Pytamy o 787: Dominik Sipiński
Reklama
Nasz redakcyjny kolega Dominik Sipiński był jednym z pierwszych pasażerów inauguracyjnego lotu Boeinga 787 z Everett do Warszawy. Zapytaliśmy o jego wrażenia z pierwszego rejsu Dreamlinerem.
Pasazer.com: Spędziłeś 5 dni w Seattle podglądając przygotowania do inauguracyjnego lotu. Jak wyglądało to z drugiej strony?
Dominik Sipiński: To były bardzo pracowite dni. Z jednej strony LOT i Boeing chcieli jak najwięcej pokazać kilkunastoosobowej grupie dziennikarzy, a z drugiej ostatnie, intensywne szkolenia przechodziły załogi. Na przykład w poniedziałek od rana media oglądały samolot i przeprowadzały w nim wywiady z przedstawicielami LOT-u i producenta, natychmiast potem maszynę przejęła załoga, która tego dnia wykonała 16 operacji startu i lądowań. Wszyscy mieli chyba poczucie uczestniczenia w czymś historycznym i wyjątkowym. Stąd też dziennikarze chcieli jak najbardziej dzielić się wiadomościami, co wiele osób doprowadziło do zrozumiałego uczucia przesytem informacji o Dreamlinerze.
Pasazer.com: Byłeś jednym z nielicznych pasażerów pierwszego lotu 787. Jakie wrażenia?
Dominik Sipiński: Potwierdziły się niemal wszystkie z obiecywanych przez Boeinga zmian. Większe okna i bardzo pojemne schowki bagażowe są niezwykle wygodne.
Do tego dochodzi system rozrywki pokładowej, który w dobrych liniach od dawna jest standardem. Pasażerowie LOT-u nareszcie będą mogli z niego skorzystać. Myślałem, że w kabinie będzie nieco ciszej, choć i tak różnica jest zauważalna w porównaniu do starszych modeli. Siedziałem zresztą tuż przy silnikach, więc nic dziwnego, że w tym miejscu hałas był nieco większy. Chociaż lepsze powietrze i wyższe ciśnienie jet laga na pewno nie zlikwidują, to po przylocie faktycznie nie czułem charakterystycznej po długim locie suchości skóry, oczu i nosa, na pokładzie oddycha się lepiej.
Paweł Cybulak
Pasazer.com: Co zrobiło na tobie największe wrażenie podczas rejsu z Everett?
Dominik Sipiński: Chyba najbardziej spektakularnym momentem był start. Dosłownie pół godziny wcześniej wyszło słońce, a w Seattle zwykle pada. Ponieważ startowaliśmy po 16, słońce było już nisko i odbijało się na powierzchni kompozytowych, pozbawionych nitów skrzydeł. Do tego w trakcie startu doskonale widać, jak powierzchnie nośne zmieniają kształt i wyginają się ku górze. Ponadto myślę, że wszyscy w trakcie startu czuli wyjątkowe emocje z uwagi na okoliczności - to był niezapomniany moment.
Pasazer.com: Czy było coś co cie zdziwiło na pokładzie?
Dominik Sipiński: Pozytywnie zaskoczyła mnie wielkość okien. Choć już wcześniej, na ziemi widziałem, że są bardzo duże, to dopiero w trakcie lotu, w pełnej maszynie doceniłem tę zmianę. Siedząc w środkowym rzędzie bez problemu widziałem to, co na zewnątrz. Duże okna były też nie do przeceniania, gdy w trakcie startu i lądowania przy jednym potrafiły się tłoczyć trzy osoby z aparatami lub kamerami.
Z kolei rozczarowany byłem dość ubogą ofertą systemu rozrywki - na szczęście to tylko wersja przejściowa, bo LOT-owi nie opłaca się ponosić wysokich kosztów licencji, skoro w trakcie grudniowych lotów system rozrywki i tak będzie działał jedynie przez kilkanaście minut. Od lutego oferta ma już być pełna.
Pasazer.com: Czy rzeczywiście po 10-godzinnym locie Dreamlinerem byłeś mniej zmęczony?
Dominik Sipiński: Może nie tyle mniej zmęczony, co mniej "nieświeży". Ponieważ w ciągu kilku dni dwukrotnie zmieniliśmy czas o 9 godzin, a do tego na miejscu intensywnie pracowaliśmy, zmęczenie w trakcie powrotu było spore. Ale lepsze powietrze, wyższe ciśnienie, LED-owe oświetlenie i duże okna faktycznie istotnie poprawiają komfort lotu. Do tego nawet w klasie ekonomicznej fotele są mocno odchylane i bardzo wygodne do snu. Myślę, że regularni pasażerowie od połowy stycznia docenią te udogodnienia. Przykładowo - zawsze w trakcie długiego rejsu samolotem mam z sobą krople do oczu, nosa oraz nawilżające kremy do twarzy, które są niezbędne w starszych modelach. W Dreamlinerze ani razu nie odczułem potrzeby ich użycia.
Pasazer.com: Na pokładzie jest rzeczywiście ciszej? Turbulencje są mniej odczuwalne? Powietrze bardziej wilgotne?
Dominik Sipiński: Co do głośności, to tak, jak już mówiłem - zmiana jest odczuwalna, ale nie jest gigantyczna. Na pewno ciszej jest z przodu kabiny i w kokpicie, ale w klasie ekonomicznej pracę silników słychać. Największą różnicę odczułem w trakcie startu - nie usłyszałem charakterystycznego "ryknięcia" przy zwiększaniu obrotów silników. Turbulencji w trakcie lotu niemal nie było, ale piloci podkreślali, że mieliśmy również wyjątkowo sprzyjające warunki pogodowe, więc trudno to ocenić.
Pasazer.com: Latałeś już 767. Jak możesz porównać doświadczenia 787 z 767? Czy w ogóle można jeden samolot porównywać z drugim?
Dominik Sipiński: Trudno jest te maszyny porównywać, zwłaszcza w kontekście floty LOT-u. B767 są głośniejsze, mniej wygodne i pozbawione osobistych systemów rozrywki. Olbrzymią różnicą pomiędzy tymi samolotami jest prędkość lotu - rejs z Everett na pokładzie 787 zajął nam mniej więcej tyle samo, co lot do Chicago na pokładzie 767, choć dystans jest o ponad 800 km większy.
Pasazer.com: A jak spisał się personel pokładowy programu Elite Fleet?
Dominik Sipiński: Pomysł na taki program, który podniesie jakość obsługi na pokładzie jest bardzo trafiony. Mogłem go już ocenić lecąc w klasie biznes na pokładzie Boeinga 767 LOT-u. Serwis kelnerski, czyli nie "z wózka", robi bardzo dobre wrażenie. Do tego dochodzą smaczne potrawy, szeroki wybór alkoholi i ogólna uprzejmość załogi. Boeing 787 z pewnością daje możliwości, by jeszcze bardziej ulepszyć produkt pokładowy. Na przykład możliwe jest gotowanie na parze czy przygotowywanie lepszej kawy. Jestem optymistą pod tym względem, ale z oceną wstrzymam się do momentu, aż program Elite Fleet na pokładzie 787 wejdzie w życie na trasach długodystansowych od stycznia. Ważne, by do programu trafiali faktycznie najlepsi członkowie personelu pokładowego i by utrzymywali taki sam poziom obsługi niezależnie od tego, czy na pokładzie są dziennikarze i szefostwo linii, czy też nie.
Pasazer.com: Dziękuje za rozmowę.
Paweł Cybulak