Felieton: Czy sztormiak pasuje Milczarskiemu? Czyli jak bardzo prezes LOT-u boi się mediów

12 kwietnia 2022 09:07
Czas wyłącznie pozytywnych informacji o Locie minął bezpowrotnie. Prezes Rafał Milczarski zdaje się tego nie przyjmować do wiadomości, stąd jego niechęć do spotkań z przedstawicielami mediów.
Reklama
Od ponad dwóch lat, czyli od początku wybuchu pandemii, prezes LOT-u nie przedstawił opinii publicznej swoich planów, ani strategii na nadchodzące lata. O ile pierwsze miesiące pod znakiem COVID-19 były bardzo trudne i nie można mieć pretensji do Rafała Milczarskiego, że poświęcał większość swojego czasu na negocjacje z firmami leasingowymi, to już po zakończeniu tych wymagających rozmów miał wielokrotnie możliwość spotkania się z przedstawicielami czwartej władzy.


Milczarki publicznie pojawiał się jednak sporadycznie. A to wystąpił na konferencji „Lotnictwo Nowej Generacji”, a to porozmawiał bez konkretów z kilkoma dziennikarzami w Chorwacji albo w Dubaju, czy wreszcie ostatnio wziął udział w panelu online zorganizowanym przez EUROCONTROL. Nawet po podpisaniu, niedoszłej do skutku z powodu wybuchu pandemii, umowy nabycia niemieckiego Condora prezes nie znalazł czasu na wyjaśnienie tej transakcji polskiej opinii publicznej, choć była ona niespójna z ówczesną strategią narodowego przewoźnika.

Milczarski nie pojawił się również na zeszłorocznej konferencji rynku lotniczego wysyłając tam wiceprezesów Macieja Wilka i Michała Fijoła. Rozmowy z wiceprezesami LOT-u mają oczywiście sens, ale wyłącznie w przypadku zagadnień, za które są oni w pełni odpowiedzialni. Problem w tym, że dylematy stojące przed narodowym przewoźnikiem mają charakter ogólny i są całkowicie w gestii Milczarskiego.


Prezes był obecny oczywiście tam, gdzie był do tego zobowiązany. Uczestniczył więc w posiedzeniu sejmowej Komisji Infrastruktury, na którym próbowano wyjaśnić sprawę incydentu związanego ze startem prezydenckiego samolotu z lotniska w Zielonej Górze w lipcu 2020 r. Pojawił się też w sądzie, jako świadek na rozprawie o przywrócenie do zarządu byłego prezesa spółki LOT Polish Airlines, Macieja Kacprzaka. Nie były to jednak sytuacje, w których można by dowiedzieć się o pomysłach Milczarskiego na LOT po pandemii.

W efekcie unikania mediów i spotkań publicznych do dziś żadnemu dziennikarzowi nie udało się zadać prezesowi zasadniczych pytań dotyczących przyszłości LOT-u. Taka polityka prasowa stoi w sprzeczności z praktyką stosowaną przez innych szefów linii lotniczych w Europie, którzy nawet w apogeum pandemii potrafili kontaktować się z prasą. Można oczywiście stwierdzić, że tamci przewoźnicy są firmami notowanymi na giełdach i ich prezesi mają określone zobowiązania wynikające z przepisów prawa. To oczywiście prawda, ale tu chodzi przede wszystkim o charakter przywództwa, a nie o nakazy wynikające z postanowień prawa gospodarczego.


W czasach dobrej koniunktury, kiedy LOT powiększał flotę samolotów, otwierał wiele nowych połączeń oraz zwiększał przychody i zyski Milczarski nie miał większych oporów do spotykania się z mediami i uczestniczenia w konferencjach branżowych. Wracając z New Delhi potrafił spędzić wiele godzin na rozmowach z dziennikarzami pomimo zmęczenia związanego z uroczystościami inauguracyjnymi połączenia do Indii. I tu wydaje się leży pierwsza przyczyna niechęci Milczarskiego. Z mediami przyjemnie rozmawia się, gdy można przekazać atrakcyjne informacje, znacznie gorzej, gdy trzeba odpowiadać na trudne pytania, które nie są sexy.

