Amerykanie nie chcą bliskowschodnich konkurentów
Szefowie trzech największych amerykańskich linii domagają się ograniczenia praw przewozowych do Stanów Zjednoczonych dla przewoźników z Kataru i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jak informuje "The Wall Street Journal", powodem mają być subsydia otrzymywane przez te linie.
Reklama
Prezesi Delta Air Lines, United Continental oraz American Airlines we wspólnym wywiadzie dla "WSJ" podkreślili, że przewoźnicy z Kataru i Zjednoczonych Emiratów Arabskich stanowią nieuczciwą konkurencję wobec innych linii lotniczych, a tym samym szkodzą całej branży.
Kraje w rejonie Zatoki Perskiej od dawna stosują politykę otwartego nieba, która wspiera rozwój krajowych przewoźników. W połączeniu z dobrym położeniem geograficznym, dostępem do taniego paliwa oraz dużym kapitałem umożliwiło to gwałtowny rozwój Qatar Airways, Emirates oraz Etihad Airways.
To jednak od dawna budzi sprzeciw linii z innych części świata, które muszą mierzyć się z ograniczeniami regulacyjnymi oraz budżetowymi. Amerykańskie linie lotnicze nie są pierwszymi, które starają się ograniczyć ekspansję linii z rejonu Zatoki Perskiej. M.in. Lufthansa aktywnie próbowała zablokować przyznanie Emirates praw przewozowych z nowego lotniska w Berlinie.
Teraz prezesi Delty, United Continental i AA chcą, by władze Stanów Zjednoczonych zmodyfikowały lub wypowiedziały umowy dwustronne z Katarem i ZEA, co miałoby doprowadzić do zmniejszenia liczby praw przewozowych dla linii z tych bliskowschodnich krajów.
Szefowie amerykańskich przewoźników podkreślają, że państwowe linie z Kataru i ZEA otrzymuje też od rządów subsydia, które umożliwiają im oferowanie niższych cen. Według ich słów, cytowanych przez "WSJ", od 2004 r. trzej przewoźnicy otrzymali ponad 40 mld dolarów wsparcia (ok. 150 mld zł).
Ten zarzut jest często podnoszony, choć brakuje dowodów na faktycznie istnienie takich subsydiów. Przewoźnicy z Katar nie ujawnia raportów finansowych. Robią to jednak Emirates, które od 1997 r. nieprzerwanie wykazuje zysk, oraz Etihad Airways. W sprawozdaniach nie ma jednak informacji o dotacjach rządowych.
Szczególnie władze Emirates zaprzeczają jednak, by linia otrzymywała wsparcie. W rozmowie z Reutersem Tim Clark, dyrektor wykonawczy arabskiej linii, podkreślił, że Emirates otrzymały jedynie kapitał początkowy i na zakup pierwszych dwóch samolotów w łącznej kwocie niecałych 100 mln dolarów. Było to w latach 80., a od tego czasu linia zwróciła tę kwotę z nawiązką w formie dywidend.
- Rząd nas ufundował, stworzył wizję i projekt, ale potem już nie interweniuje. Nie otrzymujemy też żadnych subsydiów - podkreślał w rozmowie z Pasazer.com Ghaith Al Ghaith, dyrektor generalny niskokosztowej linii flyDubai należącej do grupy Emirates. - Wszyscy tutaj płacimy tyle samo, niezależnie czy jesteśmy obywatelami ZEA czy nie. Tak samo jest z liniami lotniczymi. British Airways płaci tyle samo ile my za paliwo w Dubaju. Jedyna różnica to to, że my nie płacimy podatku, ale on i tak jest niski.
fot. Dominik Sipinski