Raport: Niemiecki podatek od latania

17 stycznia 2011 12:53
28 komentarzy
Reklama
Jaka jest najprostsza metoda zwiększenie dochodów państwa i poprawienia sytuacji nadwyrężonego kryzysem budżetu? Podnoszenie podatków, oczywiście.

Tak przynajmniej zdaje się myśleć większość europejskich rządów, które niemal bez wyjątku podnoszą rozmaite stawki i nakładają nowe opłaty. Aż dziw, że do ubiegłego roku niechętnie i z dużymi oporami nakładano nowe podatki na pasażerów linii lotniczych. Rządy nieskore były do dokładania dodatkowych euro do ceny biletu, zwłaszcza w sytuacji, gdy przemysł lotniczy chwiał się na nogach. Wydawało się, że wyciągnięto nauczkę z holenderskich i duńskich eksperymentów z podatkami lotniczymi, których głównym efektem był odpływ przewoźników i cięcia w siatkach połączeń do tych krajów. Jednak - nie. Sielanka dla lotnictwa trwać wiecznie nie mogła.

Eko-podatek

Pomysł, na który na początku czerwca 2010 roku wpadł rząd niemiecki jest porażający w swej prostocie. "Jesteśmy największym rynkiem w Europie, mamy dwa wielkie huby lotnicze i kilka mniejszych, odprawiliśmy ponad 180 milionów pasażerów w 2009 roku - czemu nie dostajemy od nich podatków?" - zdawała się myśleć kanclerz Angela Merkel. A skoro nowe opłaty państwowe nigdy popularne nie były, to nazwa musiała być chwytliwa i na czasie. Stąd właśnie "podatek ekologiczny". Nieważne, że pieniądze trafiają do ogólnej kiesy państwowej i nie ma żadnej gwarancji, że choć cent zostanie przekazany na cele ochrony lub poprawy jakości środowiska.

- Nazwa brzmi "podatek od podróży lotniczych". Jest pomyślany jako zachęta do sposobów przemieszczania się przyjaznych środowisku. Jak dotąd, niewystarczająco rozważano środowiskowe oddziaływanie ruchu lotniczego (hałas, emisje dwutlenku węgla, itp.) - wyjaśnia Thomas Hagbeck, rzecznik prasowy Federalnego Ministerstwa Środowiska, Ochrony Przyrody i Bezpieczeństwa Nuklearnego.

- Dochód uzyskany dzięki nowemu podatkowi będzie wykorzystany w ogólnym budżecie. Składowa środowiskowa jest odzwierciedlona w wysokości podatku, która wzrasta proporcjonalnie do odległości lotu - dość enigmatycznie tłumaczy ten aspekt Bärbel Schneider z biura prasowego niemieckiego Ministerstwa Finansów.

Nie środowisko - to Unia!

Na wypadek, gdyby ktoś ośmielił się protestować przeciw nowej inicjatywie "dla środowiska", niemiecki rząd zabezpieczył się podwójnie. Bo jak nie zadziała ekologia, to Unia Europejska musi być słowem-kluczem. Zatem nowy podatek to, według niemieckich oficjeli, krok w stronę programu Europejskiego Schematu Handlu Emisjami, który od 2012 będzie regulował kwestie ekologiczne (także opłaty) w lotnictwie. Jednak Hagbeck nie sądzi, aby po 2012 nowy podatek został zniesiony.

Kanclerz Merkel zapowiedziała, że nowy podatek przyniesie niemieckiemu budżetowi dochód w wysokości około miliarda euro rocznie. Kwota ta, z pewnością wyliczona przez sztab analityków, opiera się jednak na założeniu, że nowy podatek nie wpłynie na ruch lotniczy w Niemczech. A nie trzeba być wybitnym ekonomistą aby wiedzieć, że im wyższe podatki, tym chętniej przedsiębiorstwa i osoby prywatne ich unikają - legalnie (na przykład przenosząc swoje siedziby) lub nie. Wzrost podatków oznacza wzrost dochodów państwa - ale tylko do pewnego pułapu.

Krytyka ze wszech stron

Jeszcze zanim podatek został oficjalnie zatwierdzony (1 września), niemal wszyscy przedstawiciele przemysłu lotniczego krytykowali pomysł.

