Oblatywacz: AnadoluJet po Turcji

18 stycznia 2012 22:55
27 komentarzy
Reklama
W kolejnym "Oblatywaczu" zapraszamy do Turcji. Na pokładach Boeingów 737 linii AnadoluJet polecimy z Istambułu do Ankary oraz z Ankary do Wan i z powrotem. Będą kulturowe różnice, tak jak w Wan.



AnadoluJet to linia w całości należąca do Turkish Airlines. Loty są wykonywane pod tym samym kodem TK. Firma została założona w 2008 roku. Jej siedziba i główna baza znajduje się w Ankarze, a drugim ważnym portem lotniczym jest lotnisko Sabihy Gökcen w Istambule. Na połączeniach tej linii można zbierać punkty w programie Miles & Smiles, a jeśli na jednej rezerwacji mamy także lot Turkish Airlines - również w programie Miles & More.

Flota AnadoluJet jest bardzo młoda - jej średni wiek to niecałe sześć lat. Przewoźnik korzysta z dziesięciu Boeingów 737-700 (większość z nich latała wcześniej w SkyEurope), tylu samo Boeingów 737-800 (prawie wszystkie pochodzą z Turkish Airlines) oraz dwóch Airbusów A320-200. Dla tureckiego przewoźnika latają też dwa ATR-y 72-500 należące do linii Borajet.



Linia lotnicza samodzielnie obsługuje niemal wyłącznie loty krajowe z Ankary. Bilety można zakupić zarówno bezpośrednio u AnadoluJet, jak i poprzez Turkish Airlines. Cała siatka połączeń firmy jest objęta porozumieniem code-share ze spółką-matką. AnadoluJet obsługuje również rejsy z Hatay w południowej Turcji do Erdżanu w Cyprze Północnym, państwie uznawanym jedynie przez Turcję. Przewoźnik dla Turkish Airlines lata również na połączeniach zagranicznych.



Pierwszy lot na pokładzie samolotu AnadoluJet to krótki, zaledwie czterdziestominutowy przelot z Istambułu do Ankary. Rejs TK7246 jest wykonywany samolotem Boeing 737-700 o znakach rejestracyjnych TC-JKL. To zaledwie pięcioletnia maszyna, która została dostarczona do SkyEurope, a po bankructwie tej linii trafiła do Turcji.



Lotnisko Sabihy Gökcen to port, z którego latają głównie przewoźnicy niskokosztowi oraz obsługiwane są trasy krajowe. Boarding lotu do Ankary, którego pasażerami są głównie biznesmeni, odbywa się przez wyjście 308. Pasażerowie autobusami dowożeni są na stanowisko 206, gdzie czeka samolot AnadoluJet. Punktualnie o 11, zgodnie z rozkładem, rozpoczyna się kołowanie drogą D do pasa 06. Bez chwili zwłoki następuje start. Wkrótce po oderwaniu się od ziemi piloci wykonują płytki zakręt w prawo i maszyna kieruje się bezpośrednio w stronę Ankary.



W trakcie krótkiego lotu na wysokości 27 tysięcy stóp (ok. 8,2 km) personel pokładowy częstuje pasażerów przekąskami i napojami. Do wyboru jest mała kanapka z serem lub paczka krakersów. Do tego można napić się kawy lub herbaty oraz wody, soku lub coca-coli.



Jeszcze przed zakończeniem serwisu pokładowego rozpoczyna się zniżanie. Po lądowaniu na pasie 03R i kołowaniu do terminala pasażerowie wychodzą z samolotu rękawem (bramka 108).



Lotnisko w Ankarze jest dużym krajowym węzłem przesiadkowym m.in. dzięki centralnemu położeniu, politycznemu znaczeniu stolicy i bazie AnadoluJet. W trakcie transferu pracownicy lotniska sprawdzają lub wydają kartę pokładową na kolejny odcinek na specjalnym stanowisku. Nie trzeba przechodzić kontroli bezpieczeństwa. Inaczej jest w przypadku transferów na loty międzynarodowych, ale tych jest w Ankarze znacznie mniej.



W trakcie ok. godzinnego oczekiwania na rozpoczęcie boardingu samolotu do Wan można oglądać spory ruch na lotnisku w Ankarze z jednej z wielu kawiarni w krajowej części terminala. Większość rejsów wykonują samoloty AnadoluJet i Turkish Airlines.



Rejs do Wan, TK7084, jest wykonywany samolotem Boeing 737-800 o znakach rejestracyjnych TC-JHJ.



To siedmioletnia maszyna, która do AnadoluJet trafiła z linii Air India Express. Wnętrze jest ciemne i mocno zniszczone.



Boarding odbywa się przez rękaw z bramki 109. Samolot jest wypełniony do ostatniego miejsca. Zamiast składnej kolejki przed wejściem na pokład panuje chaos. Pasażerowie, nierzadko mający kilka znacznie ponadwymiarowych toreb, pchają się i chcą jak najszybciej zająć miejsce. Ponieważ boarding rozpoczął się 40 minut przed wylotem, udaje się mimo wszystko odkołować od terminala zgodnie z rozkładem. Start odbywa się o godzinie 13:40 z pasa 21L.



Lot odbywa się na wysokości 35 tysięcy stóp (10,7 km). Pasażerów obsługuje ta sama załoga co na wcześniejszym rejsie z Istambułu, choć z jednym dodatkowym stewardem. Bardzo podobny jest również serwis pokładowy. Jedyna różnica to inne słodycze do wyboru - zamiast krakersów można skosztować tureckiego ciasta podobnego do babki.



Samolot leci nad przepięknymi terenami wschodniej Turcji. Przez okno widać górzysty krajobraz tego obszaru.



Przed rozpoczęciem zniżania personel pokładowy z podziwu godnym zacięciem próbuje skłonić pasażerów do zajęcia swoich miejsc i zapięcia pasów. To pierwsze się udało, to drugie już nie. Przed lądowaniem po lewej stronie widać jezioro Nemrut, a chwilę później największe w Turcji jezioro Wan.



Po półtorej godziny lotu lądujemy w Wan na pasie 03. Po krótkim kołowaniu samolot zatrzymuje się przed terminalem, opisywanym już przez nas w cyklu "Lądujemy w...". Tu wystarczy napisać, że przy wysiadaniu chaos jest jeszcze większy - pasażerowie, porywając swoje wielkie bagaże, chaotycznie przepychają się do wyjścia. Ku przerażeniu stewardess, część próbuje dostać się do tylnych, zamkniętych drzwi. W samolocie robi się duszno, a zanim wszyscy pasażerowie wyjdą mija około 10 minut.



Powrót to kolejne przygody. Po kilku dniach lecimy rejsem TK7083, który również jest obsługiwany samolotem Boeing 737-800. Tym razem jest to TC-JGK, sześcioletnia maszyna latająca najpierw w Turkish Airlines, a potem w AnadoluJet. Jej stan jest znacznie lepszy niż poprzedniego samolotu, a fotele wygodniejsze. Zagłówki są ruchome, co kilka rzędów umieszczone są niewielkie ekrany, na których wyświetlana jest trasa lotu oraz reklamy.



Ponieważ na lotnisku w Wan panuje całkowity chaos, boarding rejsu do Ankary trwa bardzo długo. Pasażerowie, wypuszczeni bez opieki na płytę lotniska, mieszają się z tymi lecącymi do Istambułu. Stewardessy stojące na schodach samolotu robią co mogą, by kierować ich do właściwych maszyn. Nie da się jednak uniknąć zatorów na schodach i w przejściu samolotu. Daje to jednak chwilę, by spokojnie i z każdej strony obejść maszynę. Nazwy samolotów AnadoluJet pochodzą od miast w Turcji: TC-JHJ to "Silifke", a TC-JGK "Kırşehir".



W samolocie okazuje się, że tym razem pasażerowie są jeszcze bardziej niezdyscyplinowani. Prawie wszystkie bilety zostały wykupione, wolnych miejsc jest tylko kilka, a znaczna część pasażerów w Ankarze przesiada się do Istambułu, Gaziantepu, Diyarbakıru i innych miast.



Całe rodziny, bo tu mało kto lata samotnie, przychodzą do samolotu kilka, kilkanaście minut po rozkładowym czasie startu. Nie wzbudza to żadnej reakcji ani ze strony spóźnialskich, ani pozostałych pasażerów czy personelu pokładowego. Można by oczekiwać minimalnego choćby zmieszania, że z ich powodu opóźniony jest start - ale nie. Kilka minut trwa szukanie wolnego miejsca na liczny bagaż wsiadających po czasie, bo każdy Kurd podróżuje z co najmniej dwoma, trzema torbami lub siatkami. Gdy w końcu wszyscy zajmą miejsce, okazuje się, że matka jednego z pasażerów siedzi w rzędzie z dwoma obcymi mężczyznami - to nie przystoi, więc zaczyna się zmiana miejsc. Zrezygnowane stewardessy już resztkami sił próbują zapanować nad pasażerami.



