Raport: LOT przybliża Japonię (z przesiadką)
Dzięki code-share z All Nippon Airways LOT zaoferuje połączenia do Sapporo, Fukuoki i Sendai pasażerom z Polski, krajów ościennych i Europy Zachodniej. Oferta byłaby znacznie lepsza, gdyby polski przewoźnik nieznacznie dopasował godziny lotów do Japonii.
Reklama
LOT od 1 grudnia - niecały rok od rozpoczęcia lotów do Japonii - rozpoczął współpracę na zasadzie code-share z linią ANA, największym przewoźnikiem w tym kraju i członkiem sojuszu Star Alliance (podobnie jak polska linia).
Połączenie LOT-u do Fukuoki jest obciążone tym samym problemem, co rejs do Sapporo - bardzo długą przesiadką w Tokio-Naricie. Wynosi ona dokładnie tyle samo, czyli 8 godzin i 45 minut. Samolot ląduje na lotnisku docelowym o 20:10, czyli 21,5 godz. po starcie z Warszawy. Sytuacja jest identyczna jak w przypadku lotu do Sapporo - wystarczyłoby, aby LOT docierał do Tokio 15 minut wcześniej, aby umożliwić znacznie bardziej dogodną przesiadkę do Fukuoki.
Porozumienie obejmie z jednej strony loty ANA z Tokio-Narita do Fukuoki, Sapporo i Sendai, a z drugiej połączenia LOT-u z Warszawy do Monachium, Frankfurtu, Paryża-CDG i Londynu-Heathrow. Oznacza to, że pasażer np. z Londynu będzie mógł bezpośrednio u polskiego przewoźnika kupić bilet na lot ze stolicy Wielkiej Brytanii przez Warszawę i Tokio-Naritę do Sapporo. Natomiast pasażer np. z Fukuoki będzie mógł w systemie ANA zarezerwować rejs przez Tokio i Warszawę do Paryża.
LOT sprzedaje teraz bilety do trzech dużych japońskich miast, które nie mają bezpośrednich połączeń z Europą. Japońscy pasażerowie słyną z lojalności i przywiązania do krajowych marek - dlatego możliwość zarezerwowania biletów przez stronę linii ANA jest świetną metodą na pozyskanie ich przez LOT.
LOT nic w tę współpracę nie inwestuje i nie ma nic do stracenia. Jednak aby code-share miał sens i przyciągnął nowych pasażerów, przewoźnik powinien nieznacznie dopasować godziny lotów do Japonii, aby uniknąć bardzo długich przesiadek w Tokio-Naricie. Pasażerowie LOT-u muszą czekać aż dziewięć godzin na lotnisku w Tokio, przez co całe połączenie z Warszawy zajmuje ok. 21 godzin, a z Europy Zachodniej - nawet dobę. Tymczasem japońskie, koreańskie i chińskie linie oraz część europejskich przewoźników w ramach code-share oferują znacznie dogodniejsze loty z jedną przesiadką i trwające łącznie ok. 15 godzin.
LOT znacznie korzystniej wypada w przypadku powrotów do Europy. Połączenie do Warszawy trwa 15-16 godzin, a do Europy Zachodniej - 18-19 godzin. To nadal nieco więcej niż loty tylko z jedną przesiadką, ale różnica jest na tyle mała, że atrakcyjna cena i dobry produkt w Dreamlinerze mogą ją skompensować.
W przypadku lotów z hubów zachodnioeuropejskich LOT jest na straconej pozycji, bo loty z dwoma przesiadkami (w Warszawie i Naricie) nie mogą konkurować z połączeniami z jedną przesiadką w Tokio-Hanedzie.
Pasazer.com w oparciu o dane OAG Schedules Analyser przeanalizował możliwości, jakie dają nowe trasy. W analizie nie uwzględniliśmy przesiadek wymuszających znaczne nadłożenie trasy, np. przez Hongkong czy Singapur. Nawet przy korzystnej cenie taka podróż jest ekologicznie i czasowo nieopłacalna. Przeprowadziliśmy przykładową szczegółową analizę dla lotów do Sapporo, bo połączenia do Fukuoki wyglądają niemal identycznie, a Sendai jest najmniejszym z tych trzech lotnisk.
Sapporo - lot przegrywa przez długą przesiadkę
Największe miasto na północnej wyspie Hokkaido to ważny ośrodek przemysłowy i turystyczny. Gości do Sapporo przyciągają m.in. okoliczne stoki narciarskie. W samym Sapporo mieszka ok. 1,9 mln osób, w całej aglomeracji niemal 2,5 mln.
