Japońskich problemów Alitalii ciąg dalszy
Reklama
Sprawa "japońskiej promocji" Alitalii nabiera coraz większego rozgłosu. O szczodrobliwości włoskiego przewoźnika, który w sobotę (20.10) zaoferował klientom zniżkę w wysokości 240 euro, pisaliśmy we wczorajszym felietonie. Gigantyczna wpadka Alitalii wzbudziła zainteresowanie mediów w całej Europie. Dziś informowały o niej m.in. poczytne dzienniki włoskie, niemieckie i czeskie.
W dalszym ciągu nie wiadomo ile promocyjnych rezerwacji zrobiono na japońskiej stronie Alitalii. Ze zniżkowego kodu skorzystało prawdopodobnie od kilku do kilkunastu tysięcy osób. Liczba wystawionych biletów może oscylować w przedziale od kilkunastu do nawet setek tysięcy. Nie ulega więc wątpliwości, że skala problemów jest niebagatelna.
Tymczasem zarząd włoskiego przewoźnika nie zajął jak dotąd oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Po fali groteskowych działań podejmowanych w niedzielę przez pracowników linii przystąpiono do automatycznego anulowania wcześniej wystawionych i potwierdzonych biletów. Klienci Alitalii nie doczekali się także uzasadnienia prawnego tych działań. W ogólnikowych e-mailach rozesłanych dziś przez Alitalię poinformowano jedynie o braku możliwości finalizacji rezerwacji, które, przypomnijmy, zostały już formalnie zrealizowane... dwa dni temu. Natomiast konta osób, które zgłaszają skargi i formułują zapytania w tej sprawie na profilu przewoźnika dostępnym na facebooku są natychmiast blokowane przez pracowników linii.
Niedoszli pasażerowie Alitalii nie dają jednak za wygraną. Na forach internetowych i facebooku organizują grupy dyskusyjne. Zgłoszono już nawet propozycję przygotowania petycji do Parlamentu Europejskiego, w której klienci włoskich linii chcą domagać się zobligowania przewoźnika do uznania wystawionych w "japońskiej promocji" biletów.
Abstrahując od celowości tego typu akcji trudno nie dostrzec ogromnej niezdarności, z jaką Alitalia radzi sobie z zaistniałym problemem. Wydaje się więc, że kolejne, niezbyt przemyślane posunięcia przewoźnika mogą tylko pogorszyć i tak już jego nienajlepsze notowania wśród pasażerów.
Marek Stus
W dalszym ciągu nie wiadomo ile promocyjnych rezerwacji zrobiono na japońskiej stronie Alitalii. Ze zniżkowego kodu skorzystało prawdopodobnie od kilku do kilkunastu tysięcy osób. Liczba wystawionych biletów może oscylować w przedziale od kilkunastu do nawet setek tysięcy. Nie ulega więc wątpliwości, że skala problemów jest niebagatelna.
Tymczasem zarząd włoskiego przewoźnika nie zajął jak dotąd oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Po fali groteskowych działań podejmowanych w niedzielę przez pracowników linii przystąpiono do automatycznego anulowania wcześniej wystawionych i potwierdzonych biletów. Klienci Alitalii nie doczekali się także uzasadnienia prawnego tych działań. W ogólnikowych e-mailach rozesłanych dziś przez Alitalię poinformowano jedynie o braku możliwości finalizacji rezerwacji, które, przypomnijmy, zostały już formalnie zrealizowane... dwa dni temu. Natomiast konta osób, które zgłaszają skargi i formułują zapytania w tej sprawie na profilu przewoźnika dostępnym na facebooku są natychmiast blokowane przez pracowników linii.
Niedoszli pasażerowie Alitalii nie dają jednak za wygraną. Na forach internetowych i facebooku organizują grupy dyskusyjne. Zgłoszono już nawet propozycję przygotowania petycji do Parlamentu Europejskiego, w której klienci włoskich linii chcą domagać się zobligowania przewoźnika do uznania wystawionych w "japońskiej promocji" biletów.
Abstrahując od celowości tego typu akcji trudno nie dostrzec ogromnej niezdarności, z jaką Alitalia radzi sobie z zaistniałym problemem. Wydaje się więc, że kolejne, niezbyt przemyślane posunięcia przewoźnika mogą tylko pogorszyć i tak już jego nienajlepsze notowania wśród pasażerów.
Marek Stus