Kolejna próba British Airways na rynku lowcostów
Brytyjski gigant ogłosił niedawno, że przystępuje do tworzenia taniej linii, która operować będzie z lotniska Gatwick. Ktoś, kto zna historię europejskiego rynku lotniczego może zastanawiać sie, dlaczego po dwóch nieudanych próbach zmienia strategię w tym zakresie.
Reklama
Na przełomie tysiącleci BA miał dwie tanie spółki córki – British Airways GO i dBA (Deutsche BA). Pierwsza działała na rynku brytyjskim i jej główną bazą było lotnisko Stansted, a druga, jak sama nazwa wskazuje na rynku niemieckim z bazami w Monachium i Berlinie. Obie sprzedała na początku pierwszej dekady tego wieku. Po prawie dwudziestu latach przerwy zmienia swoją strategię w tej kwestii. Warto zadać sobie pytanie, dlaczego? Wciąż zastanawiamy się, jak będzie wyglądał światowy, a przede wszystkim, europejski rynek lotniczy po pandemii. Takie decyzje, jak ta niewątpliwie wskazują na obecne spojrzenie w przyszłość wielkiej i świetnie zarządzanej linii lotniczej.
BA zrezygnował z prób bezpośredniego udziału w europejskim tanim rynku, który w tamtym czasie rozwijał się w szalonym tempie. Powodem były nie tylko słabe wyniki finansowe obu spółek-córek, ale i strategiczna konstatacja, że w sytuacji, gdy dwóch tanich gigantów – Ryanair i easyJet, w znacznym stopniu koncentruje się na rynku brytyjskim znacznie sensowniejsze i bezpieczniejsze jest uznanie, że absolutnym priorytetem powinno być maksymalne wykorzystanie dominującej pozycji na lotnisku Heathrow obsługującym drogi i bardzo drogi ruch z i do aglomeracji londyńskiej. A, jak wiadomo Londyn to drugie, obok Nowego Jorku główne centrum finansowe zachodniego świata. I właśnie połączenia pomiędzy tymi miastami zapewniały BA znaczącą część zysków. Prawdopodobnie nawet ponad 20 proc. I dzięki dysponowaniu tak wieloma slotami na LHR można było uznać, że nie widać na horyzoncie żadnego zagrożenia konkurencyjnego. Joint venture z Grupą American zamrażało sytuację na tak ważnym rynku Londyn/Wielka Brytania – USA, a świetna decyzja o przejęciu Aer Lingus-a dawała brytyjskiej linii możliwość rozwijania drugiego hub-u północnoatlantyckiego. Na najważniejszych strategicznie rynkach sytuacja, przed pandemią, była więc świetna i nie widać było na horyzoncie żadnych większych zagrożeń. Co zmieniło się teraz?
Najkrócej rzecz ujmując ostatnia decyzja BA to praktyczne potwierdzenie tezy, że po pandemii zmieni się znacząco struktura europejskiego rynku lotniczego. Istotnie wzrośnie udział taniego i bardzo taniego ruchu. Spadnie ruch najwyżej płatny i to być może nie tylko w wartościach względnych, ale i bezwzględnych. Brytyjska linia uznała, że przedpandemiczne próby wożenia z Heathrow i Gatwick tańszego ruchu przez samą główną linię nie wystarczą. Mogliśmy je obserwować na przykład na trasie Kraków – LHR, którą BA obsługiwał tylko raz dziennie.
Jeszcze rok temu brytyjski przewoźnik uznał, że, w przypadku połączeń średniodystansowych, musi się skoncentrować na LHR i podjął decyzję o zejściu z Gatwick. Teraz chce na to lotnisko wrócić, ale już z inną ofertą. Pierwsze informacje wskazują, że będzie ona skierowana do segmentu rynkowego powyżej easyJeta. Jak wiemy najtańszy ruch z i do Londynu obsługuje Ryanair, a nieco bardziej wymagający easyJet. BA chce skierować swoją ofertę do jeszcze bardziej wymagających pasażerów, dla których ważne jest nie tylko lotnisko lepsze od Stansted, ale również marka i niezawodność. Oczywiście poziom cen będzie musiał być istotnie niższy od tego, który jest w stanie zaoferować British Airways.
Zachętę do powrotu na LGW stanowią też, najprawdopodobniej, istotne zmiany w sytuacji konkurencyjnej na tym drugim najważniejszym londyńskim lotnisku. Z jednej strony zdecydowanie słabnie pozycja Norwegian, a przyszłość tej linii jest bardzo zagrożona szczególnie, jeżeli chodzi o rynki nie-skandynawskie. Z drugiej strony Wizz Air zapowiada, że jego ambicją jest przejęcie aż 20 proc. slotów na Gatwick. Przed pandemią BA miał 18 proc., a easyJet 45 proc. Nawet, jeżeli uznamy, że to dość buńczuczna zapowiedź to zdecydowany rozwój oferty londyńskiej węgierskiej linii jest chyba pewny. Przy obecnych, a przede wszystkim przyszłych, zmianach strukturalnych w rynku British Airways chce być aktywnym graczem na nowych dla siebie segmentach. I najwyraźniej uważa, że konieczna jest do tego tania spółka córka.
Po pozbyciu się przez BA obu tanich linii wielu ekspertów uznało, że wysiłki sieciowych gigantów starających się bezpośrednio wejść w nowe dla siebie segmenty rynkowe skazane są na niepowodzenie. Bardzo duże straty finansowe taniej spółki córki Lufthansy – Eurowings – tylko umocniły takie przekonanie. Ale to było przed pandemią. Czy teraz ich szanse wzrosną? Cóż musimy kilka lat poczekać, aby uzyskać na to pytanie bardzo konkretną, obiektywną, bo finansową odpowiedź.