potem wielki hub. Pośrednio potwierdził to prezes LOT-u stwierdzając, że do czasu uruchomienia CPK jego linia planuje przewozić 25 mln pasażerów. Ale, jak miałoby to być osiągnięte, jeżeli obecna przepustowość WAW wynosi nieco ponad 20 mln? Wydawałoby się, że ograniczanie inwestycji w porcie Chopina jest zupełnie sprzeczne z fundamentami strategii budowy w Polsce megahubu? Pisaliśmy o tym, między innymi, w artykule „Analiza: Lotniska aglomeracji warszawskiej do 2029 roku mogą stracić 12 mln pasażerów”.Jedyne racjonalne wytłumaczenie tej sytuacji to stosunkowo nowa strategia LOT-u, która zakłada
stworzenie w Budapeszcie drugiej bazy polskiej linii, drugiego węzła przesiadkowego. Istotną częścią
siatki stałyby się połączenia dalekiego zasięgu, a trasy wewnątrz-europejskie miałyby, w znacznym
stopniu, charakter zasilający. Przy takich planach jeden B787 i rejsy do dwóch destynacji w USA to
miałby być dopiero początek. Od strony sprzętowej LOT zabezpieczył się zamawiając dwa kolejne
B787. Jest dość oczywiste, że siedemnaście samolotów szerokokadłubowych to znacznie więcej niż
może być w najbliższych latach wykorzystane z Warszawy. Zarówno ze względów rynkowych, jak i
regulacyjnych – ograniczone możliwości do operacji do Chin i Japonii, problemy z uzyskiwaniem zgód
na przeloty trasą transsyberyjską. Strategię tworzenia nowego hub-u węgierskiego kilkukrotnie
potwierdzał prezes Milczarski. I gdyby LOT mógł z powodzeniem skoncentrować się na rozbudowie
bazy w Budapeszcie, to znaczna dodatkowa przepustowość w porcie Chopina nie miałaby już
kluczowego znaczenia. Przynajmniej przez kilka, może nawet, pięć lat. Polski przewoźnik mógłby też
liczyć, że tanie linie i linie charterowe zniechęcone do WAW ogromnymi ograniczeniami w
najważniejszym dla nich sezonie letnim, zaczęłyby zwalniać sloty, które byłyby do wykorzystania.
Dodatkowo LOT dość nieśmiało, ale jednak zaczął rozwijać bezpośrednie połączenia międzynarodowe
z polskich portów regionalnych, głównie na Ukrainę i do Izraela oraz z Krakowa/Rzeszowa do USA. To
ma służyć odciążeniu portu Chopina oraz utrzymania kontroli nad ruchem, który w przyszłości
korzystałby z CPK. W chwili otwarcia nowego lotniska bardzo znaczna część ruchu dalekiego zasięgu,
głównie tranzytowego, obsługiwanego w Budapeszcie, mogłaby być przeniesiona do CPK.
Dotyczyłoby to, przede wszystkim Południowo-Wschodniej i Południowej Europy. Również niektórych
tranzytów wewnątrz-europejskie, a szczególnie Północ – Południe.
Wielokrotnie zarówno na portalu PRTL.pl, jak i Pasażer.com, pisaliśmy, dlaczego strategia dwu-hub-
owa LOT-u jest oderwana od realiów rynkowych i biznesowych. Tu zwróćmy uwagę na kwestię, która
jest oczywista nawet dla bardzo początkującego specjalisty od tworzenia lotniczych sieciowych
systemów przewozowych. Hub-u nie tworzy się metodą małych kroczków. To musi być Big Bang. W
przeciwnym wypadku mini, pseudo hub-y są bardzo głęboko nierentowne. Na trasach dalekiego i
średniego zasięgu wożony jest prawie wyłącznie ruch bezpośredni. Jednak wybierając drogę „z
mocnym przytupem” przewoźnik musi dysponować ogromnymi zasobami finansowymi i mieć do
pozyskania gigantyczny ruchu. Tak było w przypadku Lufthansy i Monachium. Nawet British Airways
nie zdecydował się na tworzenie drugiego hub-u. Wołał kupić przewoźnika z „rozkręconym” hub-em
północno-atlantyckim.
