Zakażony zakup Condora
Polska Grupa Lotnicza stoi przed dylematem. Kupić Condora na starych warunkach w niekorzystnie zmieniających się okolicznościach czy renegocjować umowę i narazić się na fiasko?
Reklama
W ostatnich dniach w niemieckiej i polskiej prasie pojawiły się informacje, że zakup Condora przez Polską Grupę Lotniczą (PGL) może ulec opóźnieniu albo nawet nie dojść do skutku. Przyczyną tych doniesień jest oczywiście pandemia koronawirusa. Fatalny wpływ, jaki rozprzestrzenianie się SARS-CoV-2 wywołującego chorobę COVID-19 ma na branżę lotniczą nie mógł zostać w wystarczającym stopniu uwzględniony w planie naprawczym niemieckiej firmy.
Koncepcję ratunku Condora opracowano w momencie, gdy koronawirus miał charakter lokalny i dotyczył rynków, na których przewoźnik był praktycznie nieobecny. Teraz, po kilku tygodniach od podpisania umowy PGL-Condor, mamy do czynienia z pandemią, która dotknęła Europę i kierunków ważnych dla niemieckiej linii lotniczej. Branża lotnicza i turystyczna znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, którą już bez przesady można nazywać kryzysem. Niewątpliwie brak świadomości skali zagrożenia, jaką ze sobą przyniósł COVID-19, mógł wpłynąć na postrzeganie szans przetrwania Condora. Zapewne wiedza o zbliżającym się załamaniu popytu na podróże lotnicze zmieniłaby podejście do transakcji i prawdopodobnie obniżyłaby jej cenę.
Koncepcję ratunku Condora opracowano w momencie, gdy koronawirus miał charakter lokalny i dotyczył rynków, na których przewoźnik był praktycznie nieobecny. Teraz, po kilku tygodniach od podpisania umowy PGL-Condor, mamy do czynienia z pandemią, która dotknęła Europę i kierunków ważnych dla niemieckiej linii lotniczej. Branża lotnicza i turystyczna znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, którą już bez przesady można nazywać kryzysem. Niewątpliwie brak świadomości skali zagrożenia, jaką ze sobą przyniósł COVID-19, mógł wpłynąć na postrzeganie szans przetrwania Condora. Zapewne wiedza o zbliżającym się załamaniu popytu na podróże lotnicze zmieniłaby podejście do transakcji i prawdopodobnie obniżyłaby jej cenę.
Rzeczniczka prasowa Condora zapewniała wprawdzie, że przewoźnik nie ma problemów z lotami, a wypełnienie samolotów szacuje na ok. 90 proc. i nie powinno to się zmienić w nadchodzących tygodniach. Trudno jednak brać to oświadczenie za dobrą monetę w konfrontacji z masowymi anulacjami przeprowadzonymi przez Lufthansę i inne linie lotnicze w Europie. Można podejrzewać, że ten optymistyczny przekaz podyktowany był zbliżającym się zebraniem wierzycieli, na którym miał zostać przedstawiony i zaakceptowany plan naprawczy Condora.
Czy jednak rzeczywiście ostatnie wydarzenia mogą być podstawą do opóźnienia, a nawet anulowania zakupu Condora przez PGL? Z niewielu informacji, jakie przeniknęły do opinii publicznej i mediów wiadomo, że sfinalizowanie transakcji jest obwarowane dwoma warunkami.
Po pierwsze na przejęcie Condora przez PGL muszą wyrazić zgodę odpowiednie urzędy antymonopolowe. 21 lutego br. pozytywną decyzję w tej sprawie wydał Bundeskartellamt. Nie jest pewne czy poza niemiecką instytucją również Komisja Europejska (KE) powinna transakcję zaakceptować. W wywiadzie radiowym, przeprowadzonym niedługo po podpisaniu umowy, wiceprezes LOT-u Michał Fijoł twierdził stanowczo, że władze unijne nie mają powodu tym kontraktem się interesować.
Odmienne zdanie ma chyba Lufthansa, która sugeruje, że zakup Condora przeprowadzony przez PGL jest rodzajem pomocy publicznej dla LOT-u. Transakcja jest, bowiem dokonywana przez podmioty całkowicie uzależnione od państwa polskiego i nie dotyczy to tylko PGL i LOT-u, ale również banków i ubezpieczyciela, które to przedsięwzięcie finansują. Na pewno do wyciszenia sprawy nie przyczyniła się wypowiedź prezesa PGL, Rafała Milczarskiego, który na konferencji w Niemczech dziękował za wsparcie polskiemu rządowi. Lufthansa nie potwierdziła jeszcze podjęcia formalnych kroków w tej kwestii.
Drugim warunkiem zawarcia umowy jest zaakceptowanie planu naprawczego Condora przez jego wierzycieli. Ich spotkanie odbyło się 12 marca br. i zakończyło się przyjęciem propozycji ratunkowej opracowanej przez zarząd przewoźnika. Przeciw zagłosowała niemiecka Kasa Ubezpieczeń Emerytalnych (PSV) w obawie o przyszłość funduszu emerytalnego pracowników Condora. PSV chce, żeby PGL uwzględnił te zobowiązania, które wynoszą ok. 50 mln euro. W obecnej sytuacji wydaje się jednak, że PSV zastanowi się dwa razy zanim zaskarży wczorajszą decyzję komitetu wierzycieli. Objęcie udziałów Condora przez PGL jest lepszym rozwiązaniem niż doprowadzenie do jego upadku w warunkach coraz bardziej wzmagającego się kryzysu.
Jeśli zatem oba powyższe warunki zostaną spełnione, to nic nie będzie stało na przeszkodzie do sfinalizowania transakcji. Wydaje się, że ani zarząd Condora, ani wierzyciele nie są zainteresowani jej zastopowaniem. Tak więc jedyną stroną umowy, która może żywić pewne wątpliwości, co do jej zasadności, jest PGL. Polska grupa może uznać, że okoliczności zewnętrzne zmieniły się tak bardzo, że kontrakt musi być renegocjowany albo nawet zerwany. Zapewne w umowie podpisanej pod koniec stycznia br. zawarta była klauzula istotnego niekorzystnego wpływu, czyli jednego ze zdarzeń, które może stanowić przyczynę do zmiany lub wypowiedzenia porozumienia.
Wcale nie jest jednak pewne, czy PGL w zmienionych okolicznościach będzie dążyć do rewizji umowy. Gdyby jednak taki scenariusz został zrealizowany, to od razu powstaje poważny problem. Renegocjacje wymagałyby czasu, którego Condor nie ma zbyt wiele. Firma musi zwrócić pożyczkę pomostową w wysokości 380 mln euro do 15 kwietnia br. Natomiast przeprowadzenie ponownych rozmów i uzgodnień oraz otrzymanie zgody wierzycieli mogłoby zająć ponad dwa miesiące.
W takiej sytuacji Condor musiałby zwrócić się do władz niemieckich o przedłużenie terminu spłaty kredytu. Trudno wyrokować czy otrzymałby taką zgodę. Pamiętać trzeba, że pożyczka jest zabezpieczona na przychodach Condora i w zasadzie kredytodawcy mogą zostać zaspokojeni. Oznaczałoby to jednak upadek niemieckiego przewoźnika i utratę prawie 5 tys. miejsc pracy. Z drugiej strony przedłużenie terminu spłaty kredytu bez pewności, że znajdzie się inwestor, który wspomoże Condora i umożliwi zwrot pożyczki może zostać uznane za zbyt ryzykowne dla kredytodawców zarządzających publicznymi środkami.
Nie wiadomo czy nie przeważy pokusa otrzymania zwrotu pożyczki nawet kosztem utraty etatów, tym bardziej, że wydłużenie okresu kredytowania wcale nie gwarantuje uratowania zagrożonych miejsc pracy. Przy takim scenariuszu wierzyciele mogą poczuć się oszukani i spróbować zaskarżyć PGL za zerwanie umowy. Spór o udowodnienie zaistnienia istotnego niekorzystnego wpływu może trwać latami, a jego największymi beneficjentami będą adwokaci reprezentujący obie strony.
Niezależnie od przyszłych zdarzeń PGL stanął przed poważnym dylematem. Z jednej strony jest bezspornym faktem, że koronawirus, przynajmniej w perspektywie krótkoterminowej, pogorszy kondycję finansową Condora. W dodatku nie wiadomo, czy obecne załamanie nie jest początkiem recesji i poważnego długookresowego kryzysu w branży lotniczej i turystycznej. Innymi słowy transakcja jest obarczona o wiele wyższym ryzykiem niż to zakładano w styczniu br. Z drugiej strony zerwanie porozumienia może odprowadzić do batalii prawnej, która będzie angażować PGL przez wiele kolejnych lat. Cóż, nikt nie obiecywał, że budowanie silnego holdingu lotniczego będzie łatwe i przyjemne.