Miasto jest obsługiwane przez uruchomione w 1991 r. lotnisko New Chitose, które w 2015 r. odprawiło 19,3 mln pasażerów. Z tej liczby jednak aż 17,7 mln osób podróżowało na trasach krajowych, szczególnie do i z Tokio - to jedna z najbardziej zatłoczonych tras lotniczych świata.
Sapporo nie ma bezpośrednich połączeń z Europą, a połączenia code-share spośród linii europejskich oferują Air France (przez Tokio-Hanedę i Naritę, Osakę-Kansai i Seul-Incheon), Finnair (przez Nagoję i Osakę-Kansai), Alitalia, KLM (obie linie przez Seul-Incheon), Turkish Airlines (przez Tokio-Naritę i Osakę-Kansai), Lufthansa (przez Tokio-Hanedę i Naritę oraz Nagoję), SAS (przez Tokio-Naritę) oraz British Airways (przez Tokio-Hanedę). Miasto jest również w siatce połączeń latających do Europy ANA i Japan Airlines, a także m.in. Korean Air, Asiana Airlines i Air China.
Połączenie LOT-u z Warszawy do Sapporo trwa łącznie 21 godzin. Dreamliner polskiego przewoźnika ląduje w Tokio-Naricie o 9:15, a objęty porozumieniem code-share lot ANA do Sapporo startuje o 17:55 i ląduje na Hokkaido o 19:40. Tak długa przesiadka w Tokio wydłuża całą podróż - to podstawowy problem nie tylko rejsów do Sapporo, ale także pozostałych dwóch.
ANA z Narity oferuje jedynie dwa własne rejsy dziennie do Sapporo. Poranny startuje o 10:10, 55 minut po przylocie rejsu z Warszawy. Minimalny czas na przesiadkę na tym lotnisku wynosi 70 minut - wystarczyłoby zatem, aby jedna z linii zmieniła rozkład o 15 minut, a lot z Warszawy do Sapporo przez Tokio-Naritę trwałby tylko nieco ponad 14 godzin.
Znacznie dogodniejsza jest podróż powrotna. Na przesiadkę w Tokio-Naricie zaplanowano ok. półtorej godziny, a cała podróż z Sapporo do Polski trwa ok. 14,5 godziny.
Taki rozkład lotów znacznie obniża konkurencyjność rejsów LOT-u do Sapporo. Nawet z Warszawy szybciej da się dolecieć m.in. Air China przez Pekin (niecałe 14 godzin), Finnairem oraz Japan Airlines przez Helsinki i Nagoję (niecałe 16 godzin) czy Lufthansą przez Frankfurt i Tokio-Hanedę (niecałe 17,5 godziny). Przewagą LOT-u jest tylko jedna przesiadka, jednak przy tak dużej różnicy czasu połączenia może to nie wystarczyć, a w przypadku rywalizacji z Air China LOT nie ma nawet tej zalety. Jeśli doszłoby jednak do podpisania negocjowanego porozumienia code-share między LOT-em a chińską linią, to loty do Sapporo przez Pekin byłyby znacznie korzystniejsze niż przez Tokio.
W przypadku rejsów powrotnych LOT jest już jednak bezkonkurencyjny. Najkrótsze połączenie rywali - lot Finnaira z przesiadkami w Nagoi i Helsinkach - trwa ponad 17 godzin.
LOT z uwagi na długi czas przesiadki podczas rejsu do Sapporo nie ma też dobrej oferty dla pasażerów z głównych europejskich hubów, które zostały objęte porozumieniem code-share. Loty do tego miasta z Frankfurtu, Londynu, Monachium i Paryża przez Warszawę trwają ponad dobę, czyli o nawet 10 godzin więcej niż połączenia z jedną przesiadką. Na powrotach LOT przegrywa średnio o trzy godziny.
Fukuoka - sytuacja jak w Sapporo
To największe miasto na południowej wyspie Kiusiu jest piątym co do wielkości w całej Japonii i słynie z rozwiniętej sceny start-upowej. Władze Japonii powołały w Fukuoce jedyną w kraju specjalną strefę ekonomiczną dla innowatorów. W całej metropolii mieszka ponad 5,5 mln osób, a obsługujące Fukuokę lotnisko odprawia ponad 20 mln pasażerów rocznie - z tego ok. 70 proc. to podróżni na trasach krajowych. Fukuoka jako jedyna z trzech objętych code-share miast ma bezpośrednie połączenia z Europą, choć jedynie w sezonie letnim. Z Helsinek lata do tego miasta Finnair.
