Brak lotów

Kontrola bezpieczeństwa na polskich lotniskach

05/12/2017 13:52

   Kontrola bezpieczeństwa stanowi nieodzowny element każdej podróży lotniczej. Nic bardziej oczywistego. Wszyscy godzimy się na rozbieranie niemal do rosołu, stanie na bosaka na często zimnej posadzce czy pozbawianie nas butelki wody, którą będziemy musieli za chwilę ponownie kupić w dużo wyższej cenie. Wszystko dla nadrzędnego celu, jakim jest nasze wspólne bezpieczeństwo. Problem pojawia się wtedy, kiedy personel dokonujący takiej kontroli, a są to coraz częściej pracownicy prywatnej firmy, a nie straży granicznej, przekraczają swoje kompetencje, są nieuprzejmi, aroganccy i bawią się kosztem często zestresowanych lotem i samą kontrolą pasażerów. Mam nieodparte wrażenie, że na polskich lotniskach taka sytuacja jest niestety normą.

   Zacznijmy jednak od drugiej strony. Wielu z nas spędzało onegdaj wakacje w krajach takich jak Egipt czy Tunezja. Wracając do Polski przechodziliśmy kontrolę bezpieczeństwa, która najczęściej urągała europejskim standardom: wiecznie dzwoniąca bramka, pracownicy dłubiący w nosie i nawet nie spoglądający na wyświetlaną na ekranie zawartość naszej torby. Można było odnieść wrażenie, że do samolotu wnieść można absolutnie wszystko, a i tak nikt tego nie zauważy. To oczywiście skrajność, której trudno byłoby bronić. Wolimy wszak mieć przynajmniej złudzenie, że odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo ludzie, stanęli na wysokości zadania.

    Przenieśmy się zatem do Polski, na lotnisko w Katowicach. Jest 3 grudnia 2017 roku. Lecę jedynie do Warszawy, z bagażem podręcznym. Oprócz małej walizki mam torbę typu „na laptop”. W środku portfel, dwa telefony, klucze do domu, batonik, lek przeciwbólowy, chusteczki. Podchodzę do stanowiska kontroli bezpieczeństwa. Pytam stojącego przed bramką pracownika, czy mam wyciągać z torby telefony. Otrzymuję odpowiedź negatywną. Wyjmuję więc z walizki płyny spakowane w przepisową przezroczystą torebkę, zdejmuję pasek, zegarek i kurtkę. Kątem oka zauważam poirytowanego obcokrajowca, chyba Włocha, który przechodzi przez bramkę kilka razy przeklinając pod nosem. Nie wiem jeszcze, że za chwilę czeka mnie to samo. Przechodzę przez bramkę, mimo że nie zadzwoniła, jestem pocierany wacikami, które są potem sprawdzane w specjalnym urządzeniu. To jednak dopiero początek. Pani, która skanuje bagaże, odzywa się do mnie w formie całkowicie bezosobowej: torba, telefony, wyjąć, przejść jeszcze raz. Bez protestu cofam się za bramkę z telefonami w plastikowej kuwecie. Kiedy jeszcze raz przechodzę przez bramkę, widzę rzeczoną panią, jak otwiera moją torbę podręczną, wyrzuca z niej całą zawartość do plastikowego pojemnika, po czym ogląda sobie każdy przedmiot. Zamieram. Po chwili, nie kryjąc irytacji, pytam, dlaczego zawartość mojej torby, mimo prześwietlenia, została wysypana, bez jakiegokolwiek poszanowania dla moich prywatnych rzeczy. „Pana prywatność nie ma tu znaczenia” - uprzedza swoją koleżankę pan stojący przy bramce, po czym obydwoje przeglądają całą zawartość przedmiot po przedmiocie, klucze, portfel, chusteczki. Widzę minę stojącej za mną pani, której torba zostaje w międzyczasie potraktowana w identyczny sposób. Wspomniany wcześniej obcokrajowiec właśnie wkłada wszystko do swojego plecaka. Wszystkich potraktowano w identyczny, zdecydowanie zbyt drobiazgowy i przesadny sposób. Nie zostałem w żadnym wypadku wytypowany do bardziej szczegółowej kontroli. Zdobywam się więc na odwagę i pytam bezosobowej pani kontrolerki: „Dlaczego państwo to robią? Doskonale wiem, że nie jest to konieczne. Latam po całym świecie i nigdzie nie przytrafiło mi się coś takiego. Dlaczego wysypała pani zawartość mojej torby?” Odpowiedzią jest mina typu „bo mam taki kaprys”, śmiech, a następnie zbycie milczeniem.

   Długo zastanawiałem się, czy opisywać tę sytuację. Ktoś może powiedzieć, że jestem przewrażliwiony. Tak się jednak składa, że tylko w tym roku przechodziłem kontrolę bezpieczeństwa na lotniskach we Lwowie, Zurychu, Atenach, Kijowie, Wiedniu, Mediolanie, Mińsku, Trapani, Dusseldorfie i Wilnie. Nigdzie nie poddawano mnie tak restrykcyjnej kontroli przy braku zachowania podstawowych zasad. Złe doświadczenia mam jedynie z polskich lotnisk regionalnych i Warszawy, gdzie pan na widok przezroczystej torebki foliowej z kosmetykami, pozwolił sobie na komentarz: „ma pan więcej kosmetyków niż baba”, ale kiedy usłyszał, co sądzę na temat tego typu komentarzy, spuścił z tonu. Czy naprawdę kontrola bezpieczeństwa na lotnisku musi uwłaczać naszej godności, obrażać i poniżać? Na większości zagranicznych lotnisk, na których miałem okazję być, kontrolowano mnie dokładnie, ale uprzejmie i z uśmiechem. Można? Można. Trzeba jedynie chcieć. Czy ta nieuprzejmość to nasza narodowa domena? Chętnie poczytam o waszych doświadczeniach w tej kwestii.

Komentarze

Komentowanie dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników.

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy