Jak nas widzą - tak nas piszą

10 grudnia 2010 17:19
12 komentarzy
Reklama
Któż z nas, entuzjastów lotnictwa, nigdy nie załamał rąk, słysząc informację dotyczącą naszej pasji w telewizyjnym serwisie informacyjnym, w radiu lub czytając ją w gazecie? Słynne "chwile grozy", kołowania nad lotniskiem, dziwaczne nowe modele samolotów, takie jak Airbus A830, poprzekręcane nazwy linii lotniczych… Nikt nie jest nieomylny – i nam, w redakcji Pasazer.com, zdarza się popełniać fatalne błędy. Co innego jednak pozostawić w tekście literówkę, a co innego, kryjąc się za nimbem profesjonalnego dziennikarstwa, sprzedawać czytelnikom lub słuchaczom quasi-fachowe informacje, opakowane w najczęściej niezbyt sensowny tekst.

Nie należy wymagać od dziennikarzy spoza branży lotniczej takiej samej fachowości, jak od osób zajmujących się tą tematyką na co dzień. Mimo wszystko jednak poszukiwanie sensacji za wszelką cenę, pogoń za "newsem", którym może być nawet niewielkie spóźnienie samolotu lub odejście na drugi krąg podczas lądowania, należy zauważyć i być wobec niej krytycznym. Ten tekst nie potępia nikogo – ale jedynie pokazuje pewne najbardziej typowe schematy przedstawiania lotnictwa w mediach "niefachowych". Nie wytykanie błędów, wylewanie żalów czy złośliwa krytyką są jego celem – a raczej zwrócenie uwagi na to, z czego entuzjaści lotnictwa często się śmieją i próba podkreślenia, że wielu odbiorców tychże mediów z nierzetelnych i usilnie sensacyjnych materiałów wyciąga zafałszowany obraz naszej pasji.

Błędne koło(wanie)

Mógłbym zacząć od wyliczania niezliczonych "chwil grozy" przeżywanych przez pasażerów. Mógłbym, i doszedłbym nieuchronnie do wniosku, że wsiadanie do samolotu dostarcza nieporównywalnie więcej adrenaliny, niż sporty uważane powszechnie za ekstremalne. Jednak ważniejszym błędem popełnianym przez media jest fałszywe opisywanie całkiem zwyczajnych procedur w lotnictwie; kreowanie sensacji tam, gdzie tak naprawdę nie wydarza się nic nadzwyczajnego. Dwa przypadki są szczególnie rażące – "kołowanie" nad lotniskiem i odchodzenie na drugi krąg.

Na ziemi, nie nad nią

Aby nie pozostawić żadnych wątpliwości, wytłumaczmy te błędy. W pierwszym przypadku problemem jest błędne nazewnictwo – samolot owszem, kołuje, i to całkiem często, bo przed każdym startem i po lądowaniu. Jednak może to mieć miejsce tylko i wyłącznie na ziemi – oznacza to bowiem tyle, co poruszanie się po drogach kołowania na ziemi. Media często używają tego określenia, by opisać krążenie samolotu nad lotniskiem lub punktem nawigacyjnym. Taka procedura nie jest niczym wyjątkowym – służy zwykle uporządkowaniu ruchu lotniczego, czasem wynika z oczekiwania na poprawę pogody lub, w sytuacjach awaryjnych, umożliwia spalanie nadmiaru paliwa. Tyle, że żaden pilot ani kontroler nie nazwie jej "kołowaniem", tylko "holdingiem".

O "kołowaniu" nad lotniskiem pisały nawet największe dzienniki i tygodniki. Gazeta Wyborcza w kwietniu br. poinformowała, pisząc o katastrofie amerykańskiego samolotu rządowego w Dubrowniku, że "byli opóźnieni o 15 minut i chcieli pokazać, że zdążą na czas, więc kołowanie nad lotniskiem nie wchodziło w grę". Onegdaj redakcja Polityki popełniła podobny błąd w tytule dużego reportażu, który brzmiał po prostu "Kołowanie nad lotniskiem". Przed kilkoma tygodniami, według stołecznego serwisu portalu Gazeta.pl, opady śniegu zmusiły do kołowania w okolicach Warszawy samolot Air France - ciekawe, czy kołował po drogach Piaseczna, czy może po ulicy Wirażowej?

"Go around" - co za emocje!

Odejście na drugi krąg, czyli przerwanie procedury podejścia do lądowania, to także nic alarmującego. Powodów może być mnóstwo – inny samolot, który zbyt wolno zjeżdża z pasa; zboczenie z prawidłowej ścieżki zniżania; a nawet zając hasający po drodze startowej. W olbrzymiej większości przypadków po kilku minutach piloci wykonają ponowne, tym razem udane podejście. Czytając niektóre media można odnieść wrażenie, że odejście na drugi krąg było "o krok od katastrofy", pasażerowie "otarli się o śmierć", a samolot "cudem ponownie zaczął się wznosić". A siedzący w nim oczywiście przeżyli, jakżeby inaczej, chwile grozy. O, właśnie – "chwile grozy".

Groza, groza!

Widząc na najpopularniejszych portalach informacyjnych tekst, którego rozpoczyna się od tych właśnie słów, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że traktuje on o lotnictwie. Dokładniej – najczęściej o niezbyt poważnej awarii, gorszych warunkach pogodowych lub przerwanym podejściu do lądowania. Nawet jeśli artykuł dotyczy poważnej usterki, tak jak było to w przypadku awarii prędkościomierza jednego z Boeingów 767 LOT-u, artykuł mógłby obyć się bez "chwil grozy" przeżywanych przez pasażerów, pilotów, kontrolerów i kogo bądź jeszcze. Co więcej, z uwagi na to, że ta fraza zakorzeniła się już w kulturze i stała się wręcz symbolem na siłę szukanej sensacji, gdy wydarzenie naprawdę zasługuję na komentarz, byłoby lepiej uniknąć tego sformułowania. Rzetelnie opisane wydarzenie z pewnością zrobiłoby większe wrażenie na czytelnikach niż rzekome "chwile grozy" przeżyte przez bohaterów tekstu.

Niewątpliwie lądowanie z niewysuniętą przednią golenią podwozia jest sytuacją bardzo niebezpieczną i wymagającą doskonałych umiejętności od pilotów. Ale czy naprawdę Gazeta Wyborcza nie może napisać informacji, nie rozpoczynając tekstu od "chwil grozy"?
Czasem przeżycia tego typu można mieć jeszcze na ziemi - przynajmniej według Onet.pl. Owa niesławna fraza brzmi tym bardziej nienaturalnie, że bardzo rzadko słyszy się ja poza tekstami medialnymi. Wątpliwe, by doświadczeni instruktorzy lotniczy, opowiadając o awarii sygnalizacji w samolocie, przywoływali przeżyte "chwile grozy", tak jak to przedstawił jeden z serwisów portalu Interia.pl. Tego, że o tym samym wydarzeniu można napisać w sposób znacznie bardziej profesjonalny i bez użycia "chwil grozy", dowodzi notka w Rzeczpospolitej. Mniej znane media internetowe - turystyczne i informacyjne - często powielają ten błąd, być może wzorując się na gigantach branży.

Zdecydowanie mniej dziwią te słowa publikowane przez Fakt, zwłaszcza w towarzystwie nazwisk medialnych gwiazdek polskiego show-biznesu. Chciałoby się aż podsumować, że redaktorzy informacji związanych z lotnictwem muszą być zagorzałymi fanami "Jądra ciemności" Josepha Conrada. Jednak autorzy newsów to nie powieściowy Kurtz - apelujemy zatem, by "chwile grozy" zesłać do tabloidów i oczyścić z nich media poważniejsze.

