Skanery znikną z włoskich lotnisk
Reklama
Skanery ciała znikną z włoskich lotnisk - poinformował dziennik "Corriere della Sera", powołując się na Urząd Lotnictwa Cywilnego we Włoszech. Uznano, po 6 miesiącach testów na największych lotniskach, że nie są one niezawodne i wydłużają kontrole.
Skanery zainstalowano wiosną na lotniskach w Rzymie, Mediolanie, Wenecji i w Palermo. Minister spraw wewnętrznych Roberto Maroni, entuzjastycznie nastawiony do tego projektu, mówił, że to przełom w walce z terroryzmem i zapowiadał, że władze Włoch będą zabiegać o to, by znajdowały się one na wszystkich lotniskach w całej Unii Europejskiej, a także na włoskich dworcach kolejowych. Skanery kosztowały 2 miliony euro.
Pół roku później, (dotąd poddanie się kontroli poprzez skaner było dobrowolne), włoski Urząd Lotnictwa Cywilnego (Enac) zapowiedział, że urządzenia te nie pozostaną w portach lotniczych. - Faza eksperymentów ze skanerami ciała nie przyniosła dobrych rezultatów". "Potrzeba dużo czasu, by sprawdzić każdą osobę, więcej niż na ręczne przeszukanie - wyjaśnił Vito Riggio, szef ULC. Ten argument, jego zdaniem, jest decydujący.
Negatywną opinię wydali eksperci z międzyministerialnego komitetu do spraw bezpieczeństwa. Okazało się, że skanerów nie można uznać za niezawodne, przede wszystkim dlatego, że zgodnie z wymogami zachowania prywatności niewidoczne mają pozostać intymne części ciała pasażerów. Tymczasem istnieje ryzyko, że to właśnie one mogą być miejscem ukrycia groźnych substancji i materiałów wybuchowych. Do podobnych wniosków, jak podkreśla "Corriere della Sera", doszli eksperci z amerykańskiego zarządu lotnictwa (Federal Aviation Administration), którzy ostrzegli, że skanery nie eliminują groźby zamachów terrorystycznych.
Urządzenia zainstalowano wskutek zeszłorocznego (grudzień) alarmu w lotnictwie międzynarodowym, który wywołała próba dokonania zamachu na samolot Delta Airlines, lecący z Amsterdamu do Detroit; wówczas okazało się, że jeden z pasażerów, Nigeryjczyk, ukrył ładunek wybuchowy w spodniach.
Skanery zainstalowano wiosną na lotniskach w Rzymie, Mediolanie, Wenecji i w Palermo. Minister spraw wewnętrznych Roberto Maroni, entuzjastycznie nastawiony do tego projektu, mówił, że to przełom w walce z terroryzmem i zapowiadał, że władze Włoch będą zabiegać o to, by znajdowały się one na wszystkich lotniskach w całej Unii Europejskiej, a także na włoskich dworcach kolejowych. Skanery kosztowały 2 miliony euro.
Pół roku później, (dotąd poddanie się kontroli poprzez skaner było dobrowolne), włoski Urząd Lotnictwa Cywilnego (Enac) zapowiedział, że urządzenia te nie pozostaną w portach lotniczych. - Faza eksperymentów ze skanerami ciała nie przyniosła dobrych rezultatów". "Potrzeba dużo czasu, by sprawdzić każdą osobę, więcej niż na ręczne przeszukanie - wyjaśnił Vito Riggio, szef ULC. Ten argument, jego zdaniem, jest decydujący.
Negatywną opinię wydali eksperci z międzyministerialnego komitetu do spraw bezpieczeństwa. Okazało się, że skanerów nie można uznać za niezawodne, przede wszystkim dlatego, że zgodnie z wymogami zachowania prywatności niewidoczne mają pozostać intymne części ciała pasażerów. Tymczasem istnieje ryzyko, że to właśnie one mogą być miejscem ukrycia groźnych substancji i materiałów wybuchowych. Do podobnych wniosków, jak podkreśla "Corriere della Sera", doszli eksperci z amerykańskiego zarządu lotnictwa (Federal Aviation Administration), którzy ostrzegli, że skanery nie eliminują groźby zamachów terrorystycznych.
Urządzenia zainstalowano wskutek zeszłorocznego (grudzień) alarmu w lotnictwie międzynarodowym, który wywołała próba dokonania zamachu na samolot Delta Airlines, lecący z Amsterdamu do Detroit; wówczas okazało się, że jeden z pasażerów, Nigeryjczyk, ukrył ładunek wybuchowy w spodniach.