LOT: Związki w ataku, Balcer w obronie
Reklama
W przyszłym tygodniu ma się odbyć w Warszawie pikieta związkowców Polskich Linii Lotniczych LOT. Protest jest sprzeciwem wobec sposobu zarządzania firmą przez jej włodarzy. Na nic zdają się mediacje zarządu, który tłumaczy, iż wzmocnieniu pozycji rynkowej firmy i jej wewnętrznej sytuacji pomóc może tylko - niestety bolesna - restrukturyzacja.
Jak powiedziała Elwira Niemiec, przewodnicząca związku zawodowego personelu pokładowego, protest jest skierowany przeciw stylowi zarządzania firmą i restrukturyzacji, którą przeprowadza zarząd oraz prezes Sebastian Mikosz.
- Pan prezes konsekwentnie realizuje swoją politykę pozbywania się niewygodnych osób. Wprowadził nowy regulamin wynagradzania przy sprzeciwie większości związków lotowskich. Przewiduje on zdecydowany wzrost wynagrodzeń wyższej kadry zarządzającej i spadek wynagrodzeń większości szeregowych pracowników - dodała Niemiec.
Niemiec zarzuca zarządowi "całkowity brak dialogu społecznego", oraz "dziką" restrukturyzację polegającą przede wszystkim na zwolnieniach długoletnich pracowników i zatrudnianiu w ich miejsce ludzi młodych. Dodaje, iż działania Mikosza są nieudolne i pogarszają kondycję finansową LOT-u.
W spółce trwa restrukturyzacja. LOT po latach zaniedbań, błędów i kryzysu, po "przespaniu" okresu sprzed 5 lat, gdy polskim niebem zawładnęły inne linie lotnicze, niekoniecznie z segmentu LCC, zauważa, że najwyższy czas na zmiany. Niestety, choć mogłoby się wydawać, że wiele działań jest niezbędnych, słusznych (a wielu nadal brakuje), to związki zawodowe w firmie służą wyłącznie do blokowania tego, co wobec nich opozycyjne.
W ramach zwolnień grupowych, które trwają od jesieni ubiegłego roku, do końca ubiegłego miesiąca z firmy odeszło 400 osób. Przewoźnik zapowiada, że to nie koniec zwolnień, gdyż zgodnie z planem na koniec roku zatrudnienie w firmie spaść ma poniżej 3 tys. osób, z około 3,5 tys. stanu obecnego. Dzięki oszczędnościom w wynagrodzeniach, ograniczeniu przywilejów pracowniczych i zwolnieniom, spółka zaoszczedziła w zeszłym roku 40 mln. złotych.
Choć to liczby optymistyczne, acz do idylli jeszcze bardzo daleka droga, to jednak strata firmy zmalała w ciągu roku o ponad 530 mln zł., a mimo to faktów tych - z zasady - nie każdy zauważa.
- Wynik operacyjny dla firmy jest najistotniejszy i jest bardzo zły, pomimo że pan prezes otacza się mnóstwem doradców - argumentuje wyciągając składowe wyliczeń Elwira Niemiec.
Przypomnijmy. PLL LOT za 2009 r. odnotował stratę operacyjną w wysokości 335,3 mln zł. W 2008 roku strata operacyjna wyniosła 231,9 mln zł. Wynik netto spółki był ujemny i wyniósł 168,1 mln zł, a wynik brutto wyliczono na minus 173 mln zł. Za 2008 r. strata netto sięgnęła 732,7 mln zł; a brutto 733,5 mln zł na minusie. Rzeczywiście, strata operacyjna w ostatnim roku zwiększyła się o 100 milionów, jednak wynik całej firmy jest o wiele korzystniejszy, niż w roku 2008. Fakt, że wynik operacyjny jest gorszy przy zwiększeniu liczby pasażerów dowodzi tezie, że polityka marketingowa i obniżka cen przynosi skutek (wzrost sprzedanych biletów), jednak by wyrównać bilans, oszczędności trzeba szukać w cięciu kosztów, a dodatkowych przychodów z działalności niezwiązanej bezpośrednio z lataniem. Zarzuty, że LOT w jednej sferze traci, a w innych zarabia są niezrozumiałe i niesprawiedliwe.
Tych samych argumentów używa Jacek Balcer, rzecznik spółki. - Udało się m.in. zmniejszyć straty, zwiększyć liczbę pasażerów, wprowadzić nowe połączenia i wreszcie zacząć odzyskiwać udziały w rynku - stwierdził. Balcer dodał, że zarząd przez ostatnie sześć miesięcy odbył ponad 150 spotkań ze związkami zawodowymi, wytrącając pani Niemiec "z ręki" kolejny argument i zarzut o totalnej ignorancji. Nie pozostawił bez echa także innych zarzutów.
- W firmie nikt nie pracuje na etacie doradcy. Są firmy doradcze. A linia lotnicza ma prawo zatrudniać specjalistów np. z innych linii lotniczych, bo oni swoim doświadczeniem mogą zagwarantować jej dalszy rozwój - argumentował rzecznik. W kwestii wynagrodzeń uciął, iż "skończyły się premie rozdawane z automatu, a zaczęło wynagradzanie ze względu na efekty pracy".
- Fakt wieloletniego stażu w żadnej firmie nie jest gwarancją zatrudnienia, gdyż nie zawsze jest to wprost proporcjonalne do kompetencji - powiedział Balcer odnosząc się co do zarzutów o zwalnianiu pracowników o wieloletnim stażu w LOT. Dodał, iż w firmie pozostają najlepsi specjaliści, a wiek i staż pracy w tym przypadku nie ma kompletnie żadnego znaczenia. To nie te czasy.
