Felieton: Gra w pomidora czyli komunikacja LOT-u i PGL
Ani baśń o małym husarzu, ani tym bardziej gra w pomidora nie zastąpi rzetelnej informacji o sytuacji i przyszłości Polskich Linii Lotniczych LOT. Najwyższy czas, drogi Locie, zacząć mówić coś więcej niż tylko "pomidor".
Reklama
Kraina lotnictwa cywilnego pogrążyła się w chaosie. Straszliwy smok COVID-19 pojawił się niespodziewanie i zaczął pustoszyć wsie i miasta. Nikt nie mógł być pewny dnia, ani godziny. Nowy bazyliszek rozrywał na strzępy zamki i pałace. Pokonać potwora nie dali rady ani odważni rycerze z Galii, ani nieustępliwi wojowie z Brytanii. Nieustraszeni Wikingowie też nie podołali stawić czoła podłej gadzinie. Nawet mocarze z teutońskich lasów woleli udać się pod opiekę króla niż zaryzykować starcie z okrutnym jaszczurem. Strach i groza ogarnęła całe lotnicze plemię, znikąd nie widać było nadziei.






Był jednak sobie jeden husarz, który nie uląkł się strasznego smoka. Wśród sielankowych nadwiślańskich pól żył mały rycerz LOT herbu Żuraw, który, zeskoczywszy z kondora i dosiadłszy swojej kobyły Pegie Elli, starł się dzielnie z wredną szkaradą. Niezłomnemu wojakowi niestraszne były ostre pazury i potężne kły bestii. Niedługo trwała walka, a gdy opadł kurz bitewny LOT z uśmiechem spoglądał na oddalające się od jego zaścianka poranione monstrum. Mały bohater z politowaniem pomyślał o swoich przerażonych kompanach, kryjących się w donżonach zachodnioeuropejskich fortec.
Gra w pomidora
Wydaje się, że właśnie taką bajkę starają się nam opowiedzieć decydenci odpowiedzialni za polską branżę lotniczą. Przemysł lotniczy się wali, najmocniejsi przewoźnicy wyciągają rękę po pomoc publiczną, a LOT, choć w ograniczonym stopniu, działa jakby nic się nie działo. Z kolei ci, których powyższa baśń nie zadowala i próbują dowiedzieć się jaka jest rzeczywista sytuacja i przyszłość narodowego przewoźnika, stają się uczestnikami gry w pomidora.

Dla naszych młodszych Czytelników wyjaśniamy, że w tej popularnej dziecięcej grze bierze udział od dwóch do kilku osób. Spośród wszystkich grających wybierana jest jedna (zwana pomidorem), której pozostali zadają pytania, próbując ją rozśmieszyć. Wybrany nieszczęśnik musi na wszystkie pytania odpowiadać: pomidor. Gra kończy się, gdy pomidor pomyli się, zaśmieje się albo gdy pozostali uczestnicy poddadzą się.
W grze w pomidora, w której uczestniczą osoby dociekliwe, pragnące dowiedzieć się czegoś konkretnego nt. LOT-u, jako pomidory występują biura prasowe różnych instytucji odpowiedzialnych za lotnictwo cywilne w Polsce. Oczywiście nie odpowiadają one na każde pytanie pomidor, ale bardzo często ich odpowiedzi są równie niedorzeczne. Żeby nie pozostawać gołosłownym oto przykład.

