Lotnisko w Sydney wydłuża separacje z uwagi na turbulencje
Australijski dostawca usług nawigacyjnych w lotnictwie zapewniający w tym kraju służby ruchu lotniczego, Airservices Australia, zmienił wielkość separacji w stosunku do samolotów wykonujących podejścia do lądowania aby zmniejszyć ryzyka związane z turbulencją w śladzie aerodynamicznym.
Reklama
Głównym celem
wprowadzonych przez Airservices Australia jest dostosowanie się do zaleceń
Australian Transport Safety Bureau (ATSB - rządowa agencja zajmująca się
bezpieczeństwem lotnictwa w Australii). ATSB zwróciło uwagę, na duże zagrożenia
związane z występowaniem turbulencji w śladzie aerodynamicznym na lotnisku
Sydney Kingsford Smith International. Po
ogłoszeniu nowych minimów separacji, podmiot ten nadal wskazuje jednak, że
wprowadzone przez Airservices Australia zmiany nie są wystarczające. Problem turbulencji w śladzie aerodynamicznym w pobliżu lotnisk dotyczy oczywiście nie tylko lotniska w Sydney, lecz ostatnie działania prowadzone w tym porcie są doskonały przykładem do omówienia ryzyk z tym związanych.
Czym jest turbulencja w śladzie?
Turbulencja w śladzie
aerodynamicznym to zjawisko nieuniknione, które występuje zawsze za przelatującym
samolotem. Jego intensywność jest zależna głównie od wielkości statku
powietrznego, który ją wywołuje. Im większa maszyna tym silniejsza turbulencja w
śladzie. Na jej siłę ma też wpływ prędkość samolotu, który ją generuje, jego
rozpiętość skrzydeł, ich geometria, a nawet zastosowanie wingletów lub ich
brak. Zjawisko to polega na powstaniu za płatowcem dwóch ułożonych poziomo
wirów powietrza które wirują w przeciwnych kierunkach – patrząc od tyłu
samolotu, prawy obraca się przeciwnie do kierunku ruchu wskazówek zegara, a
lewy zgodnie z nim. Wiry te zaczynają się tuż przy końcówkach skrzydeł samolotu
i powoli obniżają się schodząc w kierunku ziemi. Prędkość ich rozchodzenia się
to około 5 węzłów w poziomie i pomiędzy 300, a 500 stóp na minutę w pionie (100
- 170 m/min), podążają one również w innych kierunkach gnane wiatrem. Wiry
wygasają średnio po obniżeniu się o około 1000 stóp (choć w przypadku bardzo
dużych samolotów generujących te turbulencje, jak choćby airbusy A380, ich
potencjał słabnie dłużej, więc zasięg wysokościowy zjawiska też jest większy). Na
dużych wysokościach słabną więc one po utracie wysokości i w ramach oddalania
się samolotu, zaś przy podejściach do lądowania czy startach można poczuć je na
własnej skórze stając przy ogrodzeniu lotniska pod ścieżką podejścia do pasa.
Gdy przeleci nad nami samolot to po kilku sekundach odczujemy wyraźny podmuch
powietrza pochodzący jakby pionowo z góry. Będą to właśnie schodzące do ziemi
wiry turbulencji w śladzie aerodynamicznym.
Ryzyko związane z
turbulencjami w śladzie aerodynamicznym polega na tym, że samolot podążający za
generatorem tego zjawiska może doznać negatywnego wpływu opisywanych wirów
jeśli znajdzie się w obszarze ich oddziaływania. Dostanie się w turbulencję w
śladzie może dla samolotu oznaczać spore kłopoty z utrzymaniem stabilnego lotu,
co szczególnie w otoczeniu lotniska i podczas manewrów startu i lądowania jest
wysoce niebezpieczne i może być porównane do napotkania na uskok wiatru. Jak
dowodzą doświadczenia z przeszłości, turbulencja taka może też sprowadzić też
duże ryzyko na samoloty na wysokościach przelotowych. Znany jest przypadek
biznesowego odrzutowca challenger CL604, który w locie na Morzem Arabskim
dostał się w turbulencję w śladzie za airbusem A380. Samoloty dzieliła
odległość pionowa 1000 stóp, przy czym challenger przelatywał niżej i w
przeciwnym kierunku. Po około 45 sekundach od minięcia maszyna rozpoczęła
niekontrolowany obrót wzdłuż osi podłużnej, a kąt przechylenia wyniósł w ciągu
11 sekund 42 stopnie. Samolot mimo działań pilotów kontynuował obroty wzdłuż
własnej osi, a przeciążenia dochodziły do 3,2G. Samolot stracił prawie 9000
stóp wysokości i znacznie przyspieszył zanim załodze udało się odzyskać nad nim
kontrolę. Ostatecznie maszynę udało się bezpiecznie sprowadzić na ziemię, ale
osoby obecne na pokładzie odniosły poważne obrażenia, zaś sam samolot nie
nadawał się już potem do użytku.