Z uwagi na wszechobecny chaos oraz ograniczenia ruchowe start odbywa się z ponad półgodzinnym opóźnieniem. Na pokładzie nadal jest niespokojnie. Pasażerowie, nic sobie nie robiąc z uwag personelu pokładowego, wstają i chodzą po samolocie, rozmawiają przez telefony komórkowe, nieustannie sięgają do schowków bagażowych.

Start następuje już po zmierzchu, z opóźnieniem wynoszącym niemal godzinę - tym razem z pasa 21. Choć jezioro Wan jest przepięknie skąpane w ostatnich promieniach słońca, słabnące oświetlenie i brudne szyby wykluczają udane zdjęcia.



Lot do Ankary trwa godzinę i 40 minut. Samolot leci na wysokości 34 tysięcy stóp nad miastami Muş, Elaziğ, nad którym odczuwalne są lekkie turbulencje, i Yozgat. Po dość ostrym zniżaniu lądujemy na pasie 21L w stolicy Turcji.



Gdy samolot, zbliżając się do lotniska, przybliża się do ziemi, cały czas włączone telefony komórkowe pasażerów zaczynają mieć zasięg. Wielu z nich korzysta z tego i dzwoni, pisze SMS-y, przegląda Internet. Mało kto ma zapięte pasy. Natychmiast po przyziemieniu Kurdowie rozpoczynają szturm na schowki bagażowe. Każdy chce mieć swoje pakunki jak najszybciej w ręce, zająć dobrą pozycję do walki o błyskawiczne opuszczenie samolotu. Niepokoją się pasażerowie przesiadający się na dalsze rejsy. Jeszcze zanim samolot zjeżdża z pasa i dojeżdża do rękawa przy stanowisku 109, wszyscy są gotowi do wyjścia.



Turecka linia AnadoluJet robi wrażenie solidnego przewoźnika krajowego. Choć standardy obsługi są niższe niż w spółce-matce Turkish Airlines, to nie odbiegają od poziomu na krótkich trasach większości tradycyjnych przewoźników. Ceny przelotów są bardzo atrakcyjne, na co niewątpliwie wpływa duża konkurencja na krajowym rynku tureckim, znaczne odległości w tym kraju i słabo rozwinięta sieć kolejowa. Gdyby nie pasażerowie, to podróż na pokładach AnadoluJet zupełnie nie zapadałaby w pamięć. Jednak dzięki Kurdom i ich odmiennym od europejskich zwyczajom, loty stają się przeżyciem - chwilami irytującym, ale z pewnością interesującym i kulturowo wzbogacającym.

Dominik Sipiński
fot. Dominik Sipiński

Ostatnie komentarze

 - Profil gość
solokhumbu 2012-01-27 19:20   
solokhumbu - Profil solokhumbu
Tak, wiem, wiem, LUA jest extreme nie tylko ze względu na terminal. Choć to jak dotąd jedyne lotnisko, na którym zapalałem światła i sam sobie robiłem 'baggage security cjeck' ;)
A i pas startowy o długości 460m kończący się kilometrową przepaścią to kolejna atrakcja! Szczerze zachęcam miłośników latania z dreszczykiem!
marecki 2012-01-21 20:26   
marecki - Profil marecki
@solokhumbu: redakcja rozważy oblatanie nepalskich lotnisk ;-) Ale LUA jest ekstremalna chyba nie ze względu na "terminal". Co do dawnego SVO domestic, to było tam całkiem swojsko; ale SVO to nic w porównaniu np. do odprawy klasy biznes na aktualnym lotnisku w Doniecku (przy stanowisku a la biurko kartka z ręcznie napisanym oznaczeniem odprawy); no i przejście do "bramki" przez palarnię dla sprzątaczek :)
solokhumbu 2012-01-21 20:05   
solokhumbu - Profil solokhumbu
A wracając do tematu ekstremalnych lotów, gdyby Redakcja kogoś wyslala na koniec świata, polecam gorąco lotnisko (czy może raczej lądowisko) o nazwie Lukla w północno-wschodnim Nepalu. Przy tym (wierzcie mi, mam porównanie) to nawet najstarsza część terminala na SVO to super-hiper-nowoczesne lotnisko z doskonałą infrastrukturą :)
 - Profil gość
Reklama
Kup bilet Więcej
dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Wizy
Rezerwuj hotel
Wizy
Okazje z lotniska

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy