TP687: Luksemburg - Porto. Aż żal wyjeżdżać. Pod dworcem kolejowym wsiadam do autobusu linii 16, którego trasa prowadzi przez starówkę i dzielnicę Kirchberg sawnej z błyszczących szklanych siedzib banków, które w sobotnie popołudnie świecą pustkami, podobnie jak sama dzielnica. Tylko gdzieniegdzie nieliczni przechodnie i cykliści oraz grupka młodzieży, obserwującej swojego kolegę ćwiczącego zjazd na deskorolce po poręczy. Wkrótce dojeżdżam na luksemburskie lotnisko położone w miejscowości Findel, około 6 km na wschód of stolicy. Szybka odprawa i sprawna kontrola bezpieczeństwa. W hali odlotowej wybieram miejsce na pas startowy i niespiesznie obserwuje to, co dzieje się na pasie i w hali odlotowej. Kolejno odprawiane są samoloty do Londynu City, Genewy i Paryża. Część z pasażerów ustawia się w kolejce jeszcze przed ogłoszeniem boardingu, a inni w ostatniej chwili podchodzą do bramki. Obsługa poszukuje dwóch zaginionych pasażerów do Genewy. Po drugim komunikacie zbłąkani wędrowcy pojawiają się przy bramce. Flight closed. Na pasie w tym czasie ląduje rejs TP686, ktory jako TP687 wróci do Porto.
Dzisiejszy rejs obsługuje A319. A całe to
zamieszanie zaczęło się właśnie od biletu na TP687. Przez kolejne miesiące
dokupywałem kolejne bilety i kółeczko się zamknęło. Najlepsze w tym całym
dokupywaniu biletów to ta niepewność, dokąd uda się kupić następny bilet.
Czasami przy wyborze następnego miejsca kierowałem się ceną, czasami chęcią
zobaczenia konkretnego miejsca lub odbycia dziewiczego rejsu jakąś linią
lotniczą. Wszystkie bilety kupiłem z dużym wyprzedzeniem, co nie tylko pozwala
na upolowanie korzystnej ceny (promocje), ale pozwala na planowanie dalszego
ruchu bez pośpiechu i rozłożenie wydatków na kilka miesięcy.
Moje miejsce 21 A
jest z tyłu samolotu, a że dzisiaj samolot nie jest pełny mam całe trzy miejsca
w rzędzie dla siebie. Git jest! Wnętrze
17-letniego Airbusa A319 (rej. CS-TNN, jeden z 21 maszyn tego typu w barwach
przewoźnika) musiało przejść niedawno gruntowną modernizację, bo jest wyjątkowo
w dobrym stanie. Skórzane fotele w stonowanych szarościach z drobnymi bocznymi
czerwonymi (przód) lub seledynowymi (tył) wstawkami – nawiązanie do kolorów
portugalskiej flagi.
Wkrótce
startujemy. Po osiągnięciu wysokości przelotowej rozpoczyna się serwis.
Dzisiejszy poczęstunek składa się z kanapki z serem i szynką, małego opakowania
smoothie ze śliwką (110 ml) zapakowanej w niewielkie pudełko. Do poczęstunku
dobieram szklankę wody gazowanej i czerwonego wina. Z rejonu rzeki Douro. Ba! W
końcu to portugalska linia to i wino musi być portugalskie.
Trasa 1486 km rejsu przebiega na północ od Paryża, Nantes, nad Zatoką Biskajską i pasmem górskim Sierra de Ancares. Podczas ponad 2-godzinnego rejsu obmyślam plan zwiedzania Porto i rozmyślam nad różnymi rzeczami. Nie wiem, czy też tak macie, ale najlepiej myśli mi się w samolocie, a nierzadko ciekawe pomysły lub natchnienie do pisanie wpisów przychodzą właśnie podczas lotu. Źródło mapki: www.flightradar24.com.
Porto. O 17:43 ląduje w Porto. Sześć automatów
biletowych opanowały gangi. To gangi Francuzów, którzy przylecieli
pomarańczową
alternatywą z Paryża i Tuluzy. Nim dopcham się do automatu, tramwaj mi
ucieknie. Następny za pół godziny. Mija 25 minut. Tłum na peronie gęstnieje.
Podjeżdża tramwaj. Tłum rusza do środka, ale nie dla wszystkich wstarczy miejsc
siedzących. Grupa Holenderek kurczowo trzyma się poręczy i jednocześnie
prowadzi ożywioną konwersację po niderlandzku - coś jak niemiecki tyle, że
bardziej charczący ;) Podróż do hotelu zajmuje ponad półgodziny. Holenderki
wysiądą stację wcześniej.
Na drugi dzień
zwiedzanie zaczynam od wizyty na stacji kolejowej São Bento, której hol
ozdabiają płytki ceramiczne azulejo. Azulejo stanowią charakterystyczny element
dekoracyjny często spotykany w Portugalii. W tematyce dominują sceny
historyczne, mitologiczne, religijne, jak i abstrakcyjne formy geometryczne. Za
charakterystyczny niebieski kolor wzoru odpowiadają tlenki kobaltu nakładane na
płytkę pokrywaną następnie szkliwem i wypalaną w piecu. Azulejo poza
swoimi właściwościami dekoracyjnymi, poprawiają mikroklimat i higienę
pomieszczeń, stąd ich zastosowanie w obiektach użyteczności publicznej.
Po wyjściu ze
stacji udaję się na most Ponte Luís I, z którego roztacza się wspaniała
panorama Porto i rzeki Douro.
Po przejściu na
drugą stronę robie kilka fotek i wracam mostem na północną część miasta,
poszukując miłej kawiarenki, gdzie przysiadam na kawę i ciastko pastel de nata,
czyli rodzaj babeczki na kruchym spodzie wypełnionej kremem podobnym do
angielskiego. Pycha. Babeczka i kawa to punkt obowiązkowy każdej wizyty w
Portugalii. Dopiero po zjedzeniu ciastka popijanego kawą, czuję, że jestem w
Portugalii!
Po kawie kluczę uliczkami dzielnicy Alfândega. Wąskie uliczki, kamienice obłożone azulejo i suszące się pranie. Być może, poniedziałek to dzień prania w Porto?
Wąskie uliczki prowadzą w dół do Ribiera – najstarszej dzielnicy Porto. To właśnie tutaj w dawnych czasach cumowały statki przywożące zamorskie towary z kolonii i portugalskie wyroby przeznaczone eksport. Obecnie dzielnica stanowi jedną z głównych atrakcji turystycznych miasta.
Na Ribierze tłum. Ktoś kogoś nawołuje, inny próbuje rowerem przecisnąć się przez tłum, młodzi Chińczycy robią niezliczoną ilość selfie i turyści, turyści.
W poszukiwaniu spokojnego miejsca na lancz przechodzę dolnym piętrem mostu Ponte Luís I na drugi brzeg, na którym jest znacznie mniej turystów.
Przysiadam na lekki posiłek. Potem włóczę się jeszcze po południowym brzegu, ale ostatecznie wracam na Ribierę, skąd kolejką zębatą wjeżdżam na górną stację Batalha.
Ruszam przed siebie. Po drodze mijam stację São Bento i dochodzę do placu Praça da Liberdade, na którym trwa manifestacja.
Początkowo nie wiem, o co chodzi z tą manifestacją, bo transparenty są w języku portugalskim. Ostatecznie oświeca mnie, że jest to pochód pierwszomajowy.
Kolejne grupki ludzi idą w pochodzie, ogłaszając swoje postulaty i hasła na niesionych transparentach. Przypadkowi przechodnie i turyści przystają, fotografują, komentują. W sumie swoistego rodzaju atrakcja turystyczna. A co najciekawsze, wszyscy podchodzą do tego bez emocji czy ideologicznej podbudowy. Bez napinki i kontrpochodu. W końcu to demokratyczny kraj i każdy na prawo do publicznego wyrażania swoich przekonań czy poglądów. Nawet lewicowych.
Całe popołudnie przede mną. Wracam do hotelu, biorę plecak z rolkami i metrem udaję się w okolice Casa da Música. Nowoczesną bryłę Filharmonii została zaprojektował holenderski architekt Rem Koolhaasa w ramach projektu Porto Stolica Kultury Europejskiej w 2001. Jej okalające pofałdowane płaszczyzny są idealne dla rolkarzy i deskorolkowców. Co prawda jeszcze daleko mi do umiejętności tubylców, ale przy odrobinie zaparcia mam nadzieję osiągnąć ich poziom.
W następnej części >> Amsterdam.