LOT otwierając Dublin staje w szranki z Ryanairem
Marek Serafin
Pod koniec sierpnia LOT rozpocznie, cztery razy w tygodniu, operacje do Dublinu. To zaskakujące nieco posunięcie warte jest naszego komentarza.
Reklama
Na wstępie konieczne jest zastrzeżenie. Przez najbliższe wiele miesięcy dawna logika i wiedza
wykorzystywane przy planowaniu siatki połączeń nie działają. Sytuacja odbiega i będzie odbiegać od
tego, co znamy z przeszłości i to w sposób drastyczny.
Powód naszego zaskoczenia jest jeden, ale za to ogromny – Dublin to królestwo Ryanaira. Próba
wejścia na ten rynek to mówiąc potocznie "kopanie się z koniem". I co bardzo ważne, z bardzo bogatym
koniem, który może prowadzić wojnę cenową przez długie tygodnie i miesiące.
A, co mogło przesądzić o podjęciu takiej decyzji przez LOT:
A, co mogło przesądzić o podjęciu takiej decyzji przez LOT:
- Nowa strategia na czas kryzysu - Latamy również tam, gdzie jest jakiś znaczący ruch, nawet, wtedy, gdy nie przystaje to do naszego modelu biznesowego. Rozsądek podpowiadałby, aby starać się odradzać ruch na kluczowych trasach, tych, które stanowią kręgosłup siatki. I tam tracić pieniądze. Bo teraz i przez najbliższe kilka miesięcy tracić się będzie wszędzie. Jednak na wielu najważniejszych trasach, BRU, VIE itd. dominował ruch służbowy. A ten prawie zupełnie zanikł na czas dłuższy. Skoro tak wiele firm pracuje, przynajmniej częściowo, on-line, to tym bardziej swoje sprawy z partnerami zagranicznymi załatwiają przez Internet.
- Kwestia ogromnej nadwyżki floty pozyskanej w drodze leasingu operacyjnego. jest bardzo prawdopodobne, że już niedługo B737 Max uzyska ponownie certyfikat operacyjny. A wtedy ta nadwyżka jeszcze bardziej zwiększy się, a Dublin jest jedną z bardzo niewielu tras, gdzie tak duży samolot średniego zasięgu można starać się wykorzystać „z jakim takim sensem”.
- Operacje z Lotniska Chopina, które dają pewną LOT-owi pewną jakościową przewagę. Ale czy ona wystarczy?
gość
jsg
demar
krzysiekl