Lotniskowi koczownicy


Kolejny tekst uwielbiany przez redaktorów wiadomości związanych z lotnictwem to "koczowanie na lotnisku". O pasażerach "koczujących" słyszymy przy okazji wszelakich opóźnień, niezależnie od ich powodu - strajku, pogody, awarii. Fraza ta pojawia się zwłaszcza wtedy, gdy liczniejsza grupa pasażerów, najczęściej Polaków, utknie na lotnisku oddalonym od kraju. Tak było ostatnio, gdy serwisy informacyjne donosiły o turystach w Nepalu. Ciekawe, że zwrot o lotniskowych koczownikach pojawił się w tekstach na niemal wszystkich portalach internetowych.

Trudno nie zgodzić się z sarkastycznym komentarzem Jacka Balcera, rzecznika Polskich Linii Lotniczych LOT, który mówi, że gdy dziennikarze dzwonią do niego z prośbą o komentarz na temat "koczowania" na lotnisku, pyta o to, czy rozpalili już lotniska i czy polują z dzidami. Co innego bowiem mogą mieć na myśli redaktorzy, piszący o koczownikach? Bo przecież żadna definicja tego słowa nie określa go jako "siedzenia na lotnisku i oczekiwania na spóźniony samolot".

Najnowsze modele i linie

Kolejna kategoria błędów to różnego rodzaju przekręcenia – najczęściej zdarzające się w nazwach linii lotniczych lub modeli samolotów. Czasem to po prostu błędy literowe, ale często, gdy ta sama pomyłka powtarza się kilkukrotnie w tekście, raczej wynik niewiedzy i nieuwagi. Do najpopularniejszych należy przestawianie cyfr w nazwach modeli - i tak Polska Agencja Prasowa ogłosiła kiedyś informację na temat Airbusa A830, a niedawno, według portalu Gazeta.pl, awaryjnie lądował Boeing 787 linii Delta Air Lines. W nazwie linii zresztą również nie uniknięto błędu - zapisano ją jako Delta Airlines. Serwisy często donoszą o niewiadomego pochodzenia liniach Quantas (największy przewoźnik w Australii nosi nazwę Qantas). Część takich błędów to z pewnością po prostu literówki - ale gdy ta sama pomyłka powtarza się w jednej notatce kilkukrotnie, trudno to zrzucić na karb omyłkowego pomieszania liter. Oddając sprawiedliwość redaktorom - większość błędów po pewnym, krótszym lub dłuższym, czasie jest poprawiana.

Cóż za zdjęcie!

Do tej samej grupy błędów można zaliczyć niedopasowane ilustracje tekstów. Najczęściej graficy dobierają fotografię albo według linii, albo (rzadziej) według typu samolotu. Aby zgadzały się obydwie zmienne - zdarza się rzadko. Przywołany powyżej tekst o Boeingu 787 linii Delta Air Lines traktował w rzeczywistości o Boeingu 767 - a zilustrowany był zdjęciem typu 737. Prawdziwą maestrię osiągnęli redaktorzy portalu Onet.pl publikując "fotoreportaż" dotyczący niedawnej awarii i wypadku Tupolewa Tu-154 linii South East Airlines. Składa się on z jednego zdjęcia przedstawiającego... Boeinga 737-800 linii Orenair. Zamiast roztrzaskanego i przełamanego Tupolewa, Onet.pl pokazał samolot na płycie, w jednym kawałku i sytuacji być może awaryjnej, ale z pewnością nie po katastrofie.

8 grudnia serwis informacyjny TVP 2 poinformował o tym, że w Polsce stacjonować będą śmigłowce Hercules - co więcej, wyglądające złudnie podobnie do modelu Chinook. Ten drugi faktycznie jest śmigłowcem, jednak w Polsce mają znaleźć się amerykańskie Herculesy, czyli ciężkie samoloty transportowe.

