Recenzja: Cathay Pacific Lounge w Singapurze

Salon hongkońskiego przewoźnika zlokalizowany jest w terminu 4, z którego odbywają się obecnie cztery loty dziennie do Hongkongu obsługiwane na przemian boeingami 777 i airbusami A350. Lounge mieści się na antresoli w głównej hali odlotów - aby do niego dotrzeć trzeba więc przejść dość spory kawałek po w pełni już zautomatyzowanej w Singapurze kontroli paszportowej i kontroli bezpieczeństwa. Kierując się stosownymi oznaczeniami w terminalu mniej więcej w połowie hali trafimy na schody prowadzące na poziom, na którym zlokalizowane jest wejście do poczekalni Cathay Pacific.

Lounge jest czynny codziennie w godzinach dostosowanych do aktualnego rozkładu lotów - obecnie od godz. 7 rano do godz. 1:45 następnego dnia. Z jego oferty mogą skorzystać pasażerowie podróżujący w klasie biznes, a także w pozostałych klasach, o ile mają zarazem odpowiednio wysoki status w programie linii Marco Polo Club. Oprócz tego do salonu mogą wejść, bez względu na klasę podróży, wszyscy posiadacze statusów Sapphire i Emerald w dowolnym programie jednego z przewoźników zrzeszonych w sojuszu oneworld. W tym wypadku konieczne jest okazanie karty pokładowej wystawionej na lot Cathay Pacific lub inną linię z sojuszu.

Poczekalnia jest przestronna - na liczącej 850 m. kw. powierzchni przygotowano miejsca dla 200 gości. Jej wystój nawiązuje do designu flagowych salonów biznesowych przewoźnika na lotnisku w Hongkongu. Koncepcję wnętrz zaprojektowało londyńskie Studioilse uznanej brytyjskiej architektki Ilse Catherine Crawford.

Wewnątrz salonu znajduje się długi hall łączący z jednej strony centrum biznesowe i łazienki (niestety bez kabin prysznicowych), a z drugiej strony przestrzeń wypoczynkową. W centralnej części urządzono natomiast strefę restauracyjną ze słynnym barem Cathay Pacific serwującym tradycyjne dania kuchni chińskiej i singapurskiej.

Znajduje się tu sporo miejsc przy stolikach zarówno dwu-, jak i wieloosobowych. W trakcie mojej wizyty w wieczornym menu do wyboru były: makarony wonton i syczuański dan dan, tradycyjna laksa z curry oraz kilka rodzajów dim sum. Wszystkie dania na bieżąco przygotowywali kucharze, których pracę można swobodnie podglądać siadając na wysokich krzesłach bezpośrednio przy samym barze.

Uzupełnieniem tej oferty był samoobsługowy bufet, w którym przygotowano kilka potraw na ciepło, klasyczne sałatki, deskę serów do win i inne drobne przekąski. Na deser przewidziano zielone ciasto szyfonowe z pastą z liścia pandanowca. Ogólnie więc bufet nie jest zbyt rozbudowany, ale biorąc pod uwagę dostępność baru z live cooking w mojej ocenie w pełni wystarczający do zjedzenia sycącej kolacji.

Z kolei spośrod alkoholi, poza standardowym wyborem win (przeciętnej jakości), dostępne były mocniejsze trunki (8 rodzajów: m.in. whisky, gin, martini, campari), lokalne piwo i szampan Moët. W lodówkach zlokalizowanych w strefie bufetowej znajdowały się ponadto soki, napoje gazowane i woda mineralna San Pellegrino. Do dyspozycji gości są też automatyczne ekspresy do kawy. Przy bufecie i w strefie restauracyjnej przez cały czas dyskretnie pracowała obsługa sprawdzając, czy nikomu niczego nie brakuje i na bieżąco porządkując stoliki itp.

Obszerna strefa wypoczynkowa wypełniona jest różnego rodzaju fotelami i sofami. W całej poczekalni działa darmowe WiFi, jest wybór lokalnej i międzynarodowej prasy, a przy niemal każdym miejscu zainstalowano wysuwany panel z gniazdkami i portami USB do ładowania sprzętów elektronicznych. Ujemną stroną lokalizacji salonu jest zdecydowanie brak dostępu do naturalnego światła. Zamiast na płytę lotniska mamy tylko w sumie mało interesujący widok na halę odlotów.

Mimo kilku wspomnianych wad poczekalnia biznesowa Cathay Pacific w Singapurze prezentuje się w całości okazale: została urządzona funkcjonalnie, ma nowoczesny wystrój spójny z designem innych salonów przewoźnika i wystarczającą ofertę kulinarną, której główną atrakcją jest bar z tradycyjnymi daniami azjatyckimi. Wszystko to zapewnia wysoki komfort do pracy czy relaksu przed odlotem z Singapuru do Hongkongu na pokładach samolotów Cathay Pacific.

Fot. M. Stus