Drugi powód nieobecności prezesa w mediach wynika z przekonania Milczarskiego, że są one tylko po to, żeby powielać jego jednorodny, całkowicie bezkrytyczny przekaz o sukcesach LOT-u. Innymi słowy dziennikarze powinni być apostołami dobrej nowiny płynącej z centrum wszelkiej mądrości, czyli zarządu LOT-u. Trudno jest się teraz przyznać, że pomyślne wieści okazały się mocno przesadzone, a wyniki narodowego przewoźnika nadają się bardziej na materiał do krytycznej analizy finansowej, niż do budowania hurraoptymistycznej narracji.

Milczarski może pozwolić sobie na tak długie niezabierania głosu w istotnych kwestiach, bo dobrze wie że dla większości Polaków narodowy przewoźnik jest perłą w koronie polskiej gospodarki, choć od lat jego rezultaty księgowe nie mają nic wspólnego z tym cennym klejnotem. Wpatrzeni w niebo nad naszymi głowami, które przecinają samoloty z żurawiem i barwami narodowymi na ogonach nie chcemy dostrzec, że LOT jest dla polskiej ekonomii obciążeniem, a jedyną pociechą i zarazem przekleństwem, jest fakt, że jest to ciężar, który nasze państwo potrafi udźwignąć. Możemy więc karmić polską godność lotniczą kosztem wydatków choćby na edukację czy ochronę zdrowia. W końcu z LOT-em jesteśmy prawie wniebowzięci.

Milczarski i jego ekipa korzystają z tej słabości Polaków, choć doskonale rozumieją, że kondycja finansowa LOT-u musi ulec poprawie, o czym świadczą wysiłki kierownictwa podjęte w ostatnich latach przed pandemia. W branży, gdzie kluczowa jest skala strategia wielkiego skoku do wyższej ligi przewoźników europejskich, którą realizował Milczarski miała doprowadzić do trwałej rentowności polskiego przewoźnika. Niestety dziś trzeba szczerze i ze smutkiem uznać, że to się nie udało. Chowanie głowy w piasek nie zastąpi zmierzenia się z tą przykrą rzeczywistością.


Zresztą nawet gdyby Polacy byli bardziej wymagający i krytyczni wobec LOT-u to i tak nie mają narzędzi nacisku na Milczarskiego. Podatnicy, w odróżnieniu od akcjonariuszy, nie mają prawa głosu w sprawach firmy, a prezes LOT-u musi tłumaczyć się zaledwie czterem osobom, a w zasadzie dwóm, tj. premierowi i szefowi rządzącej partii. Inaczej ujmując jedyną nadzieją obywateli na uzyskanie rzetelnej informacji o sprawach LOT-u pozostają media, a te są przez Milczarskiego lekceważone.

W dodatku prezes LOT-u znajduje się w wyjątkowo komfortowej sytuacji. Kłopoty polskiej linii i jej zła kondycja finansowa zostały w dużym stopniu spowodowane przez czynniki zewnętrzne, na które nikt nie miał wpływu. Prezes nie musi więc tłumaczyć się ze swoich błędów, a tylko wyjaśnić co zamierza zrobić, żeby narodowy przewoźnik odbił się od dna i wrócił na ścieżkę rozwoju, która nie będzie już tak prosta i płaska, jak była przed marcem 2020 r. Wydaje się, że nie jest to zadanie przerastające zdolności Milczarskiego, który pozostaje przecież na swoim stanowisku już od ponad sześciu lat.

Pandemia się pomału kończy i choć wyzwania związane z wojną w Ukrainie budzą niepokój to najwyższy czas ogarnąć dylematy nękające LOT. Tak jak spokojne morze nie uczyni z nikogo dobrego żeglarza, tak czasy prosperity nie zrobią z żadnego prezesa skutecznego menedżera. Milczarski powinien przekonać opinię publiczną, że nie jest człowiekiem tylko na dobrą pogodę, ale potrafi również radzić sobie podczas burzy. Pora zdjąć okulary przeciwsłoneczne i sprawdzić czy w sztormiaku prezesowi LOT-u jest do twarzy.

Fot.: Materiały prasowe

Ostatnie komentarze

 - Profil gość
Reklama
Kup bilet Więcej
dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Wizy
Rezerwuj hotel
Wizy
Okazje z lotniska

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy