Zrewidowane prognozy ruchu lotniczego w Polsce do 2035 r.
Ponad 94 mln pasażerów za 15 lat na polskich lotniska zakłada prognoza ruchu lotniczego Urzędu Lotnictwa Cywilnego z 2017 r. Obecny kryzys zrewidował te założenia.
Reklama
Zdecydowana większość obserwatorów branży godzi się z opinią, że jest jeszcze za wcześnie na ocenę jak duży będzie spadek przewozów i operacji lotniczych spowodowany koronawirusem. Na dziś jedno jest jednak pewne, wpływ pandemii będzie olbrzymi, a czym dłużej będzie ona trwała tym gorsze będą jej konsekwencje. Niemniej warto się pokusić o prezentacje scenariuszy rozwoju rynku przewozów lotniczych w Polsce w następnych kilkunastu latach.
Na początek przypomnijmy dostępne prognozy Urzędu Lotnictwa Cywilnego (ULC). Pierwsza, najwcześniejsza prognoza pochodzi z czerwca 2011 r. i przewiduje liczbę obsłużonych pasażerów oraz wykonanych operacji na polskich lotniskach do 2030 r. Średni wzrost liczby pasażerów w tej prognozie wynosi 5,42 proc., co w konsekwencji oznacza, że za 10 lat w polskich portach przewinie się 58,8 mln podróżnych i zostanie wykonanych ponad 505 tys. operacji lotniczych.
Druga prognoza opracowana niespełna rok później, w kwietniu 2012 r., obejmująca tę samą perspektywę czasu zakłada identyczny średni wzrost liczby pasażerów. Według tego opracowania w 2030 r. polskie lotniska obsłużyłyby 59,1 mln pasażerów i odnotowały ponad 431 tys. operacji lotniczych. Różnica między tymi dwiema prognozami jest kosmetyczna, a warto jedynie odnotować, że autorzy późniejszego opracowania założyli wzrost średniej liczby pasażerów na jedną operację lotniczą.
Wreszcie najbardziej bieżący dokument z 30 października 2017 r. prognozuje ruch pasażerski i lotniczy do 2035 r. W tym opracowaniu średni wzrost liczby pasażerów wynosi 5,01 proc. a w ostatnim roku szacunku polskie lotniska miałyby obsłużyć 94,5 mln podróżnych i zapewnić 689 tys. operacji lotniczych. Dwa i pół roku temu ULC zakładał, że w 2030 r. polskie porty będą mogły pochwalić się prawie 80 mln obsłużonych pasażerów.
Wszystkie omówione prognozy ULC zostały przedstawione na poniższym wykresie. Do trzech krzywych obrazujących przewidywania ULC dodano rzeczywiste wyniki osiągnięte przez polskie lotniska w latach 2011-2019 tzw. wykonanie (krzywa czerwona).
Wykres 1.
Na pierwszy rzut oka widać, że dotychczasowe prognozowanie ULC było bardzo konserwatywne i zdecydowanie poniżej osiągnięć rynku, nawet w przypadku założeń z końca 2017 r. Drugie spostrzeżenie dotyczy metodologii prognozowania, która de facto sprowadza się do określenia średniego wzrostu liczby pasażerów, co przekłada się na kąt wznoszenia krzywej prognozy. Przy zastosowaniu sposobu ULC najważniejszym parametrami są: punkt wyjściowy prognozy i średnia stopa wzrostu w okresie przewidywania.
Zatem stosując metodę Urzędu do opracowania naszej prognozy na lata 2020-2035 musimy oszacować liczbę obsłużonych pasażerów w polskich portach lotniczych w 2020 r., a następnie określić średni ich wzrost w następnych 15 latach. Wygląda bardzo prosto, ale niestety wcale nie jest oczywiste. Pomimo trudności spróbujmy zaproponować trzy scenariusze (optymistyczny, realistyczny i pesymistyczny) rozwoju rynku przewozów lotniczych w nadchodzących latach korzystając z założeń ostatniej prognozy ULC.
Pierwszym zasadniczym pytaniem jest kwestia wielkości spadku liczby obsłużonych pasażerów w 2020 r. Optymiści i piewcy teorii krzywej V twierdzą, że odbicie będzie tak samo raptowne, jak było tąpnięcie. Przewozy zostaną szybko odbudowane, a ich spadek w bieżącym roku nie przekroczy 12 proc. W takiej wersji wzrost przewozów wróci na ścieżkę prognozy ULC z 2017 r. już w 2024 a od 2028 będzie znajdował się stale powyżej niej. W tym scenariuszu liczba pasażerów lotniczych w Polsce w 2035 r. osiągnie niespełna 105 mln.
Druga, tzw. realistyczna wersja zakłada spadek liczby pasażerów o 20 proc. i odbudowywanie ruchu ze średnią wzrostu na poziomie 4 proc. Pozwoli to na stały przyrost ruchu do poziomu 74 mln podróżnych w 2035 r. Rozwój będzie wolniejszy od najnowszej prognozy ULC średnio o niespełna pół punktu procentowego.
Ostatni, czarny scenariusz zakłada tąpnięcie popytu w 2020 r. aż o 32 proc. i bardzo powolne jego odtwarzanie, średnio o 2 proc. rocznie. Konsekwencją tak pesymistycznej wersji będzie obsłużenie zaledwie 52 mln pasażerów za 15 lat, czyli tylko o 6 proc. więcej niż w 2019 r. Wszystkie powyższe opcje prezentuje wykres 2, w którym uwidoczniono również prognozę ULC z 2017 r.
Wykres 2.
Nikt dziś nie wie, jaki scenariusz z tych trzech jest bardziej prawdopodobny. Nie wiemy, który z nich zostanie zrealizowany na polskim rynku przewozów lotniczych. Niemniej wydaje się, że wśród przedstawicieli branży występuje konsensus w dwóch kwestiach. Po pierwsze panuje zgoda, że ubytek liczby pasażerów w obecnym roku będzie dwucyfrowy. Po drugie, że powrót do normalności będzie trwał raczej dłużej niż krócej.
Konfrontując dane przewozów pasażerskich w Polsce z i poprzednimi kryzysami, które trapiły branżę lotniczą, można wysnuć jeden bardzo ważny wniosek. Przez ostatnie 26 lat, poczynając od 1993 r., kiedy polska gospodarka zaczęła wychodzić na prostą, ruch pasażerski rósł bezustannie z jednym wyjątkiem w 2009 r. Można powiedzieć, że polski rynek lotniczych przewozów pasażerskich przeszedł suchą nogą przez ataki terrorystyczne z 11 września 2001 r., epidemię SARS z 2003 r. i zamknięcie przestrzeni powietrznej nad Europą z powodu wybuchu islandzkiego wulkanu w 2010 r. Jedynym zdarzeniem o negatywnym i silnie odczuwalnym charakterze (ponad 8 proc. spadku) był kryzys finansowy z lat 2008/2009.
Z powyższych konstatacji wynika, że kluczowe dla dalszego rozwoju sytuacji będą działania ratunkowe rządu. Przebyte kryzysy wskazują, bowiem że uziemienie samolotów - jeśli nie będzie trwało miesiącami - jest mniej istotne niż warunki ekonomiczne, w jakich liniom lotniczym przyjdzie działać po wznowieniu operacji. Jeśli uda się ograniczyć skutki kryzysu gospodarczego w Polsce i na świecie branża lotnicza ma szanse szybciej się odrodzić. Można powiedzieć, że na obecnym etapie wszystko jest w rękach polityków. Trafne, skuteczne i szybkie decyzje mogą w znacznym stopniu ułatwić przejście polskiego lotnictwa przez koronawirusowy koszmar.
Tym bardziej martwi obecnie panująca cisza nad problemami branży lotniczej. Polski rząd wydaje się opieszały w tym względzie w porównaniu z władzami innych państw. W Paryżu zawieszono już podatki dla przedsiębiorstw lotniczych, a w Berlinie tworzony jest fundusz o wartości 100 mld euro, który ma zostać przeznaczony na wspieranie kluczowych sektorów gospodarki, w tym niemieckiej awiacji. W Polsce od kilku lat słyszymy, że Centralny Port Komunikacyjny i lotnictwo będą kołem zamachowym skoku cywilizacyjnego naszego kraju. Jeśli to prawda, to rozwiązanie problemów firm transportu powietrznego powinno być priorytetem dla polskiego rządu. Na razie jednak nic na to nie wskazuje.