Wielka Brytania chce selekcjonować obcokrajowców. 70 proc. obywateli UE nie dostałoby wiz
Wielka Brytania po brexicie chce znacznie ograniczyć imigrację i napływ zagranicznych pracowników. Przyjezdni będą oceniani na podstawie swoich kwalifikacji, które zadecydują o tym czy będą mogli pracować na wyspach.
Reklama
Swoboda przepływu osób jest jednym z podstawowych praw w krajach należących do Unii Europejskich. Wszyscy obywatele wspólnoty mają prawo do przemieszczania się, osiedlania się, podejmowania działalności gospodarczej i pracy w dowolnym kraju UE bez konieczności posiadania wiz i zezwoleń.
Ponadto obywatele jednego państwa UE podejmujący pracę lub inną działalność ekonomiczną w innym państwie UE muszą być traktowani przez to państwo w taki sam sposób, w jaki traktuje ono swoich obywateli, bez jakiejkolwiek dyskryminacji. Pracownicy mają także równy dostęp do świadczeń takich jak emerytury i zasiłki w państwie członkowskim, do którego wyemigrowali. W przypadku Wielkiej Brytanii o wszystkich tych prawach dla obywateli UE niestety trzeba już mówić w czasie przeszłym.
Cztery unijne swobody (także przepływ kapitału, towarów i usług) po przystąpieniu Polski do UE przyczyniły się do ogromnego wzrostu ruchu lotniczego, Wielka Brytania to obecnie największy rynek docelowy z Polski - 6,190 mln pasażerów w I-III kwartałach 2019 r. (wzrost o prawie 3 proc.). Kraje jak Niemcy, Włochy, Norwegia, Francja i Szwecja - także popularne kierunki emigracyjne również zajmują miejsca w pierwszej dziesiątce.
Liczba pasażerów podróżujących po brexicie z Polski do Wielkiej Brytanii zanotuje wyraźny spadek, nie tylko z powodu zniknięcia swobód unijnych, ale także nowej polityki migracyjnej Zjednoczonego Królestwa.
Masz za mało punktów. Nie wjedziesz
Brytyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych opublikowało w ubiegłym tygodniu szczegóły propozycji reformy polityki imigracyjnej, która weszłaby w życie na początku przyszłego roku, czyli po zakończeniu okresu przejściowego z UE. Brytyjscy urzędnicy chcą oceniać imigrantów na podstawie systemu punktowego i wzorują się na bardzo rygorystycznej australijskiej polityce migracyjnej.
Przyjezdni będą oceniani w dziewięciu kategoriach, które sprawdzą czy posiadają oni ofertę pracy na wyspach i odpowiednie kwalifikacje. Dodatkowo punktowana będzie oferta zatrudnienia w sektorze z niedoborem pracowników oraz wysokość pensji - ta nie może być niższa niż 1700 funtów miesięcznie. Dodatkowe punkty otrzymają osoby posiadające, co najmniej doktorat.
W puli do zdobycia będzie maksymalnie 100 punktów, natomiast do otrzymania wizy i możliwości osiedlenia się w Wielkiej Brytanii konieczne będzie zdobycie minimum 70 punktów. Nowe przepisy uderzą też m.in. w obcokrajowców kończących studia w Wielkiej Brytanii, artystów czy freelancerów.
Brytyjczycy chcą uszczelnić system migracyjny i zatrzymać napływ niewykwalifikowanych pracowników m.in. z Europy Środkowo-Wschodniej, którzy nie mieliby szans przejść rygorystycznej selekcji. Z drugiej strony zamknięcie się na tych pracowników może potencjalnie spowodować duże luki na rynku pracy, w zawodach, w których nie chcą pracować rdzenni mieszkańcy wysp.
Po rozszerzeniu Unii Europejskiej, o kraje z regionu Europy Środkowo-Wschodniej, liczba imigrantów z tego obszaru w Zjednoczonym Królestwie z ok. 200 tys. w 2004 r. do prawie 2 mln obecnie. Tymczasem brytyjscy urzędnicy chwalą się, że przez proponowany nowy system nie przeszłoby nawet 70 proc. mieszkańców UE.
Znaczenie dla rynku lotniczego
W tej chwili trudno przesądzać, jakie konsekwencji dla Wielkiej Brytanii będzie miało wyjście z UE. Analitycy uważają, że co najmniej w krótkiej perspektywie brexit może doprowadzić w Zjednoczonym Królestwie do załamania gospodarczego i spadku krajowego PKB, który w dłuższej perspektywie może zostać zrównoważony wzrostem handlu z krajami pozaeuropejskimi na przystępniejszych warunkach - m.in. ze Stanami Zjednoczonymi i Indiami.
Z dużą pewnością podróże lotnicze z kontynentalnej Europy na Wyspy Brytyjskie czeka istotny spadek dynamiki wzrostu, a prawdopodobnie nawet spadki liczby pasażerów. Tych będzie można się spodziewać zwłaszcza w przypadku tras stricte o podłożu emigracyjnym. W Polsce są one obsługiwane przez przewoźników niskokosztowych - głównie Ryanaira i Wizz Aira - i w przypadku mniejszych lotnisk regionalnych odpowiadają za bardzo duży udział w ruchu.
Wielka Brytania prawdopodobnie wciąż będzie największym rynkiem docelowym z Polski, choć zamiast rosnąć będzie się raczej kurczyć, a polscy emigranci zapewne zmienią kierunek swoich podróży na kraje bardziej im przyjazne.
fot. mat. prasowe