Komentowanie dostępne dla zalogowanych użytkowników
A go-around miałem 4 razy, w tym najprzyjemniejsze były w Nowym Jorku, dzieki czemu widziałem dwukrotnie Manhattan z samej góry (przelatywałem nad samym Manhattanem!) i we Frankfurcie, z pieknymi widokami na Moguncję, Frankfurt, i ujście Menu do Renu.
Disorder: na szczęście miałam tylko go-around, w sumie już dwa razy :))
Moje najmniej przyjemne lądowanie było w BRS 2 grudnia 2007, kiedy naprawde silnie wiało bocznie i samolot kołysał sie nad ziemia niemiłosiernie. Ale wylądowaliśmy bezpiecznie i miękko. :o)
Disorder
2008-01-12 02:24
Aynis: Przepraszam, jestem po ciężkim dniu i nie zauważyłem, że wątek zaczyna się 3 strony wcześniej. :))) Przepraszam! :)))
Disorder
2008-01-12 02:22
Ale Kochana Aynis, nie mieliście lądowania awaryjnego, prawda? Bo tytuł tego forum mrozi krew w żyłach. Mieliście chyba tzw. go-around'a? Bo lądowanie awaryjne łączy się najczęściej z przygotowaniem kabiny (jeśli jest planowane) i z wykrzykiwaniem komend przez załogę. Mam nadzieję, że takich przeżyć nie miałaś, bo nie życzę.
oh....to ja zle zrozumialem....myslalem ze pierwszy officer to ten kapiatan.....acha to moj blad. :-/
To zakładając, że w kokpicie siedział kapitan-pilot i pierwszy oficer (drugi pilot), to lądował pierwszy oficer ;] Przepraszam za nieścisłości...
chyba ze FR oszczedza juz na pilotach ;-)))))))
aynis: Ale zawsze w cockpit-cie siedzi pierwszy officer i ,,co-pilot´´^^
aha...teraz wiem co masz na mysli ;-)
To chyba pierwszy oficer lądował i się faktycznie trochę zestresował. Jak i wszyscy na pokładzie. Trochę się minął z pasem - z jednej strony tylko trawa, z drugiej cały pas... "Pianino" ja to tak nazywam - na początku pasa startowego masz coś takiego, co wygląda jak przejście dla pieszych, zebra...
od mojych przyjaciol dostalem voucher od FR na swieta.....to byla mila niezpodzianka. ;-)))
aynis: pilot to tez tylko czlowiek i moze w takich sytuacjach tez dostac troche strachu. Moze jeszcze takiego czegos jeszcze nie mial w brawdziwym zyciu (tylko w symulatorze). I mam pytanie co to jest te ,,pianino´´? ;-) // Ja jutro lece do GDN. Dzisiaj w Hamburgu, no taki dosc spory wiatr.....moze beda znowu takie mocne turbulencje...;-) //A taka podoban sytuacje (z tym podmuchem) mialem jak wracalem kiedys z Grecji. Zamiast 3:05h lecilismy tylko 2:10. To sie nazywa czas ;-)
Hamburg: moje odchylenie na punkcie lotnictwa jest szeroko znane - na Święta dostałam w prezencie książkę pt. "1000 samolotów" :))
Wiadomo, że czasem można wpaść w takie niespodziewane turbulencje i to normalne. Ja osobiście lubię, kiedy pilot uprzedza przed startem, że np. spodziewamy się turbulencji podczas startu/lądowania/lotu. Ostatnio właśnie z FR miałam nieciekawe lądowanie - pogoda była tragiczna na STN, pilot co prawda o tym uprzedzał. Nie wspomniał natomiast, że nami porzuca na prawo i lewo... W efekcie silnych wiatrów pilot musiał anulować lądowanie w momencie, kiedy byliśmy już nad pasem (minęliśmy "pianino"). Wznosił się, trząsł niemiłosiernie, pogoda była fatalna, nic nie było widać i jeszcze do tego sam pilot wydawał się dość zaniepokojony całą sytuacją... Ogólnie rzecz biorąc - turbulencje i silny wiatr podczas lądowania nie są fajne :) Choć raz dzięki takim podmuchom W6 doleciał w 1,5 godziny z LTN do GDN - ponad 1000km na godzinę ;)
*hihihihihi* i od tego stszasu cos nam przszkoczylo w glowie i od tego czasu jestesmy jak by to Stenus powiedzial ,,lekko odchileni na punkcie latania´´. Najmiekszy ladowanie mialem teraz w grudniu w FR (aynis: widzisz jednak nie oszczedzaja *hihihi*) Przy ladowaniu w BGY (a warunki nie byly latwe) samolot tak wyladowal ze nawet nie poczulem ze samolot dotknal pasu startowego ;-)
aynis: niespodziewane turbulencje to jest takie coś że czasem nawet kapitan w czasie lotu tego nie może przewidzieć. Dlatego personel pokładowy zachęca żeby miec zapięte pasy. Ale skoro nam w tym kierunku dyskusja się rozwija to też coś opowiem. LOT ATR WAW-SZZ. Kilka lat temu. Kapitan przed podejściem do lądowania zapowiedział że będzie BARDZO mocno wiało przy ladowaniu. Miotało nami na lewo i prawo. Na pokładzie była cisza jak makiem zasiał. Prawie wszyscy trzymali się rekoma foteli i zastanawiali sie jakim cudem trafi w pas startowy. Oczywiście kapitan wylądował perfekcyjnie.
Ja się uderzyłam w głowę przy lądowaniu FR z STN do GDN - tak walnął w pas, że ja walnęłam głową w siedzenie przede mną... Czy oni muszą oszczędzać też na delikatności lądowania? ;]
aynis: Latem 2006 mialem przy ladowaniu w LBC takie turbulencje ze udezylem sie w glowe i to nie zle. Ludzie kstyczeli i sie bali. Naszczescie byli wszystcy pasazerowie zapjeci bo samolot podchodzil do ladowania. // apropos turbulencje: Czytalem fajny artykul w internecie (chyba rok temu): Na locie jakies taniej linji lotniczej z PL do UK, pilot oztszek pasazerow zeby zapjac pasy wrazie nieoczekiwanych turbulencji. Turbulecji nie bylo. Po wyladowaniu bewna pasazerka przy wychodzenia spytala stewardesse czy by mogla dostac ,,turbulencje´´ bo nie dostala ;-) *buahahahahaha*
Mi się już parę razy zdarzyły takie "fajne" turbulencje, że można było nieźle uderzyć się w głowę... Raz podczas podchodzenia do lądowania, jeszcze bez pasów, lecieliśmy przez przyjemną czarną chmurkę - tak rzuciło nami dwa razy, że mi wypadła książka z ręki. I to nie tylko mi... Pilot od razu włączył sygnalizację "zapiąć pasy" i zaczął uspokajać, że to tylko turbulencje... Drugi raz, tym razem podczas startu, wlecieliśmy w równie piękną chmurkę, wytrzęsło nas tak, że było słychać już na pokładzie "och" i "ach", ale wszyscy na szczęście byli zapięci...