Lotnisko powinno zaplacic odszkodowanie za zmarnowany czas pasazerow. Wyobrascie sobie ze przyjedzacie na weekend do WAW lub wracacie do domu i juz sie cieszycie na lozko czy prysznic a tu musicie czekac godzinami az ktos sprawdzic wasze bagaze......oni tam nic nie maja do roboty na lotnisku? Ja mam dla nich pieknie zadanie: Nie zbuduja toalete przy gate 11 i 12 ;-))))
No chyba kogoś pogięło. Następnym razem proponuję poinformować pasażerów w powietrzu, że zabrakło paliwa i za chwilę wyłączy się klimatyzacja, a powietrza starczy na około 10 minut. Cabin crew przećwiczy sobie procedury awaryjne na wypadek paniki na pokładzie, a piloci lądowanie awaryjne na przygodnym lądowisku. No i lokalni strażacy będą mieli ćwiczenia :) Ktoś za takie "ćwiczenia" powinien iść siedzieć.
Pasażerowie piątkowego lotu rejsowego z Frankfurtu do Warszawy, tuż po wylądowaniu na Okęciu zostali poinformowani o skażeniu radioaktywnym na pokładzie samolotu.
Z głośników usłyszeli komunikat: "(...) Proszę pozostać na swoich miejscach, gdyż właśnie okazało się, że na pokładzie samolotu doszło do wycieku substancji radioaktywnej i samolot musi zostać poddany kontroli."
- Samolot stanął na obrzeżach lotniska i został otoczony kordonem policji, straży pożarnej i karetek - pisze Leszek, który pierwszy powiadomił nas o wydarzeniu. - Następnie od zewnątrz poddany został kontroli radioaktywnej. Nikt nie odważył się zbadać samych podróżnych. Nikt też nie udzielił ofiarom zajścia żadnych wyjaśnień. Pasażerowie spędzili na lotnisku jeszcze dwie godziny w oczekiwaniu na dokładnie sprawdzane bagaże. Chcielibyśmy dowiedzieć się co tak naprawdę się z nami stało.
Jak poinformował nas dyżurny lotniska, były to ćwiczenia straży pożarnej. - Strażacy nie mogą wiedzieć, że to ćwiczenia - informuje dyżurny. - Wszystko musi być, jakby było naprawdę. Strażacy mają 90 sekund, aby dotrzeć na miejsce interwencji i rozpocząć akcję. Takie ćwiczenia są konieczne i organizujemy je co pewien czas. Zapewniam, że nikomu z pasażerów nic nie groziło - dodaje dyżurny.