Kategorie turbulencji w śladzie wg. ICAO
Z uwagi na ryzyko
wystąpienia negatywnego wpływu turbulencji w śladzie aerodynamicznym, określono
w branży lotniczej podział samolotów na kategorie tych turbulencji. Podział
przygotowało ICAO. Są to kategorie lekka, średnia i ciężka, a także, odkąd do
służby w liniach wszedł airbus A380, kategoria „super” ciężka, stosowana
jedynie w przypadku tego statku powietrznego. Cechą, która kwalifikuje maszyny
do danej grupy jest maksymalna masa startowa. Kategoria lekka to maszyny do 7
ton, średnia od 7 do 136 ton i ciężka powyżej 136 ton. Jak widać są dość
szerokie, stąd nie jest takie oczywiste, że jeden samolot kategorii lekkiej nie
będzie miał wpływu na inny z tej samej grupy. Mimo to klasyfikacja funkcjonuje
ponieważ ma też związek z tym jaką masę prezentują najczęściej maszyny
wykorzystywane w lotnictwie. Dzięki tej kategoryzacji możliwe też było
określenie w przepisach odpowiednich separacji pomiędzy samolotami startującymi
i lądującymi, a także wykonującymi przeloty po tych samych trasach, które to
odstępy zapewniają bezpieczeństwo wykonywania operacji.
Analiza zjawiska w Sydney
Wracając do tematu
Australii i zmniejszania separacji w pobliżu lotniska w Sydney, ATSB zwraca
uwagę na to, że na tym najbardziej zatłoczonym lotnisku w kraju incydenty
związane z turbulencją w śladzie występują dużo częściej niż na innych
lotniskach na terenie kraju. W latach 2012 - 2016 na 100 tys. operacji
odbywających się w Sydney, aż w pięciu przypadkach dochodziło do zaistnienia
sytuacji, w której samoloty były narażone na to ryzyko. Oznacza to dwa razy
większą częstotliwość tych zjawisk niż na drugim w kolejności lotnisku w kraju.
O ile w przypadku odlotów wskaźnik ten odpowiadał średniej krajowej, to na
dolotach był duży większy.
ATSB poddało analizie
liczne dane dotyczące pogody i ruchu statków powietrznych na lotnisku w Sydney
z okresu pięciu lat. Wnioski były takie, że za częstotliwość incydentów z
udziałem turbulencji w śladzie w tym porcie lotniczym odpowiada kilka różnych
czynników. Jak się okazuje, największe znaczenie miała procedura ustawiania
sekwencji samolotów do lądowania na równoległych drogach startowych (34L/16R i
34R/16L) przy zastosowaniu standardów dotyczących separacji między
podchodzącymi statkami powietrznymi prawidłowych dla operacji na jednej drodze
startowej. Zdaniem ATSB pas na lotnisku w Sydney są oddalone od siebie jednak o
taką odległość, która powinna zapewniać możliwość wykorzystania takich
standardów. Z drugiej strony wyniki analizy wskazały, że ponad połowa badanych
incydentów miała miejsce podczas jednego z trzech jasno dających się określić
scenariuszy. Pierwszy z nich to sytuacja, w której samoloty podchodzą do
lądowania w ciągu jednej minuty, szczególnie dla drogi startowej 34R; drugi,
gdy wieją wiatry z zachodu lub północnego zachodu, a samoloty podchodzą na pas
34R, szczególnie w przypadku gdy na kierunku 34L lądował wcześniej samolot o
ciężkiej lub „super” ciężkiej kategorii turbulencji w śladzie; trzeci zaś, gdy
doloty następowały po prostu po airbusie A380, przypomnijmy - jedynej maszynie
o kategorii „super” ciężkiej.
