Po blisko 6 latach od tragedii rozpoczął się proces ws. zabójstwa 298 osób
17 lipca 2014 roku został zestrzelony boeing 777-200ER malezyjskich linii wykonujący rejs z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Katastrofy nikt nie przeżył. Wśród 298 osób na pokładzie, 193 z nich było obywatelami Holandii, 43 Malezji oraz 27 Australii. Samolotem podróżowali też Indonezyjczycy, Brytyjczycy, Belgowie, Niemcy, Filipińczycy, Kanadyjczyk oraz Nowozelandczyk.
Po blisko sześciu latach w Badhoevedorp koło Amsterdamu ruszył proces w sprawie zestrzelenia samolotu nad Ukrainą. Postępowanie przed holenderskim sądem jest wynikiem wspólnych działań rządów Holandii, Ukrainy, Malezji, Belgii oraz Australii i może potrwać do końca przyszłego roku. Śledczy zgromadzili 36 tys. stron akt w tej sprawie.
Śledczy rozesłali listy gończe za czwórką podejrzanych, jest nimi trzech obywateli Rosji oraz jeden obywatel
Ukrainy. Wspomniana czwórka to: Igor Striełkow, minister obrony DRL, jego ówczesny zastępca Siergiej Dubiński, Leonid Charczenko, członek wywiadu DRL oraz Oleg Pułatow, pułkownik rosyjskich wojsk powietrznodesantowych.
Pomimo międzynarodowych nakazów aresztowań, żaden ze wspomnianych mężczyzn nie pojawił się na rozprawie. Jeżeli podejrzani lub ich adwokaci nie stawią się w sądzie, sędziowie mogą zadecydować, że proces odbędzie się bez ich obecności. Tylko jednego z podejrzanych reprezentował dzisiaj adwokat.
Wielu specjalistów uważało, że do procesu nie dojdzie. Holenderski sąd w ramach zasady domniemania niewinności nie osądził podejrzanych, chce dać im możliwość odbycia uczciwego procesu. Oskarżeni dostali możliwość „pojawienia” się na procesie za pomocą transmisji live. Posiedzenia w Niderlandach będą nadzorować specjalnie wyznaczone agendy ONZ, które zadbają, aby wyrok był uczciwy i sprawiedliwy.
Śledczy uważają, że samolot Malaysia Airlines został zestrzelony przez prorosyjskich separatystów za pomocą rakiety ziemia-powietrze typu Buk. Z raportu międzynarodowego zespołu JIT wynika, że system obrony powietrznej, z którego zestrzelono Boeinga, został dostarczony z Rosji, a następnie odesłany do tego kraju.
Rosja podkreśla, że nie miała nic wspólnego z katastrofą i wypiera się jakoby wspomagała separatystów.
Fot. mat. prasowe