W zeszłym tygodniu wysłaliśmy pięć następujących pytań do biura prasowego i rzecznika LOT-u (i Polskiej Grupy Lotniczej).
- Czy Polska Grupa Lotnicza udzieliła pożyczki PLL LOT SA?
- Z jakiś źródeł finansowych PLL LOT SA pokrywa koszty swojej działalności od 15 marca br., czyli przez ponad cztery miesiące, w których przychody spadły do drastycznie niskich poziomów?
- Kiedy można spodziewać się upublicznienia (zamieszczenie w e-KRS) sprawozdań finansowych za 2019 r. Polskiej Grupy Lotniczej i jej największej spółki, czyli PLL LOT SA?
- Z jakich samolotów składa się obecnie flota firmy LOT Polish Airlines SA i na jakiej podstawie nowa spółka pozyskała te maszyny?
- Kiedy można spodziewać się uzyskania Certyfikatu Przewoźnika Lotniczego przez LOT Polish Airlines SA?
Otrzymaną odpowiedź przytaczamy w całości: „LOT sporządzi i zatwierdzi sprawozdanie finansowe zgodnie z terminami podanym w rozporządzeniu Ministra Finansów z 31 stycznia 2020 r. Dopiero po ich zatwierdzeniu będziemy mogli je upublicznić. W chwili obecnej Zarząd pracuje także nad obniżeniem bazy kosztowej m.in. prowadzone są z rozmowy z leasingodawcami, ograniczane są inne koszty stałe oraz przygotowywana jest struktura operacyjna i finansowa do tego, by możliwe było skorzystanie z ewentualnej pomocy publicznej.
Spółka LOT Polish Airlines S.A. powstała w ramach porządkowania działalności operacyjnej oraz struktury organizacyjnej Polskiej Grupy Lotniczej. W skład Polskiej Grupy Lotniczej wchodzi obecnie 8 spółek z „LOT” w nazwie, a LOT Polish Airlines jest jedną z nich.”