Według ATSB proces badania przypadków wystąpienia trudności w związku
z turbulencją w śladzie był bardzo wymagający, ponieważ często raporty z takich
sytuacji nie zawierają informacji o typie statku powietrznego, który ją
spowodował. Aby sobie z tym poradzić instytucja zaprojektowała pewne algorytmy
oparte o dane zebrane do przewidywania scenariuszy związanych z występowaniem
incydentów na lotnisku w Sydney. Kolejne wnioski były takie, że w hipotetycznym
scenariuszu ruchowym w przypadku dolotu airbusa A380 prawdopodobieństwo
zaistnienia sytuacji niebezpiecznej w związku z turbulencją w śladzie jest o 95
proc. większe niż w przypadku 10 poprzednich lądujących innych maszyn. Dalsze
badanie zebranych danych wskazało, że ostatecznie podchodzenie do lądowania na
lotnisku w Sydney za airbusem A380 jest obarczone ponad dwukrotnie większym
ryzykiem pod kątem niż za innym samolotem. Z tego powodu ATSB zarekomendowała
Airservices Australia aby wdrożone zostały środki zapobiegające dużej
częstotliwości występowania incydentów związanych z turbulencją w śladzie na lotnisku
w Sydney, z wyraźnym naciskiem na najbardziej ryzykowny scenariusz z udziałem
airbusa A380.
Podjęte działania zaradcze
Airservices Australia z kolei podkreśla, że podjęto już kroki, po których
spodziewane jest zredukowanie ryzyka związanego z turbulencją w śladzie
aerodynamicznym. Separacja pomiędzy samolotami podchodzącymi do lądowania na
równoległych drogach startowych została zwiększona z 4 do 5 mil morskich (NM).
Z komunikatu wystosowanego przez Airservices do ATSB wynikało, że o ile głównym
zamiarem zwiększenia minimum separacji było zapewnienie bezpieczeństwa w
przypadku odejścia na drugi krąg po nieudanym podejściu, to działanie to
zdecydowanie zredukuje też prawdopodobieństwo wystąpienia incydentów związanych
z turbulencją w śladzie. W przypadku samolotów lżejszych niż 25 ton (obejmie to
maszyny wielkości ATRa 42) podchodzących za airbusem A380, który lądował na
sąsiednim pasie będą stosowane separacje właściwe dla operacji na pojedynczej
drodze startowej, czyli jeszcze większe. Dodatkowo kontrolerzy będą również
ostrzegali podchodzące statki powietrzne o możliwości wystąpienia turbulencji w
śladzie w przypadku wiatrów wiejących z zachodu i północnego zachodu.
ATSB określiło zmiany wprowadzone przez Airservices Australia jako
nieco niewystarczające. Zdaniem organizacji zwiększenie separacji do 5 NM
obejmie jedynie samoloty ciężkie podążające za ciężkimi lub średnie za
średnimi, ponieważ dla innych par jak choćby średni za ciężkim przepisy i tak
wymagają już pięciomilowej odległości.
- ATSB przeprowadziło
dalsze analizy w celu określenie prawdopodobnego efektu zaistnienia trzech
zidentyfikowanych scenariuszy (osobno lub razem) - powiedzieli przedstawiciele instytucji. - Wyeliminowanie możliwości wystąpienia wszystkich trzech znacząco zredukowałoby
częstotliwość występowania incydentów związanych z turbulencją w śladzie pośród
samolotów podchodzących do lądowania na lotnisku w Sydney. Prawdopodobnie wskaźnik ten spadłby o
połowę. Pomimo tego, z uwagi na specyfikę tego portu lotniczego nadal zdarzenia
tego będą miały miejsce tam najczęściej w skali kraju, nawet gdyby wyeliminować
zidentyfikowane zagrożenia. Z tego powodu ATSB namawia wciąż Airservices
Australia do przeprowadzenia własnych analiz i rozważenia dodatkowych
możliwości dalszego zredukowania ryzyka napotkania na turbulencję w śladzie
aerodynamicznym przez samoloty lądujące na lotnisku w Sydney.
fot. mat. prasowe, wikimednia (CC), flickr (CC)