Minimum dla zysku to milion pasażerów
Reklama
Aby polskie lotnisko zarabiało, musi obsłużyć ponad milion pasażerów rocznie. Im większy port, tym więcej zysku przyniesie każdy podróżny. Tak przynajmniej wynika z analizy wyników finansowych polskich portów lotniczych w ubiegłym roku.
Kraków, drugie największe lotnisko w kraju, obsłużył ponad 2,8 miliona pasażerów i zarobił 29 milionów złotych. Daje to 10,2 złotego z pasażera. Przelicznik ten spada drastycznie wraz z malejącą liczbą odprawionych podróżnych. Dla Katowic to już tylko 8,2 złotego, dla Gdańska - 6,2 złotego, a dla Wrocławia - 3,7 złotego. Poznańska Ławica jest ostatnim zarabiającym lotniskiem - w przeliczeniu na pasażera zysk wynosi niewiele ponad 80 groszy.
Wydaje się zatem, że wielkość Ławicy jest zbliżona do wartości progowej. Według statystyk Urzędu Lotnictwa Cywilnego to 1,38 miliona pasażerów. ULC nie uwzględnia pasażerów tranzytowych i ruchu lotnictwa ogólnego; według strony poznańskiego portu liczba pasażerów w 2010 roku wyniosła 1,42 miliona.
Małe tracą i inwestują
Mniejsze porty lotnicze w Polsce solidarnie notują straty finansowe. Warto jednak zauważyć, że najmniejsze lotniska w Bydgoszczy i Szczecinie są zdecydowanie bliższe zerowego wyniku. W bydgoskim porcie każdy z 266 tysięcy pasażerów spowodował stratę niemal 19 złotych. W obsługującym niemal identyczną liczbę podróżnych Szczecinie przelicznik straty wyniósł około 20,5 złotych.
Wynik finansowy nieco większych portów lotniczych w Rzeszowie i Łodzi musi wywoływać stan przedzawałowy u księgowych. Podkarpacki port, który niemal osiągnął już granicę 500 tysięcy pasażerów, stracił na każdym z nich niemal 27 złotych. W Łodzi, gdzie podróżnych było tylko kilkanaście tysięcy mniej, przelicznik wynosi 41 złotych straty "na głowę".
Jest jednak drugie dno tych statystyk. Choć fundusze Unii Europejskich pokrywają większość kosztów związanych z inwestycjami na lotniskach, porty też muszą dołożyć własne pieniądze. Dlatego te lotniska, które są w trakcie intensywnej rozbudowy, notują niższe zyski lub nawet straty. Duże koszty związane z rozbudową bardziej obciążają małe lotniska. Przykładem jest Łódź, która inwestuje więcej niż Szczecin czy Bydgoszcz.
Wynik finansowy nie pozostaje bez wpływu na dalsze inwestycje. Widać, które lotniska mogą pozwolić sobie na większe wydatki. Choć znaczna część finansowania pochodzi ze środków unijnych, to lotniska muszą ponosić koszty.
Finanse lotnisk nie napawają optymizmem co do dalszego rozwoju lotnictwa w Polsce. Skoro małe lotniska nie zarabiają, to stoimy chyba przed ponurym wyborem: nie budować nowych portów wcale, albo budować je i potem do nich dopłacać - najczęściej nie z kieszeni prywatnych inwestorów, a z publicznej, samorządowej kiesy.
Dominik Sipiński
na podstawie danych gazeta.pl
Warszawa zarabia najwięcej
Na czele listy jest, oczywiście, warszawskie Lotnisko Chopina. 8,7 miliona pasażerów (wszystkie dane dotyczące liczby pasażerów za statystykami ULC), zysk wynoszący ponad 120 milionów złotych. W przeliczeniu na jednego pasażera wychodzi niemal 14 złotych. Dobry wynik finansowy Warszawy nie dziwi. Ląduje tam nie tylko najwięcej samolotów w ogóle, ale także najwięcej ciężkich samolotów przewożących wielu pasażerów lub duże ładunki cargo. To na nich zarabia się najlepiej.Poznań na progu
Poza Warszawą, na plusie rok 2010 zakończyły także porty w Krakowie, Katowicach, Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu. Kolejność jest nieprzypadkowa - łatwo można zaobserwować związek pomiędzy liczbą pasażerów a zyskiem.Kraków, drugie największe lotnisko w kraju, obsłużył ponad 2,8 miliona pasażerów i zarobił 29 milionów złotych. Daje to 10,2 złotego z pasażera. Przelicznik ten spada drastycznie wraz z malejącą liczbą odprawionych podróżnych. Dla Katowic to już tylko 8,2 złotego, dla Gdańska - 6,2 złotego, a dla Wrocławia - 3,7 złotego. Poznańska Ławica jest ostatnim zarabiającym lotniskiem - w przeliczeniu na pasażera zysk wynosi niewiele ponad 80 groszy.
Wydaje się zatem, że wielkość Ławicy jest zbliżona do wartości progowej. Według statystyk Urzędu Lotnictwa Cywilnego to 1,38 miliona pasażerów. ULC nie uwzględnia pasażerów tranzytowych i ruchu lotnictwa ogólnego; według strony poznańskiego portu liczba pasażerów w 2010 roku wyniosła 1,42 miliona.
Małe tracą i inwestują
Mniejsze porty lotnicze w Polsce solidarnie notują straty finansowe. Warto jednak zauważyć, że najmniejsze lotniska w Bydgoszczy i Szczecinie są zdecydowanie bliższe zerowego wyniku. W bydgoskim porcie każdy z 266 tysięcy pasażerów spowodował stratę niemal 19 złotych. W obsługującym niemal identyczną liczbę podróżnych Szczecinie przelicznik straty wyniósł około 20,5 złotych.Wynik finansowy nieco większych portów lotniczych w Rzeszowie i Łodzi musi wywoływać stan przedzawałowy u księgowych. Podkarpacki port, który niemal osiągnął już granicę 500 tysięcy pasażerów, stracił na każdym z nich niemal 27 złotych. W Łodzi, gdzie podróżnych było tylko kilkanaście tysięcy mniej, przelicznik wynosi 41 złotych straty "na głowę".
Jest jednak drugie dno tych statystyk. Choć fundusze Unii Europejskich pokrywają większość kosztów związanych z inwestycjami na lotniskach, porty też muszą dołożyć własne pieniądze. Dlatego te lotniska, które są w trakcie intensywnej rozbudowy, notują niższe zyski lub nawet straty. Duże koszty związane z rozbudową bardziej obciążają małe lotniska. Przykładem jest Łódź, która inwestuje więcej niż Szczecin czy Bydgoszcz.
Przestroga dla nowych
Nie trzeba żadnej głębszej analizy by dowieść, że w Polsce małe lotniska nie zarabiają. Warto o tym przypominać wobec coraz liczniejszych planów budowy nowy lotnisk. Niektóre z portów, tak jak ten w Świdniku, powstają z udziałem państwowego kapitału. Dane, doświadczenie i zdrowy rozsądek wskazują, że najkrótszą drogą do wypracowania zysku - czy choćby minimalizacji strat - to przyciągnięcie jak największej liczby pasażerów.Wynik finansowy nie pozostaje bez wpływu na dalsze inwestycje. Widać, które lotniska mogą pozwolić sobie na większe wydatki. Choć znaczna część finansowania pochodzi ze środków unijnych, to lotniska muszą ponosić koszty.
Finanse lotnisk nie napawają optymizmem co do dalszego rozwoju lotnictwa w Polsce. Skoro małe lotniska nie zarabiają, to stoimy chyba przed ponurym wyborem: nie budować nowych portów wcale, albo budować je i potem do nich dopłacać - najczęściej nie z kieszeni prywatnych inwestorów, a z publicznej, samorządowej kiesy.
Dominik Sipiński
na podstawie danych gazeta.pl