Milczarski zapłacił za swoją bezczelność?

23 grudnia 2022 09:00
Wszyscy spekulują o powodach zdymisjonowania prezesa LOT-u Rafała Milczarskiego, więc my również oddaliśmy się politycznym dywagacjom.
Reklama
Po odwołaniu prezesa Rafała Milczarskiego mnożą się spekulacje na temat powodów niespodziewanej utraty obu stanowisk przez szefa LOT-u i Polskiej Grupy Lotniczej (PGL). Wobec lakonicznego komunikatu rad nadzorczych obu spółek i braku transparentności w sprawowaniu kontroli nad narodowym przewoźnikiem przez Ministerstwo Aktywów Państwowych (MAP) obserwatorzy polskiego rynku lotniczego skazani są na domniemania i przecieki ze świata polityki. Na tej podstawie redakcje zajmujące się awiacją snują różne opowieści. Uznaliśmy, że w tej wolnej konkurencji nie może zabraknąć i naszego głosu, choć pracujemy nad bardziej merytorycznym materiałem na ten temat, ale o tym na końcu artykułu.


Podstawowym powodem, dla którego Milczarski pożegnał się ze stanowiskami jest bez wątpienia utrata wsparcia politycznego. Trzeba pamiętać, że tak naprawdę los prezesa LOT-u zależy od góra czterech osób w państwie. Są to prezes rządzącej partii, premier oraz minister i wiceminister aktywów państwowych. W tym czworokącie zapadają decyzje o być albo nie być wielu szefów spółek Skarbu Państwa. Siła Milczarskiego zależała w zasadzie od relacji premiera i ministra aktywów państwowych, bo nie miał on tak silnej pozycji jak prezes Orlenu, który jest chyba nadal pupilem szefa PiS.

Z niektórych przecieków wynika, że Milczarski nie miał dobrej prasy w MAP, a głównym jego obrońcą był premier. W tej wersji odwołanie prezesa PGL było spowodowane kłopotami Mateusza Morawieckiego, który znalazł się w opałach po fiasku próby szybkiego uchwalenia nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, która miała odblokować fundusze Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Pieniądze z Unii Europejskiej miały okazać się ważniejsze niż wspieranie prezesa LOT-u i PGL. Innymi słowy premier poświecił Milczarskiego, który był ciężarem w jego walce o środki z KPO.

Według innych źródeł sprawa miała się zupełnie inaczej. To nie Morawiecki miał chronić Milczarskiego. Były prezes LOT-u i PGL miał cieszyć się silnym poparciem dwóch prominentnych polityków u władzy tj. Adama Bielana i Marka Suskiego, czyli wielkich orędowników rozbudowy portu lotniczego w Radomiu. W tej narracji to premier od wielu miesięcy starał się pozbyć Milczarskiego, co mu się wreszcie udało w ostatnią środę (21.12), prawdopodobnie dzięki przymierzu z szefami MAP.

Nie wiadomo, która wersja jest bardziej wiarygodna. Wydaje się jednak, że Milczarski czuł się bardzo silny, więc ostro szarżował, aż przesadził. Dowodem na zbyt agresywne postępowanie może być konflikt z Boeingiem od którego były prezes LOT-u domagał się 250 mln dolarów (ponad 1 mld zł), jako odszkodowania za uziemienie samolotów B737 MAX. Zamiast zawarcia ugody LOT złożył pozew w amerykańskim sądzie. Sprawa jest w toku, ale jej rozwój raczej nie zmierza ku zwycięstwu LOT-u, czego wyrazem może być akt desperacji, jakim było złożenie wniosku o uznanie narodowego przewoźnika za ofiarę katastrof MAX-ów.


Z kolei niepotwierdzone pogłoski o tym, że Milczarski zamierzał wystąpić do polskiego rządu o odszkodowanie dla LOT-u w wysokości 1 mld zł za wstrzymanie ruchu lotniczego w związku z pandemią COVID-19 zakrawa na szczyt bezczelności i całkowite oderwanie od realiów gospodarczych państwa. Taki plan wydaje się wręcz nieprawdopodobny i jeśli rzeczywiście był realizowany, to brawura Milczarskiego robi wrażenie, bo żadna linia lotnicza na taki pomysł nie wpadła. Próby zdobycia 1 mld zł od Boeinga i 1 mld zł od państwa polskiego układają się w spójną strategię, zwłaszcza jeśli pamiętamy, że LOT w najbliższych latach powinien spłacić pożyczkę Polskiego Funduszu Rozwoju w wysokości 1,8 mld zł. Pieniądze od amerykańskiego producenta i od Skarbu Państwa rozwiązałyby ten problem, który jest największym wyzwaniem finansowym narodowego przewoźnika.

Śmiałość tego rozwiązania nie została chyba doceniona przez polityków, od których zależał Milczarski. Z ich punktu widzenia takie postępowanie musiało być postrzegane jako przyznanie się do porażki. Narracja o wychodzącym na prostą Locie okazała się bajką dla naiwnych, a wiara w nieprzeciętne zdolności zarządcze Milczarskiego legła w gruzach. W efekcie jeden z najdłużej piastujących funkcje prezesa LOT-u menedżer stracił zaufanie polityków, a wraz z nim wsparcie i stanowiska.

To tyle, jeśli chodzi o nasze dywagacje i spekulacje. W przyszłym tygodniu postaramy się przedstawić na naszych łamach tekst o wiele bardziej merytoryczny, który odniesienie się do kwestii błędów, za które Milczarski już wcześniej powinien zostać odwołany oraz omówi konsekwencje, jakie dymisja Milczarskiego niesie dla LOT-u i PGL, ale również dla projektu Centralnego Portu Komunikacyjnego.

Fot.: Materiały prasowe

Ostatnie komentarze

 - Profil gość
Reklama
Kup bilet Więcej
dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Wizy
Rezerwuj hotel
Wizy
Okazje z lotniska

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy