Biliony dolarów na samoloty do 2035 r.
Według Airbusa - 5,2 biliona dolarów, według Boeinga - 5,9 biliona. Tyle mają być warte wszystkie samoloty sprzedane od teraz do 2035 r. Wiodący producenci wypuścili swoje prognozy na najbliższe 20 lat - dobrze pokazują one różnice w ich strategiach.
Reklama
Poza Airbusem i Boeingiem prognozę rynku samolotów na kolejne 20 lat opublikowali też Embraer i ATR, ale ci producenci skupiają się na swoich rynkach, czyli odpowiednio odrzutowcach regionalnych i samolotach turbośmigłowych. Prognozy nie mówią o tym, ile maszyn chce sprzedać konkretny producent, a o całościowym zapotrzebowaniu na rynku.
Dwaj najwięksi producenci mają zbliżone oczekiwania. Różnica w prognozach dotyczących wartości nowych samolotów wynika w dużej mierze z tego, że Boeing obejmuje prognozą także odrzutowce regionalne, a Airbus koncentruje się jedynie na rodzajach samolotów, które sam produkuje.
Europejski koncern spodziewa się, że do 2035 r. na rynek trafi 33 070 nowych odrzutowców o łącznej wartości 5,2 biliona dolarów. Amerykański konkurent prognozuje zapotrzebowanie na nieco więcej maszyn - 37 240 odrzutowców średniego i dalekiego zasięgu oraz dodatkowo 2 380 odrzutowców regionalnych. Całkowita wartość kupionych przez najbliższych lat samolotów według Boeinga ma sięgnąć 5,9 biliona dolarów.
Choć prognozy są dość podobne, diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Różnicę w podejściu producentów widać zwłaszcza w segmencie bardzo dużych samolotów (VLA) - Airbus, który produkuje model A380, spodziewa się zapotrzebowania na 1 480 maszyn tej wielkości, a Boeing szacuje popyt na jedynie 530 samolotów. Taka prognoza wyjaśnia, czemu amerykańska linia nie inwestuje w odpowiedź na europejskiego SuperJumbo.
Boeing jest za to znacznie bardziej optymistyczny niż Airbus w segmencie pozostałych samolotów szerokokadłubowych, czyli tym, w którym oferuje swoje flagowe modele B777 i B787. Amerykański producent oczekuje, że do 2035 r. na całym świecie sprzeda się 8 570 samolotów tej wielkości - prognoza jego europejskiego rywala mówi o ponad 500 sztukach mniej.
Po zsumowaniu obydwu kategorii samolotów szerokokadłubowych okazuje się, że Airbus prognozuje nie tylko większe zapotrzebowanie o niemal tysiąc sztuk, ale i większe zdolności przewozowe pod względem liczby foteli (co wynika z wyższej prognozy w segmencie bardzo dużych maszyn).
Boeing jest natomiast bardziej optymistyczny co do zapotrzebowania na samoloty wąskokadłubowe. Amerykański producent szacuje, że do 2035 r. potrzebnych będzie na świecie 28 140 takich maszyn. Prognoza Airbusa jest wyraźnie niższa - europejska firma oczekuje popytu na 23 530 sztuk.
Producenci zgadzają się, że popyt na nowe samoloty będą napędzali klienci przede wszystkim z Azji. Według Boeinga na ten kontynent trafi 15 130 maszyn, czyli ponad jedna trzecia wszystkich spodziewanych do 2035 r. zamówień. Z kolei Airbus szacuje, że azjatyccy klienci kupią 13 460 maszyn, a w tym aż 700 bardzo dużych (czyli wielkości modelu A380). To, według analityków europejskiego koncernu, główny rynek pod względem tego segmentu samolotów.
Ważnymi rynkami dla producentów samolotów będą też Ameryka Północna (według Boeinga - 8 330 samolotów, według Airbusa tylko 5 820) i Europa (odpowiednio 7 570 i 6 580). Z kolei najmniejszy popyt wygenerują klienci z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw (szacunek Boeinga mówi o 1 170 samolotach, a Airbusa o 1 220) i Afryki (1 150 i 1 000).
Pod względem odrzutowców regionalnych do 90 miejsc Boeing prognozuje zapotrzebowanie na 2 380 maszyn. To niemal tyle samo, ile szacunek specjalizującego się w tym segmencie Embraera. Analitycy brazylijskiej firmy mówią o 2 300 sztukach. Embraer objął swoją prognozą także segment odrzutowców wąskokadłubowych o ponad 90 miejscach. Szacuje popyt na 4 100 maszyn. Z uwagi na inne kategorie samolotów nie da się tej prognozy odnieść do przewidywań Airbusa i Boeinga.
Embraer, inaczej niż więksi producenci, spodziewa się zamówień głównie z Ameryki Północnej. Ma tam trafić 2 020 odrzutowców regionalnych, czyli niemal jedna trzecia wszystkich. To efekt innego kształtu rynku lotniczego - o ile przewoźnicy z Azji nawet na krótkich trasach potrafią zapełnić maszynę o ok. 150 miejscach, to w Stanach i Kanadzie funkcjonuje bardzo wiele tras o dużo mniejszym ruchu. Popyt na odrzutowce regionalne w Azji ma wynieść 1 690 sztuk, a w Europie - 1 160.
Swoją prognozę opublikował również ATR - francuski koncern poświęcił uwagę samolotom turbośmigłowym, czyli jedynym produkowanym przez siebie. Szacunki tej firmy mówią o zapotrzebowaniu na 2 800 maszyn o tego typu napędzie. Spośród nich tysiąc, czyli ponad jedna trzecia, posłuży do zastąpienia obecnie wykorzystywanych maszyn, a reszta do powiększenia flot.
ATR spodziewa się, że zamówienia będą napływać przede wszystkim z Azji - trafi tam 1 050 maszyn, w tym 300 do samych Chin. Ważnym rynkiem będzie też Europa. Klienci ze Starego Kontynentu mają, według ATR-a, potrzebować do 2035 r. 600 maszyn turbośmigłowych. Producent spodziewa się, że większość zamówień (2 200) obejmie maszyny z segmentu 61-80-miejscowych.
fot. Dominik Sipinski
grafika Dominik Sipinski