Quod erat demonstrandum

Na koniec postaraliśmy się wyszukać te teksty, które wykraczają poza standardowe pomyłki i przeinaczenia, będąc klasą same dla siebie. Czasem są to całe artykuły, czasem tylko krótkie fragmenty lub nawet pojedyncze słowa. Niemniej, osoby obeznane z lotnictwem powinny nie raz uśmiechnąć się czytając poniższe teksty.

Portal turystyka.wp.pl opublikował w sierpniu foto-poradnik, którego głównym zamiarem było chyba zniechęcenie wszystkich czytelników do latania. Dowiadujemy się z niego, że w samolocie oddychamy spalinami, toalety pełne są bakterii (gwoli wyjaśnienia, takich samych, jakich miliony mamy w jelitach, we własnych łazienkach, kuchniach, itd.), wodę do zaparzania kawy czerpie się z tego samego źródła, co do toalet (dokładnie tak samo, jak w olbrzymiej większości domów), piloci są w zasadzie chodzącymi trupami, a wprowadzenie opłat za bagaż służyło głównie temu, aby móc przewozić więcej piasku.

Portal TVN24 w związku z lipcowymi targami lotniczymi w Farnborough poinformował natomiast o tym, jakoby indonezyjskie linie Kartika Airlines złożyły zamówienie na 30 myśliwców Suchoj SuperJet 100 - w rzeczywistości, oczywiście, nie są to myśliwce, lecz nowy typ odrzutowców o regionalnym zasięgu, choć przyznać trzeba, że Suchoj znany jest głównie z produkcji maszyn wojskowych. W tym samym tekście dowiadujemy się, że Dreamliner to nie Boeing 787, lecz 737-800.

W inny sposób kreatywnością wykazali się redaktorzy regionalnego portalu Lubuskie.pl, według których lotnisko w Babimoście jest najlepszym w kraju. W jakiej kategorii? Jedynie mimochodem napomknięto, że pod względem przyrostu liczby pasażerów, co nie jest trudne dla tak małego lotniska, jak to pod Zieloną Górą.

Oby było lepiej

Żadne medium nie jest wolne od błędów – niezależnie, czy mowa o ogólnopolskim dzienniku, popularnej stacji radiowej, czy portalu zajmującym się lotnictwem. Trzeba wyraźnie podkreślić, że nie wszystkie źródła równie często popełniają rażące błędy lub używają wyświechtanej frazy o "chwilach grozy". Tabloidy czy popularne serwisy internetowe przodują, największe dzienniki, nawet na swoich stronach internetowych, są zdecydowanie bardziej profesjonalne. Pozytywnie wyróżnia się zwłaszcza Rzeczpospolita, gdzie informacje podawane są w sposób fachowy i wyważony, a spektakularne wpadki - niezmiernie rzadkie.

O ile błędy literowe czy proste przeinaczenia są łatwe do poprawienia i najczęściej wynikają z nieuwagi, to nieprawidłowe stosowanie nazw procedur, błędy wynikające z ignorancji lub sensacyjne przedstawianie tego, co wcale takim nie jest, wymaga krytyki. Nie złośliwej, zawistnej lub malkontenckiej, ale po prostu takiej, by czytelnicy, którzy nie zaglądają na portale specjalistyczne, nie bali się latać i nie mieli zafałszowanego obrazu lotnictwa. I oby było lepiej, a "chwile grozy" odeszły do zasłużonego lamusa.

Dominik Sipiński

Ostatnie komentarze

 - Profil gość
hops 2010-12-13 14:29   
hops - Profil hops
@stryro no właśnie nie :] jest dobrze, bo tacy "spece" to właśnie Alfa i Romeo ;)
styro 2010-12-12 12:58   
styro - Profil styro
hops chyba alfe i omege miales na mysli hahaha
pitterek 2010-12-12 10:21   
pitterek - Profil pitterek
a zarejestrowane są wszystkie - niektóre rzeczywiście mają tylko raporty wstępne :P:P
 - Profil gość
Reklama
Kup bilet Więcej
dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Wizy
Rezerwuj hotel
Wizy
Okazje z lotniska

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy