Świnoujście nie umie wykorzystać potencjału lotniska w Heringsdorfie
Minęło ponad cztery lata od podpisania listu intencyjnego w sprawie zmiany nazwy lotniska Heringsdorf na Heringsdorf/Świnoujście. Od tamtej pory polskie miasto - największe na wyspie Uznam - wydaje się być niezainteresowanie możliwościami jakie daje port lotniczy.
Reklama
Od chwili podpisania listu intencyjnego Świnoujście niewiele zrobiło w kwestii reklamy czy wykorzystania potencjału oddalonego o ok. 15 km lotniska - twierdzi lokalny serwis swinoujskie.info. Miasto nie chce także wziąć przykładu z niemieckiej branży turystycznej na wyspie Uznam. Tam hotelarze sprzedają swoje usługi razem z biletem lotniczym, co jest formą wspierania przewoźników i popularyzacji ich połączeń. Dzięki temu samoloty do takich miast jak Zurych (SWISS), Frankfurt (Lufthansa) czy Düsseldorf (Eurowings) latały w tym roku w szczycie sezonu letniego z wypełnieniem rzędu 80-90 proc. Z samego portu skorzystało od stycznia do września br. ok. 18,5 tys. pasażerów (ponad 37 proc. więcej niż w tym samym okresie ub. roku).
Wspomniany portal twierdzi, słusznie zresztą, że polski ośrodek nie chce lub nie potrafi wykorzystać potencjału, jaki drzemie w tak niedalekiej odległości od lotniska. Nie ma nawet drogowskazów kierujących do lotniska po niemieckiej stronie. Zwraca uwagę, że obecnie model turystyki na wyspie Uznam znacząco się zmienia. Przybywają tutaj nie tylko kuracjusze sanatoriów czy emerytowani Niemcy, ale także młodsi obywatele państw skandynawskich czy Wielkiej Brytanii.
W przeszłości (m.in. w 2012 i 2013) do Heringsdorfu latał sezonowo Eurolot z Warszawy i Krakowa. Trasy te uruchamiane były we współpracy z niemieckimi organizacjami turystycznymi. Lotnisko to ma dość krótką drogę startową (2305 m), więc nie jest w stanie przyjąć większych maszyn. W lipcu br. świętowało 100-lecie swego powstania.
fot. Dominik Sipinski