Protest ma się odbyć 9 czerwca przed Kancelarią Premiera. I wydawać by się mogło, że to już także nie te czasy...
Jak powiedziała Elwira Niemiec, przewodnicząca związku zawodowego personelu pokładowego, protest jest skierowany przeciw stylowi zarządzania firmą i restrukturyzacji, którą przeprowadza zarząd oraz prezes Sebastian Mikosz.
- Pan prezes konsekwentnie realizuje swoją politykę pozbywania się niewygodnych osób. Wprowadził nowy regulamin wynagradzania przy sprzeciwie większości związków lotowskich. Przewiduje on zdecydowany wzrost wynagrodzeń wyższej kadry zarządzającej i spadek wynagrodzeń większości szeregowych pracowników - dodała Niemiec.
Niemiec zarzuca zarządowi "całkowity brak dialogu społecznego", oraz "dziką" restrukturyzację polegającą przede wszystkim na zwolnieniach długoletnich pracowników i zatrudnianiu w ich miejsce ludzi młodych. Dodaje, iż działania Mikosza są nieudolne i pogarszają kondycję finansową LOT-u.
W spółce trwa restrukturyzacja. LOT po latach zaniedbań, błędów i kryzysu, po "przespaniu" okresu sprzed 5 lat, gdy polskim niebem zawładnęły inne linie lotnicze, niekoniecznie z segmentu LCC, zauważa, że najwyższy czas na zmiany. Niestety, choć mogłoby się wydawać, że wiele działań jest niezbędnych, słusznych (a wielu nadal brakuje), to związki zawodowe w firmie służą wyłącznie do blokowania tego, co wobec nich opozycyjne.
W ramach zwolnień grupowych, które trwają od jesieni ubiegłego roku, do końca ubiegłego miesiąca z firmy odeszło 400 osób. Przewoźnik zapowiada, że to nie koniec zwolnień, gdyż zgodnie z planem na koniec roku zatrudnienie w firmie spaść ma poniżej 3 tys. osób, z około 3,5 tys. stanu obecnego. Dzięki oszczędnościom w wynagrodzeniach, ograniczeniu przywilejów pracowniczych i zwolnieniom, spółka zaoszczedziła w zeszłym roku 40 mln. złotych.
Choć to liczby optymistyczne, acz do idylli jeszcze bardzo daleka droga, to jednak strata firmy zmalała w ciągu roku o ponad 530 mln zł., a mimo to faktów tych - z zasady - nie każdy zauważa.
- Wynik operacyjny dla firmy jest najistotniejszy i jest bardzo zły, pomimo że pan prezes otacza się mnóstwem doradców - argumentuje wyciągając składowe wyliczeń Elwira Niemiec.
Przypomnijmy. PLL LOT za 2009 r. odnotował stratę operacyjną w wysokości 335,3 mln zł. W 2008 roku strata operacyjna wyniosła 231,9 mln zł. Wynik netto spółki był ujemny i wyniósł 168,1 mln zł, a wynik brutto wyliczono na minus 173 mln zł. Za 2008 r. strata netto sięgnęła 732,7 mln zł; a brutto 733,5 mln zł na minusie. Rzeczywiście, strata operacyjna w ostatnim roku zwiększyła się o 100 milionów, jednak wynik całej firmy jest o wiele korzystniejszy, niż w roku 2008. Fakt, że wynik operacyjny jest gorszy przy zwiększeniu liczby pasażerów dowodzi tezie, że polityka marketingowa i obniżka cen przynosi skutek (wzrost sprzedanych biletów), jednak by wyrównać bilans, oszczędności trzeba szukać w cięciu kosztów, a dodatkowych przychodów z działalności niezwiązanej bezpośrednio z lataniem. Zarzuty, że LOT w jednej sferze traci, a w innych zarabia są niezrozumiałe i niesprawiedliwe.
Tych samych argumentów używa Jacek Balcer, rzecznik spółki. - Udało się m.in. zmniejszyć straty, zwiększyć liczbę pasażerów, wprowadzić nowe połączenia i wreszcie zacząć odzyskiwać udziały w rynku - stwierdził. Balcer dodał, że zarząd przez ostatnie sześć miesięcy odbył ponad 150 spotkań ze związkami zawodowymi, wytrącając pani Niemiec "z ręki" kolejny argument i zarzut o totalnej ignorancji. Nie pozostawił bez echa także innych zarzutów.
- W firmie nikt nie pracuje na etacie doradcy. Są firmy doradcze. A linia lotnicza ma prawo zatrudniać specjalistów np. z innych linii lotniczych, bo oni swoim doświadczeniem mogą zagwarantować jej dalszy rozwój - argumentował rzecznik. W kwestii wynagrodzeń uciął, iż "skończyły się premie rozdawane z automatu, a zaczęło wynagradzanie ze względu na efekty pracy".
- Fakt wieloletniego stażu w żadnej firmie nie jest gwarancją zatrudnienia, gdyż nie zawsze jest to wprost proporcjonalne do kompetencji - powiedział Balcer odnosząc się co do zarzutów o zwalnianiu pracowników o wieloletnim stażu w LOT. Dodał, iż w firmie pozostają najlepsi specjaliści, a wiek i staż pracy w tym przypadku nie ma kompletnie żadnego znaczenia. To nie te czasy.
Protest ma się odbyć 9 czerwca przed Kancelarią Premiera. I wydawać by się mogło, że to już także nie te czasy...