Połączenia code-share do Fukuoki spośród linii europejskich oferują Air France, British Airways, Finnair, Alitalia, KLM, Turkish Airlines, Lufthansa oraz SAS. Miasto jest oczywiście również w siatce połączeń latających do Europy ANA i Japan Airlines, a także m.in. Korean Air, Asiana Airlines i Air China.
Rejs powrotny nie ma już tego problemu - doskonała przesiadka powoduje, że cała podróż z Fukuoki do Warszawy trwa dokładnie 14,5 godziny.
Sendai - miasto słabo połączone
Największe miasto regionu Tohoku, leżącego w północnej części wyspy Honsiu, żyje w dużej mierze z turystyki. Miasto ma tylko ok. miliona mieszkańców, ale stanowi ważne centrum transportowe dla osób udających się na wakacje do tego uchodzącego za najbardziej zielony w Japonii regionu. Lotnisko w Sendai obsługuje niecałe 3,5 mln pasażerów rocznie, zdecydowaną większość z nich na trasach krajowych. Nie ma bezpośrednich połączeń z Europą - siatka tras międzynarodowych obejmuje jedynie Seul, Tajpej, Pekin i Guam.
Oferta połączeń code-share do tego miasta jest znacznie uboższa. Spośród europejskich linii bilety do i z Sendai sprzedają jedynie Lufthansa, SAS i Turkish Airlines. Sendai nie ma też bezpośrednich połączeń z lotniskiem Tokio-Haneda, co powoduje, że LOT jest w lepszej pozycji wobec konkurentów.
Połączenie LOT-u do Sendai, podobnie jak w przypadku Sapporo i Fukuoki, obejmuje dziewięciogodzinne czekanie na lotnisku Tokio-Narita. Całe połączenie z Warszawy trwa 21 godzin i nie wypada gorzej niż inne możliwości przesiadki przez Tokio. Jednak konkurenci - Lufthansa i Japan Airlines we współpracy z Finnairem - są w stanie zaoferować krótszą podróż przez Nagoję.
Podobnie jak w przypadku lotów do Sapporo i Fukuoki, LOT zaledwie o kilkanaście minut mija się z ANA. Japoński przewoźnik oferuje wylot z Tokio-Narity do Sendai o 10:00 (45 minut po planowym przylocie polskiego Dreamlinera). Rozkład musiałby zostać dopasowany o 25 minut, aby znacznie usprawnić przesiadkę z Warszawy do Sendai.
Powrót z Sendai do Warszawy - pod tym względem miasto to także niczym się nie różni - jest świetnie dopasowany i trwa jedynie 14,5 godziny.
Podsumowanie
To dobrze, że LOT rozwija współpracę code-share z japońskimi liniami lotniczymi. Ma to dużą wartość w przypadku lotów do Warszawy, innych miast w Polsce oraz w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Dzięki wejściu we współpracę z ANA polska linia może pozyskać klientów z Japonii, którzy dotąd nie znali LOT-u. Będą oni kupować bilety na stronie lub w biurach lokalnego przewoźnika, ale to polska spółka ich przewiezie i rozwiezie dalej po Europie.
Do tego współpraca ma wartość symboliczną, pokazuje bowiem, że LOT-owi udało się przełamać nieformalny opór Lufthansy (długoletniego partnera joint-venture z ANA) przed otworzeniem rynku japońskiego dla polskiej spółki. Do tego koszty nawiązania takiej współpracy są minimalne.
Jednak aby dać szansę na rozwinięcie ruchu do Sapporo, Fukuoki i Sendai, LOT powinien rozważyć drobną korektę rozkładu. Nie są to na pewno miasta priorytetowe, a obłożenie Tokio-Narity może uniemożliwić zmianę godzin - ale jeśli dałoby się przesunąć rejsy LOT-u lub ANA o 20 minut, bardzo poprawiłoby to jakość oferty.
Natomiast objęcie połączeń do hubów zachodnioeuropejskich ofertą code-share wydaje się mało znaczące - wątpliwe, by pasażerowie z Japonii lub Europy Zachodniej, mający do wyboru bogatą ofertę lotów bezpośrednich, korzystali z przesiadek w Warszawie. Choć, biorąc pod uwagę bezkosztowość takiej oferty dla LOT-u, nawet kilku pasażerów będzie czystą korzyścią.
grafika Dominik Sipinski
fot. David McKelvey (Flickr.com/CC), Tomoyuki Kawashima (Flickr.com/CC), Dominik Sipinski