Nie wiadomo, co się stało z Airbusem

2 czerwca 2009 12:35
2 komentarze
Reklama
Piloci samolotu brazylijskich linii lotniczych TAM, lecącego po kursie zbieżnym z trasą zaginionej maszyny Air France, mogli widzieć szczątki francuskiego Airbusa - informują brazylijskie władze. O zauważeniu prawdopodobnych szczątków Airbusa powiadomiły też władze zachodnioafrykańskiego Senegalu - podaje telewizja TVN24.

Jest informacja, ale dość niepewna, że z brazylijskiego samolotu kompanii TAM widziano pożar na Oceanie Atlantyckim – powiedział na lotnisku w Rio de Janeiro w poniedziałek (01.06) José Alencar Gomes da Silva, wiceprezydent Brazylii. – To mogły być szczątki, lecz na razie tego nie wiadomo – dodał. Podkreślił, że informację dokładnie sprawdza brazylijskie wojsko.

Brazylijskie samoloty wojskowe odkryły szczątki samolotu na powierzchni Atlantyku, niedaleko wybrzeży Senegalu - tak twierdzi francuska stacja telewizyjna LCI. Na razie nie ma jednak pewności, czy to na pewno szczątki zaginionej maszyny.

Jak poinformował Jorge Amaral, pułkownik brazylijskiego lotnictwa, w nocy w celu zlokalizowania czarnych skrzynek Airbusa wysłano nad ocean wyposażone w specjalną elektronikę, radary i podczerwień dwa kolejne samoloty: zdolnego wyłapać sygnały SOS Herculesa C130 oraz wyposażonego w lotniczy system wczesnego ostrzegania i kontroli (AWACS) Embraera R-99.

Piorun? Zwarcie? Zamach terrorystyczny?

Słowo, które najczęściej powraca w tytułach na pierwszych stronach francuskich gazet to "tajemnica". Ciągle po prostu nie wiadomo, dlaczego Airbus zniknął z ekranów radarów. Zdaniem większości francuskich specjalistów, jest mało prawdopodobne, by uderzenie pioruna mogło spowodować katastrofę, bo nowoczesne samoloty są tak skonstruowane, że zazwyczaj pioruny nie są dla nich groźne.

Powraca hipoteza ataku terrorystycznego. Wybuch bomby na pokładzie mógłby wytłumaczyć fakt, że piloci nie mieli czasu wysłać sygnału alarmowego. Żadne ugrupowanie terrorystyczne nie przyznało się jednak do dokonania ewentualnego zamachu.

W dalszym ciągu nie wiadomo, co stało się z Airbusem, który leciał z Rio de Janeiro do Paryża. Wysuwane są różne hipotezy, jednak Francuzi są pewni: to nie był terrorystyczny zamach. Taką wersję wydarzeń zdecydowanie odrzucił Hervé Morin, francuski minister obrony.

Na forach internetowych toczą się burzliwe dyskusje o potencjalnych przyczynach katastrofy francuskiego samolotu. O zamachu terrorystycznym mówią niektórzy specjaliści ds. lotnictwa oraz media.

Minister mówi, że zamachu nie było. – Nie mamy żadnych dowodów, które pozwalałyby nam stwierdzić, że terroryzm był przyczyną wypadku – oświadczył Morin w radiu Europe 1. – Dochodzenie się toczy – dodał.

Jednak media zaznaczają, że wcale nie jest takie pewne. "Le Figaro" powołuje się na jednego z pilotów, który mówi, że ochrona na lotnisku w Rio de Janeiro nie jest tak ostra jak w Europie, Stanach Zjednoczonych, Azji czy innych krajach Ameryki Łacińskiej. Terroryści, którzy zdecydowaliby się porwać samolot, mogliby wykorzystać tę lukę - pisze gazeta na swojej stronie internetowej.

O tym, że w samolot mógł trafić piorun mówił wczoraj François Brousse, przedstawiciel Air France. Jednak - jak zaznacza "Le Figaro" na swojej stronie internetowej - samo uderzenie pioruna nie mogło doprowadzić do katastrofy lotniczej. Potwierdzali to również w poniedziałek eksperci zajmujący się lotnictwem. To samo stwierdził w rozmowie z agencją dpa kapitan Georg Fongern, przewodniczący zarządu światowego zrzeszenia pilotów IFALPA. – Wielokrotnie doświadczyłem uderzenia pioruna w samolot, bez żadnych konsekwencji. W poszyciu widoczne były potem małe dziurki, nie większe niż czubek ołówka – powiedział.

Jednak w przeszłości zdarzały się katastrofy lotnicze spowodowane uderzeniami piorunów. Najtragiczniejszy taki wypadek wydarzył się 8 grudnia 1963 roku. Piorun zapalił opary paliwa w zbiornikach Boeinga 707 linii Pan Am lecącego nad stanem Maryland. Zginęli wszyscy obecni na pokładzie w liczbie 81 osób.

W poniedziałek media informowały również, że na pokładzie Airbusa było zwarcie. Taka przynajmniej automatycznie wysłana z pokładu samolotu informacja dotarła o godz. 4.14 czasu polskiego do służb lotniczych.

Zwarcie z kolei mogło być powiązane z turbulencjami, w jakie mógł wpaść samolot francuskich linii lotniczych. Pewne jest - pisze "Le Figaro" - że samolot mógł znaleźć się w trudnej sytuacji. Region ten jest uważany przez marynarzy i lotników za najbardziej niebezpieczny na ziemi.

Poszukiwania trwać będą do skutku

Francuski szef obrony zapowiedział, że Francja nie ustaną w poszukiwaniach. – Będą trwały tak długo, jak to konieczne – zapewnił Morin. Dodał, że "wszystkie środki morskie i lotnicze", które mogły zostać wysłane w prawdopodobną strefę katastrofy, tam się znalazły.

Na pokładzie maszyny znajdowało się 228 osób, w tym 216 pasażerów i 12 członków załogi, w tym dwóch Polaków, którzy najprawdopodobniej wracali z wakacji.

Powołaliśmy specjalną grupę roboczą, która jest w kontakcie ze wszystkimi stronami sprawy - czyli z rodzinami, z polską ambasadą w Paryżu oraz Air France. W tej chwili jest już po rozmowach z przedstawicielami francuskich linii lotniczych - na pewno bliskim zaginionych Polaków zostanie zapewniona pomoc psychologiczna, jak i prawna. Wszystko, co na tym etapie można zrobić, zostało na pewno zrobione – powiedziała reporterowi radia TOK FM Aleksandra Olechnowicz z biura podróży Ecco Travel.

Nie chce wyjawić czy obydwie zaginione osoby pochodziły z Wielkopolski. – Te osoby wykupiły w naszym biurze przelot i zakwaterowanie w Brazylii – dodaje Olechnowicz.

Wśród zaginionych jest między innymi 26-letni brazylijski książę Pedro Luís Maria José Miguel Rafael Gabriel Gonzaga de Orléans-Bragança e Ligne, czwarty w kolejce pretendent do tronu cesarskiego Brazylii i 35. w kolejce do królewskiego tronu Francji.

Jak donoszą media, zaginęła również grupa włoskich biznesmenów, którzy wracali z Brazylii, gdzie wsparli finansowo ludność z rejonów zalanych powodziami jesienią 2008 roku.

Na pokładzie pechowego lotu znajdowało się 9 pasażerów, którzy wylecieli ze swoimi bliskimi na cztery dni do Rio de Janeiro w ramach nagrody za najlepsze wyniki w pracy. Pochodzili oni z Limoges, gdzie znajduje się dyrekcja tej firmy oraz z Tuluzy i Pau - podaje radio Europe 1.

58-letnia Brytyjka oświadczyła, że jej mąż, który znajduje się na pokładzie zaginionego nad Atlantykiem samolotu, dzwonił do niej, by powiedzieć, że samolot kołuje nad lotniskiem w Brazylii - podaje brytyjski "The Sun".

Patricia Coakley mówiła, że mąż Arthur dzwonił do niej z lotniska w Brazylii, aby powiedzieć, że kołuje w samolocie do Paryża - po tym jak dwa wcześniejsze loty zostały anulowane. – Moją jedyną nadzieją jest telefon komórkowy, dzwoniłam i był sygnał. Według mnie on nie może być na dnie oceanu ponieważ jest sygnał i to jest moja nadzieja – powiedziała Particia. – Nie mogę znieść myśli, że on nigdy więcej nie wróci do domu. Planowaliśmy taką wspaniała przyszłość, a ja nie będę mieć teraz żadnej przyszłości jeśli on nie wróci – dodała Brytyjka.

Rodziny otrzymają pełne wsparcie

Duże wsparcie rodzinom pasażerów Airbusa okazał Nicolas Sarkozy, prezydent Francji. W poniedziałek przyjechał on na paryskie lotnisko, gdzie bliscy oczekiwali na jakiekolwiek wiadomości o tym, co stało się z samolotem.

W przyszły poniedziałek Sarkozy przyjmie w Pałacu Elizejskim rodziny podróżnych. – [Prezydent - przyp. red.] przyjmie ich w Pałacu Elizejskim – powiedział w radiu Europe 1 Dominique Bussereau, sekretarz stanu w ministerstwie transportu. – Prezydent chce by rodziny były informowane na bieżąco [o tym, co się dzieje - przyp. red.] – dodał.

Z kolei Jean-Louis Borloo, francuski minister środowiska, odpowiedzialny również za kwestie transportu, poinformował, że bliscy osób, którzy byli na pokładzie Airbusa, będą mogli udać się w obszar katastrofy.

Zniknął z radarów bez śladu

Samolot Airbus 330-200 francuskich linii lotniczych Air France lecący z Rio de Janeiro do Paryża zniknął z radarów w poniedziałek około 3.30 czasu polskiego. Maszyna miała wylądować około 11.10 na paryskim lotnisku Roissy - Charles de Gaulle.

Airbus ostatni raz widziany był na radarach w poniedziałek rano, zaraz po tym jak opuścił kontynent południowoamerykański. Najprawdopodobniej minął archipelag Fernando de Noronha, który leży ok. 350 km od północno-wschodnich brzegów Brazylii, gdy zniknął z radarów.

Po blisko 24 godzinnych poszukiwaniach szansa na szczęśliwe zakończenie jest właściwie żadna. Jeśli potwierdzi się najgorszy scenariusz, będzie to największa katastrofa lotnicza linii Air France od czasu katastrofy Concorde'a na paryskim lotnisku Charles de Gaulle w lipcu 2000 roku. Zginęło wtedy 113 osób.

Będzie to najgorsza katastrofa lotnicza od listopada 2001 roku, kiedy to samolot American Airlines rozbił się w nowojorskiej dzielnicy Queens. Życie straciło 265 osób.

Zebrali: Paweł Cybulak, Marcin Jędrzejczak

Ostatnie komentarze

gral 2009-06-02 14:29   
gral - Profil gral
neo... i wszystko jasne :D
gosc_KF 2009-06-02 14:04   
gosc_KF - Profil gosc_KF
TAM widziano pożar na Oceanie Atlantyckim. Ja uwazam ze prawdopodobnie ze była materiał wybuchy.
Podobnie jak było TWA800. Ale nie jestem pewna.
 - Profil gość
Reklama
Kup bilet Więcej
dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Wizy
Rezerwuj hotel
Wizy
Okazje z lotniska

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy