To nie szczątki samolotu Air France
– Szczątki wydobyte w czwartek z oceanu przez marynarkę wojenną Brazylii nie należą do zaginionego Airbusa francuskich linii Air France – powiedział w nocy z czwartku na piątek brazylijski rzecznik wojskowy. Na chwilę obecną nie wiadomo, jakie jest ich pochodzenie.
– Do tej pory nie odnaleziono żadnej części samolotu – oświadczył dyrektor departamentu kontroli brazylijskiej przestrzeni powietrznej generał Ramon Borges Cardoso.
Z morza wyłowiono jedynie drewnianą paletę towarową. Generał podkreślił, że na pokładzie zaginionej maszyny nie było drewnianych palet.
Tylko plama na oceanie
Na razie jedynym tropem wskazującym, że w rejonie mógł rozbić się samolot, jest plama benzyny rozlana na oceanie. Fachowcy orzekli, że nie jest to typ paliwa używanego na okrętach. Jednak i tu pojawiają się wątpliwości - zdaniem gen. Cardoso duża plama sfotografowana z powietrza wygląda [prawdopodobnie ze względu na kształt - przyp. red.], jakby pochodziła ze statku.
Według wojskowego nie tylko nie ma już szans na znalezienie ocalonych, ale i szanse na
odnalezienie ciał zabitych maleją "z każdą mijającą chwilą". – Początkowo koncentrowaliśmy się na szukaniu ciał i rozbitków, ale teraz zależy nam na szczątkach, które pomogą w śledztwie – powiedział Cardoso.
Linie Air France już w czwartek poinformowały, że nie ma żadnych szans, by ktokolwiek ocalał z katastrofy.
"To zła wiadomość"
Informacje Brazylijczyków skomentował już sekretarz stanu w rządzie francuskim Dominique Bussereau. – To ewidentnie zła wiadomość, bo wolelibyśmy, żeby szczątki te pochodziły z samolotu, o którym mamy informację – powiedział Bussereau w radiu RTL.
Teraz "trzeba kontynuować poszukiwania, a naszym głównym celem jest zdobycie tzw. czarnych skrzynek, czyli rejestratorów danych. Czas pracuje przeciwko nam (...) Trzeba zrobić wszystko, żeby odzyskać rejestratory lotów, a więc z pewnością poszerzyć obszar poszukiwań".
Akcja poszukiwawcza
Akcję wydobywczą z udziałem samolotów i okrętów brazylijskie wojsko rozpoczęło w czwartek rano na obszarze oddalonym o ok. 1 tys. km od wybrzeży Brazylii. Łącznie w poszukiwaniach na obszarze 6 tys. km kwadratowych uczestniczyło prawie 150 osób.
Śmierć w rozbłysku światła?
Wciąż niejasne są okoliczności katastrofy, a ich poznanie może być niemożliwe bez czarnych skrzynek, spoczywających prawdopodobnie na dnie oceanu.
Samolot w odstępie czterech minut wysłał w eter serię automatycznych sygnałów, wskazujących na usterkę i ostry lot w dół - napisał na swych stronach internetowych specjalistyczny magazyn poświęcony lotnictwu "Aviation Herald". Magazyn cytował źródła w liniach Air France.
Sygnały zaczęły napływać w poniedziałek o godzinie 4.10 czasu polskiego, wskazując wyłączenie układu automatycznego sterowania i zakończyły się o godzinie 4.14 ostrzeżeniem, że kabina "wertykalnie" nabiera prędkości.
Wybuch nad oceanem? Niewykluczone, że właśnie to zobaczył pilot linii Air Comet w tym samym czasie, kiedy zaginął Airbus. Pilot w wywiadzie dla hiszpańskiego dziennika "El Mundo" mówił o rozbłysku białego światła. – Nagle z dystansu zobaczyliśmy silny, intensywny rozbłysk białego światła, który poleciał w dół, po trajektorii pionowej i zniknął w ciągu sześciu sekund – mówił pilot linii Air Comet, lecący z Limy do Madrytu.
Katastrofa AF 447 jest najtragiczniejszym wypadkiem lotniczym na świecie od 2001 roku. W Rockway w Queens, wkrótce po starcie z nowojorskiego lotniska JFK rozbił się wtedy Airbus 300 należący do American Airlines. W sumie w katastrofie zginęło 265 osób, w tym 5 na ziemi - informuje TVN24.
Zebrał: Marcin Jędrzejczak