Tyle biuro prasowe narodowego przewoźnika. Nie czepiamy się faktu, że rozporządzenie Ministra Finansów z dnia 31 stycznia br. nie istnieje, bo chodziło zapewne o przepisy z 31 marca br., które umożliwiają spółkom składanie sprawozdań finansowych z trzymiesięcznym opóźnieniem, natomiast wydaje się, że odpowiedź "pomidor" byłaby równie merytoryczna i o wiele krótsza.
Zresztą wszystkie wcześniejsze odpowiedzi LOT-u w kwestii obecnego kryzysu jak i powołanej "ósmej spółki z "LOT" w nazwie" można podsumować również jednym słowem "pomidor".
Utracona odwaga przekazywania trudnych informacji
Nie jest naszym celem strofować służby prasowe LOT-u, bo realizują one tylko politykę komunikacyjną zarządu. W dodatku nowy rzecznik przynajmniej odpowiada szybko, co nie jest powszechną cnotą wśród rzeczników prasowych szeroko rozumianej branży lotniczej w Polsce. Chcemy zwrócić uwagę na inne zagadnienie, które powinno spędzać sen z powiek wszystkim, którym losy polskiego lotnictwa cywilnego nie są obojętne. Chodzi nam o sposób informowania o kondycji finansowej, wynikach operacyjnych i planach rozwoju największego polskiego przewoźnika.
W zasadzie od początku br. nie odbyła się żadna konferencja prasowa w Polsce dotycząca powyższych tematów. Nawet po podpisaniu kontraktu na niedoszły zakup Condora przez PGL nie doczekaliśmy się wyczerpującej informacji uzasadniającej tę decyzję. W porównaniu z większością dużych linii lotniczych w Europie polityka komunikacyjna polskiego przewoźnika po prostu nie istnieje.
Trudno to zaakceptować zwłaszcza w sytuacji, gdy mamy do czynienia z największym w historii kryzysem w lotnictwie cywilnym, a większość przewoźników informuje opinie publiczną o planach na przeżycie tych trudnych miesięcy, a może i lat. Nawet o strategii airBlatic na najbliższe lata wiemy więcej niż o zamiarach narodowego przewoźnika, choć Łotysze nie publikują swoich danych częściej od LOT-u.
Wygląda na to, że LOT utracił odwagę, którą można było uznać nawet za brawurę, gdy niespełna dwa lata temu zwoływał dziennikarzy w celu oznajmienia im, że zwalnia dyscyplinarnie ponad 60 pilotów. Wtedy szefostwo LOT-u nie bało się komunikować tak trudnej decyzji wprost, a dziś nie chce - choć z całą pewnością potrafi - odpowiedzieć na kluczowe pytania dotyczące aktualnego funkcjonowania i przyszłości firmy, a przecież większość obecnych kłopotów nie jest winą kierownictwa linii.
Najwyższy czas na rzetelną komunikację
Rzetelne informowanie o wynikach operacyjnych i finansowych oraz zamiarach na przyszłość jest niezmiernie ważne z dwóch powodów. Po pierwsze transparentna polityka informacyjna daje o wiele większą szansę na zaskarbienie sobie życzliwości prasy i opinii publicznej niż ukrywanie danych, gdy tylko stają się mniej korzystne niż wcześniej zakładano. Próba zastąpienia wymowy wskaźników operacyjnych i finansowych zapewnieniami o dobrej woli, staraniach i wzmożonych wysiłkach zarządu w celu wyprowadzenia LOT-u na prostą jest skazana na niepowodzenie. Nie można sprowadzić obiektywnej oceny kondycji firmy do bezkrytycznej wiary w jej kierownictwo. Tak może działać bractwo religijne, ale nie spółka prawa handlowego.
Oczywiście dobrze znamy argument, że przecież LOT w odróżnieniu do Finnaira czy Aeroflotu, nie jest spółką giełdową, więc nie jest zobowiązany do kwartalnego raportowania swoich wyników operacyjnych i finansowych. To prawda, ale czy nie powinien tych danych przekazywać mimo wszystko? Zdajemy sobie też sprawę, że sytuacja LOT-u jest złożona, bo jego restrukturyzacja nie zależy wyłącznie od decydentów krajowych, ale również od negocjacji z Komisją Europejską, które - z uwagi na otrzymaną pomoc w 2012 r. - mogą być trudne. Nie może to jednak stanowić pretekstu do wprowadzania embarga informacyjnego., które jest tylko pożywką dla niepotrzebnych spekulacji i plotek. Nie jest przecież tajemnicą, że każdy pomysł na pomoc publiczną dla linii lotniczych w Unii Europejskiej musi przejść przez Brukselę.
Po drugie rzeczowa dyskusja oparta na konkretnych liczbach pełni wspaniałą rolę edukacyjną i uświadamia opinii publicznej, jak trudnym biznesem jest transport lotniczy. Świadomym tego obserwatorom jest znacznie łatwiej zrozumieć, często bardzo trudne, decyzje podejmowane przez zarządy linii lotniczych. W atmosferze zrozumienia i lepszej wiedzy o branży można spokojnie wyjaśnić przyczyny niepowodzeń i przyznać się do porażek, bo z nich również składa się kariera zawodowa prezesów. Natomiast w kreowanym obecnie bajkowym świecie nie ma na to miejsca.

Taka rzeczowa debata ma również pozytywny wpływ na relacje pracownicze w spółce. Transparentna polityka nie kreuje wewnętrznych, niechętnych zarządowi wrogów w postaci działaczy związków zawodowych, ale buduje zaufanie i możliwość dialogu. Nie jest on oczywiście nigdy łatwy, a często bywa nieprzyjemny, ale trzeba go podejmować, aby zapewnić spokój społeczny w przedsiębiorstwie, bo konflikt z załogą w dobie koronakryzysu to najgorsze, co mogłoby się LOT-owi przytrafić.
Należy jasno podkreślić, że brak merytorycznej dyskusji o narodowym przewoźniku nie jest bolączką ostatnich kilku lat. Tak samo było wcześniej, a najlepszym tego przykładem był niespodziewany wniosek LOT-u o pomoc publiczną w 2012 r. Może warto ten deficyt obecnie uzupełnić, wyrwać LOT z politycznych oków i uznać, że narodowy przewoźnik jest wspólnym dobrem wszystkich polskich obywateli, o przyszłości którego należy i warto rozmawiać spokojnie, poważnie i z sensem.
Fot.: Materiały prasowe