Recenzja: H Hotel Los Angeles, Curio Collection by Hilton
H Hotel Los Angeles, Curio Collection by Hilton to nowocześnie, jak na standardy amerykańskie, urządzony obiekt lotniskowy. Jego dużą zaletą jest bliskość terminali, a pozostałe udogodnienia i serwis są typowe dla lokalnej branży hotelarskiej.
Reklama
Hotel należy do sieci Hilton, która obecnie posiada ponad 7500 obiektów w 118 krajach funkcjonujących pod 22 markami. Curio Collection by Hilton to butikowa marka sieci - na świecie jest obecnie 150 hoteli działających pod tym brandem. Obiekty te mimo przynależności do sieci zachowują swój indywidualny styl i charakter. Hotel H jest jedynym hotelem Curio Collection w Los Angeles i jednym z zaledwie kilku w całej Kalifornii.
Podstawową funkcją hoteli lotniskowych jest oczywiście zagwarantowanie komfortowej lokalizacji w pobliżu terminali, która pozwala na szybki transfer po późnym przylocie lub zwłaszcza przed wczesnoporannym wylotem. W Los Angeles ma to szczególne znaczenie z uwagi na ogromną powierzchnię, którą zajmuje port ze swoimi 9 terminalami, 4 drogami startowymi i całą skomplikowaną infrastrukturą wokół nich. Pod tym względem lokalizacja hotelu H jest jedną z najlepszych możliwych - obiekt znajduje się bezpośrednio na terenie lotniska, a od najbliższych terminali dzieli go niespełna kilometr. Goście przez całą dobę mogą skorzystać z bezpłatnego busa kursującego na lotnisko co 15-20 minut. Bez dużego bagażu można tę drogę spokojnie pokonać też pieszo.
H Hotel Los Angeles, Curio Collection by Hilton
Adres: 6151 W Century Blvd, Los Angeles, CA 90045, Stany Zjednoczone
Kategoria: hotel 4*, lotniskowy
Ceny: stawki za pobyt w pokoju dwuosobowym, w zależności od typu zakwaterowania i daty pobytu, zaczynają się od ok. 800 PLN za noc (bez śniadania). W serwisie booking.com dostępnych jest wiele zniżek i promocji.
Hotel H działa w formule duohotelu wraz z Homewood Suites by Hilton. W związku z tym stylowo urządzone lobby i restauracja są przestrzenią wspólną dla gości obu obiektów. Proces zameldowania był ekspresowy i odformalizowany, co generalnie jest cechą obsługi w USA. Warto jednak przy okazji zwrócić uwagę na inny, czasami dość uciążliwy element miejscowych praktyk hotelowych, czyli obligatoryjne pobieranie tzw. depozytów. Ich wysokość waha się w zależności od polityki danego obiektu i długości planowanego pobytu. W przypadku H Hotelu depozyt jest bardzo wysoki - wynosi 300 USD i ta kwota jest dodatkowo blokowana na rachunku karty. Jej rozliczenie następuje zwykle w ciągu kilku dni po wymeldowaniu, choć zależy to również od banku obsługującego konto i kartę płatniczą.
Hotel posiada prosto, ale nowocześnie urządzone pokoje sklasyfikowane przesadnie aż według kilkunastu kategorii handlowych, w zależności od powierzchni, wyposażenia, widoku z okien itp. W praktyce jednak sprowadza się to do wyboru ich czterech podstawowych typów: deluxe, superior, junior suite oraz modnych ostatnio pokoi z wyposażeniem fitness.
W trakcie pobytu zajmowałem pokój typu king deluxe z widokiem na pas startowy (amerykańskie hotele zwykle bardzo oszczędnie gospodarują upgrade'ami dla gości statusowych), który charakteryzował się współczesnym designem. Centralne miejsce w pomieszczeniu zajmowało szerokie, podwójne łóżko wraz z kozetką. Po każdej stronie znajdowały się po dwa gniazdka elektryczne i porty USB do ładowania sprzętu elektronicznego. Hotel udostępnia bezpłatny internet, który dla gości z najwyższym statusem Diamond w programie lojalnościowym sieci jest w szybszej wersji premium.
W pokoju ustawiono ponadto dwuosobową sofę z niewielkim stolikiem oraz masywne biurko pełniące zarazem funkcję miejsca na 58-calowy TV (ustawiony w sposób zasłaniający część dekoracji ściennych), jak i blatu, na którym postawiono zestaw do parzenia napojów gorących. Sporą zaletą był kapsułkowy ekspres do kawy zamiast spotykanych zwykle w USA maszynek przelewowych.
Przestrzeń w łazience została, podobnie jak pokój, funkcjonalnie urządzona z bardzo przestronnym prysznicem typu walk-in. Do dyspozycji były kosmetyki kąpielowe nowojorskiej firmy Lockwood w ściennych dystrybutorach. Zaletą łazienki były ponadto dwie umywalki z wystarczającą przestrzenią wokół nich. W urządzonej w przedpokoju szafie znajdował się sejf oraz deska do prasowania, brakowało natomiast szlafroków.
Hotel dysponuje niedużą, ale urządzoną z wyraźnym motywem lotniczym siłownią. Podobne elementy dekoracyjne pojawiają się z resztą w wielu wspólnych przestrzeniach obiektu. Na zaplecze rekreacyjno-sportowe składa się ponadto mały basen z leżakami. Z kolei praktyczną funkcję pełni samoobsługowa pralnia (korzystanie z niej kosztuje 3 USD).
Największą atrakcją dla miłośników lotnictwa jest jednak obszerny taras dostępny na dachu hotelu. Jest tu sporo miejsc siedzących, sezonowo czynny bar, ale przede wszystkim fantastyczny widok na lotnisko. Ponieważ hotel znajduje się blisko linii podejścia samolotów lądujących w Los Angeles na pasach 24 L i R zapewnia to znakomitą atrakcję dla spotterów i wszystkich lubiących obserwować lotniskowy ruch. Kolejne maszyny przelatują tutaj dosłownie na wysokości wzroku!
Na miejscu znajduje się restauracja, która rano serwuje śniadania à la carte zamiast typowego bufetu. To praktyka coraz częściej spotykana w amerykańskich hotelach. W mojej ocenie ma ona zarówno zalety i wady. Do tych pierwszych należy zwykle nieco lepsza jakość serwowanego jedzenia na zamówienie w porównaniu do mizernego poziomu kulinarnego amerykańskich bufetów śniadaniowych, w których dominują wyskoprzetworzone produkty słabej jakości. Z kolei wadą będzie zwykle wyższa cena takiego posiłku, dłuższy czas oczekiwania na jedzenie, a dla niektórych gości również brak "nieograniczoności" samoobsługowego bufetu.
W przypadku recenzowanego obiektu w menu śniadaniowym dostępnych było kilkanaście standardowych pozycji, w tym zwłaszcza dań z jajek i kanapek. Ceny poszczególnych dań wahały się od 8 do 23 USD (plus tax) i nie zawierały napojów, które są dodatkowo płatne. Jedzenie - w moim przypadku omlet "kalifornijski" z awokado i tostami (20 USD) - było na poprawnym poziomie. Warto przy okazji przypomnieć, że od czasów pandemii goście ze statusami Gold i Diamond zamiast dotychczasowego bezpłatnego śniadania w formule kontynentalnej otrzymują w hotelach Hiltona w USA kredyty, których wysokość waha się, w zależności od brandu i lokalizacji, od 10 do 25 USD na osobę. W H Hotelu w Los Angeles kredyt ten wynosi 18 USD, więc w większości przypadków nie w pełni pokryje wydatek na śniadanie. Zamiast tego można go jednak wykorzystać też na inne posiłki oferowane w restauracji czy drinki w hotelowym barze.
H Hotel Los Angeles, Curio Collection by Hilton to nowocześnie urządzony hotel lotniskowy, co na warunki amerykańskie jest dość wyjątkowym przypadkiem. Mocną stroną tego obiektu jest niewątpliwie jego znakomita, z punktu widzenia podstawowej funkcji, lokalizacja bardzo blisko terminali lotniskowych, a także taras mogący pełnić rolę platformy obserwacyjnej dla miłośników lotnictwa. W pozostałym zakresie hotel ten reprezentuje typowy poziom amerykańskiego hotelarstwa z wszystkimi wadami i zaletami. Obsługa jest jak najbardziej akceptowalna, udogodnienia standardowe dla podobnych obiektów, a pokoje przestronne i wygodne. Oferta śniadaniowa wpisuje się z kolei w trendy od dawna dominujące w USA - jest nie tylko relatywnie drogo, ale też trudno spodziewać się nadzwyczajnych doznań kulinarnych.
Fot M. Stus
Redaktor pasazer.com nocował w H Hotel Los Angeles, Curio Collection by Hilton na własny koszt.