- To zdzieranie pieniędzy przez rząd bez pieniędzy. Nazywanie podatku ekologicznym to dodatkowe kłamstwo. Nie będzie z tego żadnego pożytku dla środowiska. To zła propozycja w złym okresie - nie przebierał w słowach Giovanni Bisignani, szef IATA.

- Podatek skłoni pasażerów do korzystania z lotnisk w innych krajach, osłabiając naszą pozycję jako przewoźnika transferowego przez Frankfurt i Monachium. To będzie strata ruchu lotniczego i strata wartości - wtórował Wolfgang Mayrhuber, ówczesny szef Lufthansy.

- To całkowicie nieodpowiedni środek w momencie, gdy większość przewoźników potrzebuje raczej wsparcia od rządów. Martwi trend władz, aby zarabiać pieniądze dzięki metce "ekologiczny", mimo że zysk z podatku dla środowiska jest zerowy - krytykowała Sylviane Lust, szefowa Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Lotniczych (IACA). Z czasem krytyka ze strony przemysłu lotniczego nie zelżała.

- Wprowadzenie podatku jest niepotrzebne i z całą pewnością spowoduje spadek turystyki w Niemczech. Irlandia, Wielka Brytania i Holandia wprowadziły taki głupi podatek, który spowodował spadek turystyki w Irlandii o 14%. W Holandii rząd zdecydował o zniesieniu podatku po zaledwie roku i turystyka od tego czasu rozkwita - powiedziała naszemu portalowi Henrike Schmidt, dyrektor sprzedaży i marketingu Ryanaira m.in. w Niemczech.

Jak to działa?

Podatek został zatwierdzony we wrześniu, a w życie wszedł z początkiem 2011 roku. Jego schemat jest prosty - każdy pasażer wylatujący z niemieckiego lotniska musi zapłacić 8 euro, jeśli leci na krótkiej trasie, 25 euro na średnich i 45 euro na długich. Żadnych dodatkowych kosztów nie ponoszą pasażerowie przylatujący do Niemiec.

Schemat działania podatku może prowadzić do kuriozalnych sytuacji. Przykładowo - pasażer lecący z Niemiec do Amsterdamu, a stamtąd na Daleki Wschód lub Zachodnie Wybrzeże USA zapłaci tylko 8 euro podatku (rzekomo "ekologicznie" proporcjonalnego do odległości). Lecąc bezpośrednio z Niemiec nawet do bliżej położonych miejsc - czyli bardziej przyjaźnie dla środowiska - będzie musiał doliczyć do ceny biletu 45 euro.

Do Niemiec nie polecimy

Początkowo wydawało się, że linie lotnicze wszem i wobec zapowiadające ucieczkę z Niemiec rzucały słowa na wiatr. Na ruchy tanich linii, szczególnie Ryanaira, z obawą i niepewnością patrzyli również pasażerowie z Polski. Okazało się, że nie bezpodstawnie.

Pod koniec października rozpoczęły się cięcia. Ryanair zmniejszył o trzy ilość samolotów zbazowanych we Frankfurcie-Hahn, a "ofiarami" padły trasy z tego do lotniska do, między innymi, Wrocławia i Gdańska. W grudniu Ryanair poinformował o obcięciu kolejnych niemal 30 lotów z kilku niemieckich baz. Między innymi - tras z Dusseldorfu Weeze do Gdańska, Bydgoszczy, Krakowa i Wrocławia oraz z Bremy do Gdańska. Największy europejski tani przewoźnik szacuje, że z powodu wprowadzenia nowego podatku ilość pasażerów w Niemczech spadnie o co najmniej 3 miliony.

- Niestety, podatek przyczynił się do wzrostu kosztów połączeń do Niemiec i w związku z tym Ryanair zdecydował się na zlikwidowanie połączeń. Sytuacja ta negatywnie wpłynie na turystykę w Niemczech, a przede wszystkim na pasażerów podróżujących do Niemiec, którzy zdecydowanie będą szukali opcji zastępczych, na których będą mogły skorzystać lotniska pobliskie granicy niemieckiej - opisuje sytuację Katarzyna Gaborec, dyrektor sprzedaży i marketingu Ryanaira w Polsce.

Ponadto, choć na razie nie zostało to oficjalnie ogłoszone, z systemów rezerwacyjnych przewoźników wynika, że jeszcze w styczniu skończą się loty z Warszawy do Dortmundu, obsługiwane przez Wizz Air. Niepewna była także przyszłość połączenia z Łodzi - będzie ono jednak kontynuowane. W sezonie letnim najprawdopodobniej nie będą także realizowane loty z Krakowa do Dortmundu linii easyJet.

Z wszystkich tras do Niemiec, które po wprowadzeniu podatku - i oficjalnie z jego powodu - zostały skasowane, loty z Polski ucierpiały najmocniej.

Skasowane trasy Polska-Niemcy (zima 2010 i lato 2011)

  • Ryanair
    • Gdańsk - Brema,
    • Gdańsk - Dusseldorf-Weeze,
    • Gdańsk - Frankfurt-Hahn
    • Kraków - Dusseldorf-Weeze
    • Wrocław - Dusseldorf-Weeze,
    • Wrocław - Frankfurt-Hahn
    • Bydgoszcz - Dusseldorf-Weeze
  • Air Berlin
    • Kraków - Dusseldorf
    • Gdańsk - Berlin-Tegel
  • easyJet
    • Kraków - Dortmund
  • Wizz Air
    • Warszawa - Dortmund
  • Germanwings
    • Warszawa - Kolonia
    • Kraków - Kolonia
    • Kraków - Stuttgart*
* Loty z Krakowa do Stuttgartu zostaną wznowione od sezonu letniego 2011.

Podatek - dobra wymówka

To wszystko brzmi logicznie i spójnie - rząd wprowadza podatek, ceny biletów rosną, linie lotnicze chcą oferować jak najniższe taryfy, więc przenoszą loty na inne lotniska. Rodzi się jednak pytanie, czy aby historia ta nie ma drugiego dna. I aby na nie odpowiedzieć, należy spojrzeć na linie inne niż Ryanair. Dla tego przewoźnika, który niezwykle często oferuje bilety za kilka euro i słynie z paranoicznej wręcz dbałości o koszty, argument o dodatkowych 8 euro jest sensowny. Tezę tę uwiarygodnia fakt, że irlandzka linia "tnie" loty z większości swoich baz w Niemczech, uruchamiając jedynie kilka kierunków południowych z małego lotniska w Cochstedt.

Co jednak z Wizz Airem, easyJetem i Germanwings, który z tras między Polską a Niemcami zaczął się wycofywać jeszcze przed wprowadzeniem podatku? Te i wiele innych linii nie kasują lotów en masse, tak jak robi to Ryanair. Nieliczne cięcia dotyczą raczej lotów z Polski, które są zastępowane innymi trasami - nierzadko również z Niemiec.

Czemu wybór tras do likwidacji padł akurat na loty z i do Polski? Łatwo to wyjaśnić. Średnie ceny biletów w naszym kraju, o czym już pisaliśmy, są niższe niż w Niemczech czy, ogólnie mówiąc, w Europie Zachodniej. Dlatego Wizz Air i easyJet stojąc przed wyborem podwyższenia cen biletów o 8 euro lub nie przenoszenia kosztów podatku na pasażerów - i tym samym podwyższenia progu rentowności - zdecydowały się przenieść na inne trasy.

Mało czy dużo?

- [Ucieczka przewoźników - przyp. red.] nie wydaje się prawdopodobna, bo wysokość podatku jest umiarkowana w stosunku do ceny biletu - przewiduje Hagbeck. Matematycznie - racja. Taryfa opłacalna dla przewoźników to 80-100 euro za bilet na krótkiej trasie europejskiej. Zatem podatek, nawet w wysokości 25 euro, stanowi relatywnie niewielką jej część. Problem tkwi w tym, że taka cena to średnia. O ile zatem pasażerowie biznesowi i "wysokopłatni", którzy ją zawyżają, nie odczują dodatkowej opłaty w znaczący sposób, o tyle uderzy ona w tych, którzy latają najtańszymi liniami.

- Nasza średnia cena wynosząca 44 euro nie pozostanie obojętna na podatek w wysokości 8 euro i z tego powodu liczba rezerwacji spadnie - przewiduje Schmidt. - Przewoźnicy niskokosztowi, tacy jak Ryanair, ucierpią bardziej.

Mało prawdopodobnym jest, aby ze 182 milionów pasażerów w Niemczech (dane z 2009 roku) ubyła znacząca ilość. Ryanair przewiduje, że będą to 3 miliony - niecałe 2%. Rząd niemiecki pewnie zbierze prognozowany miliard euro, a lotniska nie będą aż tak niezadowolone i poszkodowane, jak wynikałoby to z ich komentarzy. Relatywnie niewielkie straty poniosą linie tradycyjne, a połączenia długodystansowe, nawet o 45 euro droższe, nie staną się mniej popularne. Ale to nie znaczy, że podatek nie będzie miał żadnego efektu.

Dotknie on bowiem najbardziej tych, którzy chętnie latali do Niemiec za niewysoką cenę. Także - kto wie, czy nie głównie - Polaków. Często dodatkowe 30 złotych (czyli 8 euro) okaże się tym piórkiem, które przeważy szalę na korzyść innych środków podróży - autokaru, pociągu. Ryanair, Wizz Air i easyJet zdają się prognozować taki właśnie trend i profilaktycznie kasują loty. Lepiej przecież latać do Skandynawii i na południe - tam, gdzie Polacy latają chętnie, płacą więcej, a kosztów nie zawyżają "ekologiczne" podatki.

Chcemy latać, ale zbyt tanio

- Wcześniej Germanwings wycofał się w ogóle z Polski i tym samym zniknęło interesujące mnie połączenie Warszawa-Kolonia. Latałem często tą linią, loty były codziennie, a samolot był zawsze prawie cały pełen. Do Dortmundu z kolei Wizz Air lata tylko 2 razy w tygodniu. Jestem pewien, że do Kolonii 3 razy w tygodniu byłby wypełniony. Taka trasa jest potrzebna - informował nas na platformie "Daj znać" pan Tomasz.

Choć Germanwings do Polski wróci latem - w mikroskopijnym zakresie - podobnie jak pan Tomasz myśli wielu pasażerów, którzy chętnie korzystali z tanich lotów do Dortmundu, Kolonii czy Dusseldorfu-Weeze. Jednak dla przewoźników - przypominać o tym należy do znudzenia - ważniejsza od stuprocentowego wypełnienia samolotu jest struktura taryf. Samolot nie musi być pełen - ale bilety muszą być sprzedane za odpowiednio wysoką cenę. Dlatego nowy podatek, podnosząc próg rentowności, niemal bezpośrednio przekłada się na nieopłacalność niskotaryfowych lotów z Polski.

Promyk nadziei

Jest też druga strona niemieckiego podatku. O niej krótko na koniec, aby skończyć jakimkolwiek pozytywnym akcentem. Otóż - gdy Holandia wprowadziła podatek lotniczy, rozwijać się mogły lotniska w Niemczech.

- Dusseldorf-Weeze rozwinęło się dzięki podatkowi lotniczemu w Holandii. Po wprowadzeniu podatku w Niemczech, Ryanair ogłosił znaczną ilość tras z i do Eindhoven i Maastricht, dwóch holenderskich lotnisk. Ogólnie mówiąc, sąsiednie kraje (z wyjątkiem Austrii, która wprowadza podobny podatek 11 kwietnia) zyskają na podatku w Niemczech - wyjaśnia Schmidt.

- Szczecin jest jednym z najbliżej położonych lotnisk przy granicy niemieckiej i zapewne skorzysta na zaistniałej sytuacji. Pasażerowie będą woleli latać ze Szczecina taniej niż np. z Berlina - mówi z kolei Gaborec. Jak na razie, mimo tych zapowiedzi, Ryanair (ani żadna inna linia) nie przenosi jednak swoich tras do Polski. Niestety, może się okazać, że na podatku w Niemczech wygrają Holendrzy, Niemcy wyjdą na zero, a stracą - Polacy.

Dominik Sipiński

Ostatnie komentarze

 - Profil gość
kudak 2011-01-19 17:13   
kudak - Profil kudak
@Hamburg: Arab nie płaci ani centa, ponieważ leci bezpośrednio między DXB a JFK.
wojtek 2011-01-19 14:08   
wojtek - Profil wojtek
To w końcu Germanwings przenosi się do Maastricht?
4tech 2011-01-19 13:26   
4tech - Profil 4tech
hambi..bo Polska nie jest w Euro dlatego forum nie dopuszcza:)
 - Profil gość
Reklama
Kup bilet Więcej
dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Wizy
Rezerwuj hotel
Wizy
Okazje z lotniska

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy