Felieton: Nie obniżajmy płac zarządowi LOT-u. Mleko już się rozlało
Po informacji o propozycji obcięcia płac załogom lotniczym rośnie presja na zarząd LOT-u, aby zrobił to samo ze swoim uposażeniem. Dziś nie ma to już jednak sensu. Mleko już się rozlało...
Reklama
Wieki kryzys, taki jak obecny, wymaga od kierownictwa firm podejmowania niepopularnych decyzji. W czasie przestoju konieczność cięcia kosztów stałych kieruje uwagę prezesów na pozycje pt. wynagrodzenia pracowników. Poszukiwanie w tej kategorii wydatków oszczędności jest tym bardziej uzasadnione, że w wielu przedsiębiorstwach, zwłaszcza usługowych, stanowią one dość duży udział wynoszący nawet ponad 20 proc. Nie inaczej jest wśród linii lotniczych.
Ostatnie tygodnie w branży obfitowały w złe informacje dla personelu linii lotniczych. Obniżano płace, skracano czas pracy, wysyłano na przymusowe urlopy, korzystano z programów ratunkowych oferowanych przez rządy, a w najgorszych przypadkach zwalniano i to w masowej skali. Niezależnie od rodzaju przyjętej taktyki decyzje te uderzały w finanse pracowników przewożników.
Wraz z wprowadzaniem trudnych decyzji w życie i oczekiwaniem na zgodę pracowników na uciążliwe wyrzeczenia, wielu członków zarządów linii lotniczych na świecie zadeklarowało obniżenie własnego uposażenia na czas trwania kryzysu. Zarządzanie za pomocą przykładu idącego z góry zastosowało kierownictwo bardzo wielu firm lotniczych na wszystkich kontynentach. Przegląd tych przypadków zaczniemy od najbliższej okolicy.
Krajobraz cięć pensji prezesów
W marcu br. prezes i dyrektor generalny airBaltic Martin Gauss powiedział: - Począwszy od kwietnia, aż do wznowienia zaplanowanych operacji nie będę otrzymywał pensji, a członkowie zarządu, rady nadzorczej i kadra kierownicza dobrowolnie obniżyli swoje wynagrodzenia o 20 proc. W Skandynawii SAS, proponując związkom zawodowym redukcję płac o 20 proc., jednocześnie poinformował, że menedżerowie firmy zgodzili się obniżyć własne pensje o jedną piątą kontynuując pracę w pełnym wymiarze godzin.
U naszego zachodniego sąsiada w ramach solidarności ze wszystkimi grupami zawodowymi, rada nadzorcza (RN) i zarząd Lufthansy również podjęły zobowiązanie odnośnie ograniczenia swoich zarobków. Członkowie RN zrezygnowali z 25 proc. wynagrodzenia, a członkowie zarządu z 20 proc. Przedstawiciele kadry kierowniczej, których nie dotyczy wcześniej już wprowadzone skrócenie czasu pracy, zrzekli się od 10 do 15 proc. pensji. Opisane ograniczenia będą obowiązywać od 1 kwietnia przez co najmniej sześć miesięcy.
Podobne decyzje zapadają również w bardziej odległych od Polski zakątkach Europy. Willie Walsh dyrektor generalny International Airlines Group (IAG), były prezes British Airways, obniżył swoje wynagrodzenie o 20 proc. Z kolei Luis Gallego, szef hiszpańskiej Iberii, również przewoźnika z grupy IAG, zrezygnował z połowy swojej pensji. Cięcia w wysokości ok. 40 proc. dotyczyć będą również menedżerów. W tym samym czasie prawie 14 tys. pracowników Iberii skorzysta z rządowego programu wsparcia.
Również szefowie największych linii budżetowych zdecydowali się na przykładowe redukcje swoich pensji. Micheal O’Leary z Ryanaira zapowiedział zmniejszenie wynagrodzeń kierownictwa taniego przewoźnika o połowę. Jozsef Varadi z Wizz Aira poinformował o obniżeniu pensji kadry zarządzającej o 22 proc., co i tak wydaje się skromnym poświęceniem w zestawieniu z zapowiedzią zwolnienia 1 tys. z 4,5 tys. pracowników.
W Stanach Zjednoczonych podejście jest jeszcze bardziej radykalne. Prezes Delta Air Lines Ed Bastian zrezygnował z pobierania pensji przez sześć miesięcy. Takie samo postanowienie podjęli inni członkowie zarządu Delty. Z pensji zrezygnował też dyrektor generalny Alaska Airlines, Brad Tilden. Szefowie United Airlines Oscar Munoz i Scott Kirby będą pracować bez uposażenia, co najmniej do czerwca 2020 r. Identycznie zareagowali, Maurice Gallagher i John Redmond, stojący na czele Allegiant Air. Mniej odważni okazali się szefowie Southwest (obniżka pensji o 10 proc.), JetBlue (o 20 proc.) i IndiGo (o 25 proc.).
W innych częściach świata tez nie próżnują. Do 30 czerwca br. prezes Qantas Alan Joyce nie będzie pobierać pensji, a pozostali członkowie zarządu obniżą swoje wynagrodzenie o 30 proc. W Singapore Airlines redukcja wynagrodzeń członków kadry kierowniczej na najwyższych stanowiskach wyniesie od 12 do 35 proc. Z kolei Allan Kilavuka, dyrektor naczelny Kenya Airways obniży swoje wynagrodzenia o 80 proc. a menedżerowie wyższego szczebla o 75 proc.
Są też szefowie przewoźników, którzy nie poszli opisaną powyżej ścieżką. Prezesi Doug Parker z American Airlines czy Alex Cruz z British Airways o zmniejszeniu swoich płac milczą. Również Topi Manner z Finnairu nie ogłosił planów w tym zakresie. Nic o cięciu płac menedżerów nie słychać w Aeroflocie, Taromie czy Czech Airlines. Do niewypowiadających się o redukcji swoich zarobków należą również członkowie zarządu LOT-u, którzy jednocześnie planują ograniczenie płac załóg lotniczych.
Czy podejmowanie przez zarządy takich decyzji ma w ogóle sens?
Płace zarządów są oczywiście częścią kosztów stałych i stanowią obciążenie dla funkcjonowania przewoźnika w czasie przestoju. Jednak z ekonomicznego punktu widzenia ograniczenie czy nawet likwidacja na pewien czas pensji zarządu nie wpływa znacząco na wielkość kosztów stałych linii lotniczej. Bez cięć w innych obszarach, znaczącego obniżenia wydatków nie da się zwyczajnie osiągnąć. Tak więc dla realizacji planów ratunkowych linii lotniczych poświęcenie zarobków menedżerów na najwyższych stanowiskach ma marginalne znaczenie. Powodzenie albo porażka programu naprawczego danego przewoźnika nie zależy od chęci lub niechęci kierownictwa do obniżania swoich pensji.
W dodatku redukcje płac zarządów w trakcie kryzysów kłócą się z logiką i zdrowym rozsądkiem. Właśnie w najtrudniejszych momentach zarząd powinien pracować na najwyższych obrotach, bo od jego zaangażowania i energii, w tym czasie, zależy przyszłość przedsiębiorstwa w o wiele większym stopniu, niż w okresach spokoju. Każdy zgodzi się z zasadą, że pracownik, od którego oczekuje się wzmożonego wysiłku zasługuje na wyższą płacę. Jak widać wielu prezesów ta reguła dziś nie obejmuje.
Po co więc tyle dużych, renomowanych linii lotniczych ogranicza wynagrodzenia swoim zarządom? Odpowiedź na to pytanie nie jest skomplikowana. Zarządzanie nie jest umiejętnością wykonywania obliczeń w arkuszu kalkulacyjnym i stosowania się do ich wyników. Zarządzanie to sztuka, która wymaga zwracania uwagi na takie wartości jak odpowiedzialność, zaufanie i współpraca. Tak jak w polityce, również w zarządzaniu czysto racjonalne argumenty mają niewielką siłę oddziaływania i żeby przekonać większość trzeba odwoływać się do emocji.
Prezes redukujący swoje wynagrodzenie pokazuje, że jest odpowiedzialny za firmę i podejmuje trudne wyzwania, które dotyczą także jego samego. Pokazuje, że jest liderem, który rozumie, że poświęcenie musi dotyczyć wszystkich. Ponadto taki szef daje do zrozumienia pracownikom, że są partnerami, a nie pionkami przestawianymi w dowolne miejsce na zarządczej szachownicy. Obniżka wynagrodzenia prezesa jest jego zobowiązaniem w umowie z załogą, jest wyciągnięciem ręki i pierwszym krokiem do porozumienia. W ten sposób budowane jest zaufanie pomiędzy różnymi grupami zawodowymi w przedsiębiorstwie, a w czasach głębokiego kryzysu jest to jedno z najbardziej wartościowych aktywów w posiadaniu każdej firmy.
Oczywiście nie bądźmy naiwni. Wyrzeczenia prezesów trudno porównać do doświadczeń szeregowego pracownika, który traci pracę albo którego pensja zostaje zmniejszona o kilkadziesiąt procent. Łatwo rezygnować z kilku miesięcznych pensji, gdy przez poprzednie lata zarabiało się miliony i nie trzeba zastanawiać na jak długo starczy pieniędzy na zaspokajanie podstawowych potrzeb życiowych. Dotyczy to zwłaszcza szefów przewoźników amerykańskich, którzy w ostatnich latach zbili wielkie fortuny. Niemniej zdecydowana większość z nich podjęła zobowiązanie redukcji swoich zarobków, bo jest zapewne przekonana, że pomimo symbolicznego wymiaru, ma to sens i w dodatku działa.
Amerykańscy prezesi wiedzą też, że ogłoszenie o obniżkach swojego wynagrodzenia należy zrobić w odpowiednim momencie, bo inaczej jego efekty zostaną zmarnowane. O redukcjach trzeba informować na początku programu oszczędnościowego albo najpóźniej w tym samym momencie, w którym prosi się załogę o zgodę na wyrzeczenia. Obowiązuje prosta, ale żelazna zasada: Zaczynamy od siebie!
Ta ostatnia uwaga jest dobrą wiadomością dla zarządu LOT-u. Na komunikat o obniżeniu pensji prezesów w przypadku narodowego przewoźnika jest już po prostu za późno. Obecnie każda taka decyzja będzie uznana za spóźnioną i wymuszoną. Nieważne czy będzie to wymuszenie dokonane przez media, związki zawodowe lub ministra aktywów państwowych. Teraz taki ruch już nie spełni zadania, dla którego został przeznaczony. Nie pokaże odpowiedzialności zarządu, nie wzmocni zaufania i chęci współpracy pracowników.