United inwestuje w elektryczne statki powietrzne
Archer Aviation – jeden z wiodących producentów
prototypów elektrycznych statków powietrznych typu eVTOL (electric Vertical
Take-off and Landing) zyskał nowego partnera strategicznego. United Airlines w komunikacie do akcjonariuszy, zobowiązał się zakupić 200 statków powietrznych producenta,
jeśli te spełnią wymagania certyfikacyjne władz lotniczych oraz kryteria
operacyjne i biznesowe. Ponadto inwestor zamierza wesprzeć projekty Archera od
strony merytorycznej.
– Poprzez
współpracę z Archer Aviation dajemy przykład branży lotniczej w jaki sposób
należy przyczynić się do stworzenia bardziej ekologicznych i wydajniejszych
środków transportu. Przy pomocy właściwych technologii jesteśmy w stanie
zredukować negatywny wpływ lotnictwa na środowisko – oświadczył w
komunikacie Scott Kirby, prezes United Airlines.
Korzyści wizerunkowe
płynące z inwestycji w „zielone lotnictwo” to tylko jedna z przyczyn, dla
których linia lotnicza zdecydowała się na udział w rozwoju eVTOL. Flota
latających taksówek elektrycznych ma bowiem dowozić pasażerów przewoźnika z
centrów zatłoczonych obszarów miejskich do lotnisk, z których na pokładach
samolotów United udadzą się w dalszą podróż. Jak czytamy we wspomnianym komunikacie,
ma się to ziścić już w ciągu następnych 5-ciu lat.
Transakcja ta ma chyba jeszcze większe znaczenie dla
samego Archer Aviation. Amerykański start-up nie jest bynajmniej weteranem
rynku eVTOL. Założony w 2019 roku swoją działalność rozpoczął od agresywnej
rekrutacji czołowych talentów z takich firm jak Airbus, Tesla czy Piper oraz
bezpośrednich konkurentów z branży: Kitty Hawk, Wisk i Joby Aviation. Po skompletowaniu załogi przyszedł
czas na zawiązywanie współpracy z gigantami. I tak, oprócz United Airlines,
Archer może pochwalić się partnerstwem z konsorcjum Stellantis (właściciel
takich marek jak Peugeot, Fiat, Chrysler czy Opel), które ma dostarczyć
wsparcia w obszarze produkcji. Od kilku dni wśród zainteresowanych rozwojem
elektrycznego lotnictwa krążą wieści o
zamiarze debiutu producenta na nowojorskiej giełdzie. Ma się to dokonać poprzez
jego udział w spółce celowej (Special Purpose Acquisition Company) Atlas Crest
Investment Corp. a wycena przedsięwzięcia ma opiewać na prawie 4 miliardy dolarów
amerykańskich (14.8 miliarda złotych). To wszystko zamierzenia tak ambitne jak
ryzykowne. Archer Aviation, na dzień dzisiejszy, nie może pochwalić się nawet
dokonaniem oficjalnego oblotu swojego prototypu, nie mówiąc już o jego
certyfikacji. Pozostają nam zapewnienia
władz spółki.
– Przeprowadzamy na bieżąco loty testowe oraz blisko
współpracujemy z Federalną Agencją Lotnictwa (FAA) w procesie certyfikacji – mówi Brett
Adcock, współzałożyciel Archer Aviation portalowi eVTOL.com.
Konstruowany
przez firmę model „Maker” ma być wyposażony w 12 wirników, zdolny przewieźć
troje pasażerów w promieniu około 100 kilometrów z prędkością przelotową około
240 km/h. Koszt jednej mili podróży ma wynosić nieco ponad 3 dolarów
amerykańskich (około 11 złotych) na pasażera. Statek powietrzny na wstępnym
etapie wymagać będzie obsługi przez jednego pilota. Docelowo jednak ma operować
w trybie autonomicznym. Oficjalną prezentację „Makera” mamy ujrzeć jeszcze w
2021 roku, a przewidywane dopuszczenie do operacji przez FAA ma nastąpić do
końca 2024 roku.
O krok dalej w procesie uzyskania certyfikatu znajdują
się inni producenci statków eVTOL. Joby Aviation – kalifornijski start-up,
który wspólnie z Uber Technologies Inc. oraz Toyotą planuje podbić rynek eVTOL
swoim 6-ścio wirnikowym prototypem – otrzymał od FAA wytyczne mające stanowić ‘mapę drogową’ do uzyskania certyfikatu.
Ponadto firma ta posiada już pozwolenie US Air Force na wykonywanie poszczególnych misji w ramach programu Agility
Prime, który w swoim założeniu
ma popchnąć amerykański przemysł technologiczny do szybszego rozwoju sektora
„latających samochodów”.
Na tym polu nie próżnują władze europejskie. Agencja Unii
Europejskiej ds. Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) w maju 2020 roku wydała zbiór akceptowalnych sposobów spełnienia wymagań (Acceptable Means of Compliance), kamień milowy w
kierunku ustanowienia osobnej kategorii certyfikatów dla małych statków
powietrznych z napędem elektrycznym. Albowiem także producenci na „starym
kontynencie” mają apetyt na podbój tej innowacyjnej branży. Wśród nich, obok
niemieckich Volocopter,
i Lilium, nie kto inny jak Airbus
Industrie.
Niesprawiedliwym byłoby nie wspomnieć o projekcie z
Państwa Środka. Notowany na nowojorskiej platformie NASDAQ chiński eHANG, we
współpracy z austriackim FACC AG, pracuje nad autonomicznym statkiem
powietrznym (AAV) EH216.
Prototyp otrzymał w grudniu ubiegłego roku pozwolenie austriackich władz
lotniczych na przeprowadzenie lotów testowych.
Wspomniane wyżej inicjatywy nie stanowią bynajmniej
kompletnej listy projektów elektrycznych statków powietrznych. Co raz to nowi
inwestorzy deklarują zainteresowanie branżą. Co zachęca ich do zaangażowania w
eVTOL? Otóż, według ośrodka The Market Research Future, wartość rynku
ma rosnąć w tempie około 30 proc. rocznie, aby w 2033 r. osiągnąć wartość ponad 4 mld dolarów
amerykańskich (14.8 miliarda złotych). Z kolei inny raport,
przygotowany przez Roland Berger GmbH, przewiduje ponad 100 tysięcy statków
eVTOL w światowej przestrzeni powietrznej do 2050 r. To tylko jeden, czysto
merkantylny argument. Nie mniej kuszący wydaje się udział w potencjalnej
rewolucji transportu miejskiego, w ziszczeniu się futurystycznej wizji
niezależnych, neutralnych środowiskowo i ogólnie dostępnych podróży
powietrznych. Bowiem statki eVTOL mogą znaleźć zastosowanie nie tylko w
miastach jako powietrzne taksówki czy regularny transport do i z lotnisk. Mogą
być wykorzystane do realizacji połączeń krótko i średnio-dystansowych pomiędzy miastami i w terenach poza-miejskich. Wreszcie,
jako prywatny środek transportu dla co raz to szerszej rzeszy konsumentów.
Po tych ekscytujących prognozach czas chyba na
przysłowiowe „zejście na ziemię”. A konkretnie, o zastanowienie się nad potencjalnymi przeszkodami, które mogą stanąć na drodze
do przewidywanego sukcesu „latających elektryków”. Pierwszym hamulcowym może
okazać się sam proces certyfikacji. Jak wspomniano wyżej, żaden z prototypów
nie przeszedł jeszcze całej ścieżki akceptacji przez władze państwowe. A te są
z założenia ostrożne. Kolejnym źródłem zagrożenia mogą się okazać piloci tychże
maszyn, a ściślej ich wyszkolenie. Czy proces ten będzie obwarowany podobną
liczbą obostrzeń jak w wypadku uprawnień pilotów samolotowych? Czy, aby sprostać trendom, wystąpi
tendencja daleko idących „ułatwień” i trywializacji szkolenia? Po drugie, czy
społeczeństwa będą w stanie zaakceptować masowy transport za pomocą czegoś tak
innowacyjnego jak „latające samochody”? Przypomnijmy sobie reakcje mieszkańców
i władz stanowych Arizony po śmiertelnym wypadku spowodowanym przez prototyp autonomicznego samochodu
Uber (i bez znaczenia wydaje się fakt, że według wyników śledztwa, zawinił
operator samochodu a nie sam system). Możemy być pewni, że w przypadku
nieszczęśliwego zdarzenia z udziałem eVTOL opozycja społeczna i presja na władze będzie jeszcze
silniejsza. Sceptyków nie brakuje też wśród samych zainteresowanych.
Szczególnie europejscy eksperci wydają się tonować nieco entuzjazm swoich
kolegów zza Atlantyku.
– Owszem, będziemy świadkami rozwoju statków eVTOL.
Ale raczej jako bardziej ekonomiczną alternatywę dla śmigłowców. Mam jednak
wątpliwości czy zrewolucjonizuje to obecny transport miejski – przyznaje dr.
Jochen Kaiser instytutu Bauhaus Luftfahrt w wywiadzie dla
portalu eVTOL.news. – Planiści miejscy szybko zorientują się, że może dojść
do ryzyka przepełnienia miejskich przestrzeni powietrznych rojami użytkowników
eVTOL - wtóruje mu Daniel Wiegand, współzałożyciel Lilium GmbH. Upatruje
on w latających taksówkach dopełnienia dla transportu średniego zasięgu,
obsługiwanego dziś przez autobusy i kolej.
Bez względu na skalę sukcesu lub porażki projektu
elektrycznych statków powietrznych eVTOL, rynek ten warty jest uwagi i bacznej
obserwacji.