Kuś: Obsłużymy 40-50 proc. ruchu zeszłorocznego
- W całym roku 2020 obsłużymy 40-50 proc. ruchu zeszłorocznego. I do takiej sytuacji od strony kosztowej staramy się przygotować firmę - mówi Dariusz Kuś, prezes lotniska we Wrocławiu.
Reklama
- Z dzisiejszej perspektywy oczywiste stało się, że mamy i jeszcze długo będziemy mieli do czynienia z największym kryzysem w historii branży lotniczej. Nie jestem nadmiernie przesądny ale myślę, że marcowy piątek trzynastego zostanie na długo przez nas wszystkich zapamiętany jako „Dzień, w którym pękło niebo” - przekonuje prezes wrocławskiego lotniska i dodaje, że będziemy świadkami i zapewne też ofiarami jednego z największych kryzysów społecznych i gospodarczych w naszej nowoczesnej historii.
- Nie można przecież zatrzymać świata kilkoma, nawet słusznymi z punktu widzenia medycznego czy społecznego, decyzjami i nie odczuć konsekwencji tego zatrzymania.
Na pytanie jak branża poradzi sobie z kryzysem, Kuś odpowiada, że wszystko zależy od tego jaką płynność posiadają poszczególni uczestnicy rynku, na jak długo ona wystarczy i czy rządy krajowe, ze względu na szczególne znaczenie lotnictwa dla gospodarki, będą w stanie zapewnić zastrzyki płynności wszędzie tam gdzie naturalne rezerwy ulegną wyczerpaniu.
- Szczęśliwie we Wrocławiu prowadziliśmy dotąd dość konserwatywną politykę zarządzania finansami i teraz dysponujemy zasobami, które mam nadzieję pozwolą nam doczekać lepszych czasów - o ile nadejdą one w ciągu krótkich kilku miesięcy. Wdrażane w firmie projekty oszczędnościowe mają za zadanie maksymalnie wydłużyć ten okres. Jeśli jednak potrwa to dłużej – jak wszyscy inni uczestnicy rynku będziemy potrzebowali wsparcia. Zatem: oszczędności wszędzie tam gdzie to możliwe i priorytet na utrzymanie kadry niezbędnej do odnowienia działalności. Odbudowa rynku będzie mozolna i nawet po uruchomieniu pierwszych lotów – optymistycznie w maju/czerwcu - powrót do stanu sprzed kryzysu będzie wymagał ciężkiej pracy i zajmie dużo czasu. A co jeśli zmaterializuje się wariant pesymistyczny? - pyta Kuś.
Władze lotniska zakładają znaczny, nawet 50 proc. spadek ruchu pasażerskiego.
- Na dziś zakładam roboczo, choć może to nie do końca optymistyczne, że w całym roku 2020 obsłużymy 40-50 proc. ruchu zeszłorocznego. I do takiej sytuacji od strony kosztowej staramy się przygotować firmę.
Długofalowo może się okazać, że również w roku przyszłym i być może w następnych możliwe jest, że port lotnicze we Wrocławiu nie osiągnie statystyk z 2019 roku. - Pracę wykonaną w ostatnich latach trzeba będzie powtórzyć.
Szef portu uważa, że sytuacja rynkowa ulegnie trwałej zmianie i będzie zależna również od tego ile przedsiębiorstw w naszej branży nie przetrwa kryzysu.
- Linie lotnicze, agenci handlingowi, porty lotnicze i cały biznes wspomagający – wszyscy będziemy pod presją. Wróżona przez wielu recesja w gospodarce będąca następstwem koronakryzysu wywoła istotne zmiany w zachowaniach wszystkich grup pasażerów. Przedsiębiorstwa będą ograniczały koszty – najłatwiej podróży służbowych (obecna popularność online'owych narzędzi do komunikacji bardzo to ułatwi) i ten segment rynku spadnie mocno, zwłaszcza w początkowym okresie odbudowy rynku. Pasażerowie prywatni z kolei po chwilowym uwolnieniu z „kwarantanny domowej” i możliwego odbicia się segmentu czarterów wakacyjnych poza Europę, nadal mogą się powstrzymywać od podróży zagranicznych z uwagi na ogniska koronawirusa w innych krajach (nasze najpopularniejsze kierunki lotów to Wielka Brytania, Włochy, Hiszpania, a z przesiadką - USA, Daleki Wschód), a także ze względu na pośrednie skutki kryzysu gospodarczego – możliwe upadłości przedsiębiorstw i firm sektora MSP, bezrobocie, obniżki wynagrodzeń i ogólną niepewność co do dalszego biegu wydarzeń. Powrót do normy będzie długotrwały i oby to nie była jakaś nowa „niższa norma” - przekonuje.
Ewentualna recesja może też zracjonalizować ceny na rynku budowlanym i planowane przez port długofalowo przyszłe inwestycje rozbudowy lotniska uda się zrealizować po niższych kosztach.
- Podobnej sytuacji już raz doświadczyliśmy organizując przetargi na budowę nowego terminala w roku 2008, a wiec zaraz po światowym kryzysie finansowym roku 2007.
Miesięczne stałe koszty utrzymania lotniska to kilka milionów złotych. - I nie jest to milion, dwa - mówi. Koszty utrzymania firm handlingowych i innych podmiotów operujących na lotnisku to kolejne miliony.
- Pracownicy, którzy mogą - wykorzystują zaległe urlopy wypoczynkowe. Część wykorzystuje na zasadzie dobrowolności urlopy bieżące. Część przebywa na zwolnieniach lekarskich oraz na zasiłku opiekuńczym w związku z zamknięciem szkół.
Wielu pracowników lotniska pracuje zdalnie z domu na zasadzie telepracy. Ze względów bezpieczeństwa ograniczono personel lotniskowy do niezbędnego minimum, koniecznego do obsługi tych pojedynczych lotów (loty wojskowe, techniczne, szkolne, medyczne). Na razie nikt z pracowników nie dostał w związku z zaistniałą sytuacją wypowiedzenia umowy o pracę ani wypowiedzenia zmieniającego.
- Czekamy na uchwalenie specustawy, aby prawidłowo wdrożyć proponowane tam rozwiązania systemowe. Jeszcze raz podkreślę, że naszym celem jest utrzymanie miejsc pracy, tak abyśmy byli gotowi na szybki powrót do pełnej działalności operacyjnej. Wdrożyliśmy także niezbędne środki ochrony, dodatkowe procedury i standardy, związane m.in. z dezynfekcją rąk, przedmiotów i przestrzeni, a pracownicy pełniący pracę zostali przeszkoleni z koniecznych zasad bezpieczeństwa w tym czasie.
Kuś zastanawia się czy wdrożone ograniczenia rzeczywiście przełożyły się na mniejszą migrację ludzi i czy te osoby, które po 15 marca przekroczyły granice poddane zostały rzeczywistej kwarantannie uniemożliwiającej ewentualne rozsiewanie kolejnych ognisk wirusa.
- Jak słychać były duże opóźnienia we wprowadzaniu danych do systemów granicznych na przejściach drogowych i w konsekwencji wielu z przyjezdnych nie doświadczyło kontrolowania ich przez służby pod kątem obecności w domu w czasie kwarantanny. Czy samoświadomość wystarczyła? Trudno zgadnąć. Po drugie jeżeli taka izolacja polega na przebywaniu w jednym mieszkaniu z rodziną, która nie podlega takim samym ograniczeniom i wychodzi do pracy czy sklepu – to mnie się wydaję, że mówimy jednak o pozornej kwarantannie. Pytanie więc czy warto było tak radykalnie wywracać wielki świetnie działający system transportu jeśli nie dało się skutecznie upilnować reguł dalszej gry?
Przejścia graniczne na lotniskach, według Kusia, były i są lepiej technicznie przygotowane do kontroli przylatujących niż naprędce odtworzone przejścia drogowe.
- Szkoda, że tego potencjału lotnisk regionalnych nie wykorzystano, narażając dziesiątki może setki tysięcy rodaków, którzy i tak nie powstrzymali się od podróży i przyjechali do kraju - tyle że drogą lądową, na kilometrowe korki i sięgające 30 godzin czasy oczekiwania na wjazd.
Na pytanie jak ocenią rządową akcję powrotu Polaków do kraju, odpowiada: - Nie rozumiem dlaczego przewoźników innych niż LOT odcięto od możliwości przywożenia rodaków do kraju. To znowu naturalny potencjał, który nie został wykorzystany. Wystarczyło wprowadzić ograniczenie, że od 15 marca do Polski wolno wwozić tylko Polaków i przewoźnicy ci karnie przywieźliby rodaków z tych miejsc, do których wcześniej ich wywieźli, a w rejsach powrotnych zapewniliby bezpieczny i szybki powrót do domu wszystkim obcokrajowcom, których sytuacja zastała w Polsce. Do takich lotów żaden rząd nie musiałby dopłacać.
Uważa również, że zasoby LOT-u wspierane środkami rządowymi można by wówczas lepiej wykorzystać do ściągania do kraju rodaków z miejsc mniej oczywistych niż np. Londyn, z którym połączenia nawet kilka razy dziennie miały wszystkie lotniska regionalne w Polsce.
- No ale teraz to już tylko historia - puentuje.