Teraz, pomimo zapewnień szefostwa LOT-u, porażka budapesztańska jest oczywista. Klęską było
połączenie do Chicago. Praktycznie nie ma szans na dobre wyniki tras do Nowego Jorku i Seulu.
Również, dlatego, że samoloty LOT-u mają konfigurację z wieloma fotelami w klasie biznes i premium economy, a jak tu je wypełnić wożąc prawie wyłącznie ruch bezpośredni? Dodatkowo stałym
zagrożeniem jest uruchomienie połączeń przez konkurenta operującego ze swojego wielkiego hub-u.
Zyskuje on natychmiast ogromną przewagę mogąc zasilać swoje rejsy pasażerami tranzytowymi.
Jeżeli chodzi o bezpośrednie połączenia z polskich portów regionalnych to mają one niestety bardzo
ograniczone możliwości rozwoju. Przy najważniejszych trasach interkontynentalnych występują te
same problemy i zagrożenia, co w przypadku Budapesztu. Już w przyszłym roku LOT będzie musiał
konkurować na trasie Kraków Chicago z American Airlines. Główna nadzieja w tym, że amerykański
przewoźnik bardzo słabo zna najważniejszy w tym przypadku rynek przewozów etnicznych.
Wydaje się dość oczywiste, że gdy LOT przyjmie do wiadomości fiasko koncepcji drugiego hub-u, to
kwestia zwiększenia przepustowości portu Chopina znów stanie się pilniejsza i priorytetowa. Ale
kwestia dokładnego kalendarza inwestycyjnego będzie zależna również od innych czynników.
Piszemy o tym poniżej.
Powodzenie projektu Radom
Chodzi tu zarówno o pozyskiwanie godziwego ruchu, choćby zbliżonego do oficjalnych prognoz, jak i
powiązane z tym spełnienie celu strategicznego – przejęcie od portu Chopina maksymalnej części
ruchu charterowego i obsługiwanego przez tanie linie.
Jak się to ma do planów inwestycyjnych w WAW? Prosta logika wskazywałaby, że istotne zwiększenie
przepustowości głównego portu warszawskiego może nastąpić nie wcześniej niż dwa, a nawet trzy
lata po uruchomieniu lotniska radomskiego. W przeciwnym przypadku szanse na dobrowolne
przenosi z WAW spadłyby praktycznie do zera. Według oryginalnych planów proces inwestycyjny w
porcie Chopina miał trwać do roku 2023 natomiast pierwsza faza rozbudowy lotniska radomskiego
miała trwać około 20 miesięcy i zakończyć się w roku 2020. Jednak już od bardzo wielu miesięcy
wiadomo, że RDO ma co najmniej dwuletnie opóźnienie i optymiści mówią o roku 2022, a pesymiści o
2023. A to, według przedstawionego rozumowania oznacza, że znaczne zwiększenie przepustowości
lotniska Chopina powinno opóźnić się. W przeciwnym przypadku po lotnisku radomskim będzie tylko
hulał wiatr. Oczywiście, drugim warunkiem jest utrzymywanie stanu saturacji w lotnisku modlińskim.
I na koniec tego punktu uwagi dodatkowe. PPL i ARUP uzasadniając wybór Radomia i hibernację
Modlina podkreślali, że istotne znaczenie ma czynnik czasu. W przypadku Modlina określono, że
proces inwestycyjny będzie trwał 45 miesięcy, a Radomia 20 miesięcy. W tym drugim przypadku 20
miesięcy niedługo minie, a nie zakończono nawet przetargu na budowę terminala. Widać też, że
koszty inwestycji radomskiej przyjęte do porównań były znacznie zaniżone. PPL i ARUP zwracali
uwagę na ogromną siłę odstraszającą inne linie specjalnej umowy lotniska modlińskiego z Ryanairem.
Traci ona ważność w roku 2023, a więc niedługo po tym, jak lotnisko w Radomiu zostanie,
prawdopodobnie, uruchomione.
Administracyjny podział ruchu
Kilka lat temu PPL wskazywał, że sposobem na odblokowania portu Chopina poprzez pozbycie się linii
charterowych i przynajmniej części tanich być może będzie tzw. administracyjny podział ruchu.
Wykorzystanie tej procedury wymaga zgód KE. Opisywaliśmy tę kwestię w wielu artykułach na
portalu PRTL.pl i Pasazer.com.
Obecnie od kilkunastu miesięcy PPL milczy w tej sprawie. Czy dlatego, że zdał sobie sprawę, iż
uzyskanie zatwierdzeń unijnych okaże się, najprawdopodobniej, bardzo bardzo trudne, czy też
zostawia sobie taką możliwość w rezerwie i nie chce zbytnio mobilizować do oporu „przyszłe ofiary”.
Jeżeli obecnie wchodzi w grę drugi przypadek to istotne zwiększenie przepustowości portu Chopina
nie może poprzedzać uruchomienia lotniska komplementarnego, gdyż w takiej sytuacji uzyskanie
zgód KE byłoby zupełnie nierealne.
Nowa, częściowo hybrydowa, strategia handlowa LOT-u
Nieco więcej piszemy o tej kwestii w drugiej części Komentarza. Tu warto tylko wspomnieć, że
decyzja o zamówieniu aż 15 samolotów B737 MAX oznaczała częściowa zmianę strategii na
połączeniach średniego zasięgu. Polega ona na wykorzystywaniu na wielu połączeniach samolotów
prawie 200-tu miejscowych, które w znacznej części miałyby być wypełniane ruchem tanim i bardzo
tanim,, który zazwyczaj korzysta z ofert LCC. Przy takiej strategii przewoźnik ma możliwość istotnego
zwiększania oferowania i przewozów bez konieczności pozyskiwania nowych slotów na starty i
lądowania. I ten element mógł być brany pod uwagę, gdy ustalano pilność inwestycji w porcie
Chopina.
Przed podsumowaniem
A może niepotrzebnie dzielimy włos na czworo? Może rzeczywiście chodzi o maksymalną
racjonalność ekonomiczną procesu inwestycyjnego i, dodatkowo, różnice w podejściu i różne
priorytety poszczególnych ośrodków decyzyjnych?
Nie wydaje się to prawdopodobne. PPL na pewno dość dobrze potrafił określić koszty wymaganych
inwestycji, wychodząc ze szczegółowymi propozycjami. Ma tu już bardzo duże doświadczenie. Tak,
jak potrafił oszacować dodatkowe przychody związane z obsłużeniem, co najmniej kilkudziesięciu
milionów dodatkowych pasażerów. To nie mogły być niespodzianki. Jednak najważniejsza jest prosta
konstatacja, że projekt CPK ma gigantyczne finansowe, i nie tylko, znaczenie, że zapewnienie mu
optymalnych warunków powodzenia warte jest nawet kilkuset milionowych strat związanych z tym,
że prawie nowa infrastruktura nie w pełni zamortyzuje się. Dla nas jest to oczywiste. A kwestia
różnych ośrodków decyzyjnych? Przy tak skomplikowanym i kosztownym projekcie, jak CPK musi być
tylko jeden ośrodek decyzyjnych odpowiadający za wszystkie kluczowe kwestie nawet tylko
pośrednio z nim związane. A do nich na pewno należy obecna polityka inwestycyjna dotycząca
lotniskowej infrastruktury obsługującej aglomerację warszawską.
Podsumowanie
Z naszego krótkiego opisu czynników determinujących obecną lotniskową strategię inwestycyjną w
aglomeracji warszawskiej wynika, że część z nich ma charakter „kolizyjny”. Jednak tak na prawdę
wszystko zależy od tego, jak określana jest w danym momencie optymalna droga do stworzenia
projektowi CPK najlepszych warunków startu. I z takiego podejścia wynika pomysł na
komplementarne lotnisko w Radomiu. Wynika też nieulegająca zmianom, przynajmniej na razie,
polityka wobec lotniska w Modlinie. I nie ma tu znaczenia fakt, że, w momencie uruchomienia CPK
spec-umowa portu z Ryanairem nie będzie już od dawna obowiązywać, ani to, że i Warszawiacy,
mieszkańcy Polski Północno-Wschodniej i Wschodniej oraz przyjezdni będą mieli bardzo ograniczoną
możliwość skorzystania z tanich ofert na przelot, gdyż CPK, tak naprawdę będzie nie dla nich. Że
Warszawa będzie mogła tylko marzyć o cudzie krakowskim. Liczy się wielka wizja.