737 MAX gate: Pracownicy Boeinga zgłaszają FAA uwagi odnośnie 737 MAX
Jak donoszą amerykańskie media, w dniu, w którym etiopskie władze opublikowały wstępny raport w sprawie katastrofy lotu ET302, czterech pracowników Boeinga skontaktowało się z infolinią FAA służącą do zgłaszania incydentów dotyczących bezpieczeństwa w lotnictwie.
Reklama
Zgodnie z informacjami przekazywanymi przez źródło
związane ze sprawą, z infolinią FAA kontaktowali się zarówno obecni jak i byli
pracownicy Boeinga, którzy opisywali kwestie związane z problemami z czujnikami
kąta natarcia w boeingach 737 MAX i debiutującym w tym samolocie systemem
zapobiegającym przeciągnięciu MCAS, którego działanie oparte jest o dane
pochodzące z tych czujników.
Jak poinformowali CNN przedstawiciele FAA, agencja
otrzymała 5 kwietnia 2019 roku cztery zgłoszenia, które mogą być przyczynkiem
do spojrzenia na kwestię prowadzonych aktualnie dochodzeń w sprawie
bezpieczeństwa 737 MAX i ewentualnego związku MCAS z dwiema katastrofami tych
maszyn przez zupełnie inny pryzmat. Przypomnijmy, że pierwsza tragedia miała
miejsce z końcem października 2018 roku, gdy do Morza Jawajskiego runął samolot
linii Lion Air, a drugi wypadek wydarzył się w marcu tego roku w Etiopii i brał
w nim udział max linii Ethiopian Airlines. W obu katastrofach zginęło w sumie
około 350 osób. Pośród wątpliwości odnośnie systemu MCAS, które zgłosiły osoby
kontaktujące się z FAA było między innymi możliwe uszkodzenie okablowania
czujnika kąta natarcia, do którego mogło dojść za sprawą „ciała obcego” Jest to
informacja o tyle niepokojąca, że w ostatnim czasie dziennik New York Times
ujawnił relacje pracowników fabryki Boienga w North Charlestown w Karolinie
Południowej, z których wynika, że w przypadku boeingów 787 (dreamlinerów)
zdarzają się przypadki pozostawienia w okolicy wiązek elektrycznych w
montowanych samolotach odpadów poprodukcyjnych w postaci metalowych ścinków,
czy też nawet narzędzi. Innym poruszanym przez zgłaszające się do FAA osoby
tematem było funkcjonowanie wyłączników systemu MCAS.
Jak wynika ze wstępnego raportu opublikowanego przez
etiopskie władze w sprawie katastrofy boeinga 737 MAX linii Ethiopian Airlines,
wadliwie pracujący czujnik kąta natarcia przesyłał do systemu MCAS niepoprawne
dane, a to spowodowało powtarzane przez oprogramowanie samolotu dążenie do
zapobiegnięcia przeciągnięciu, na ryzyko którego wskazywały te dane. To właśnie
z tego powodu maszyna bezustannie obniżała nos w kierunku ziemi i ostatecznie
rozbiła się niedługo po starcie z lotniska w stolicy Etiopii, Addis Abebie.
Śledczy szybko połączyli przebieg lotu ET302 i zachowanie maszyny z
informacjami odnośnie drugiej katastrofy maxa, tej z lotu JT610 linii Lion Air.
Podobieństwo pomiędzy zdarzeniami jest bardzo duże.
Prezes Boeinga chcąc zmniejszyć ciężar odpowiedzialności
ciążącej nad producentem w związku z tymi wypadkami zwrócił uwagę, że wadliwe
działanie czujnika kata natarcia to tylko jedno z ogniw w łańcuchu nieszczęśliwych
zdarzeń, które doprowadziły do obu katastrof. Złośliwi wskazaliby na pewno, że
pozostałe ogniwa tego łańcucha to chociażby decyzja Boeinga o pominięciu opisu
systemu MCAS w instrukcji użytkowania w locie, co skutkowało brakiem szkolenia
z obsługi tego systemu dla pilotów boeingów 737 MAX, a także po prostu brakiem
u nich świadomości jak można próbować działanie systemu ograniczyć czy też
całkiem go wyłączyć. Wciąż nie ustają też pytania o to dlaczego Boeing
zdecydował się na zaprogramowanie MCAS tak, aby aktywował go tylko jeden
czujnik kąta natarcia. Brak jakiejkolwiek redundancji w lotnictwie to sytuacja
zupełnie niespotykana, a mimo to samolot uzyskał certyfikat FAA. To z kolei
może wynikać z tego, że FAA też nie miała informacji o dokładnej zasadzie
działania tego systemu, ponieważ Boeing uznał go za taki, który nie zasługuje
na wysoki priorytet podczas przedcertyfikacyjnych audytów.
- Bezpieczeństwo ma dla FAA zawsze największy priorytet i
mamy już długą historię dbałości o bezpieczeństwo w ramach naszego
dopracowanego i sprawdzonego procesu certyfikowania samolotów - broniła swojego
honoru FAA w oświadczeniu przekazanym CNN. - Za każdym razem certyfikując nowy
samolot spoglądamy na jego systemy szerzej niż analizując indywidualnie
poszczególne jego komponenty. Staramy się raczej zwracać uwagę na to jak
wszystkie elementy i systemy ze sobą współpracują, jak działają w reakcji na
działania załóg i czynniki zewnętrzne. Pojedynczy czujnik kąta natarcia
współpracujący z systemem MCAS był analizowany w odniesieniu do szeregu innych
czynników, szczególnie znanych procedur, które mogą podejmować piloci aby
zniwelować skutki ewentualnej awarii. Wszystkie prace nad MCAS od etapu
projektowania przez testy certyfikacyjne, aż do opracowania procedur dla załóg były
prowadzone przy wykorzystaniu standardowych dla branży metod oceny ryzyka
awarii.
Na pytania o komentarz w sprawie zgłoszeń, które obecni i
byli pracownicy Boeinga przekazali do FAA producent nie udzielił odpowiedzi. Na
przełom kwietnia i maja zaplanowana jest konferencja prasowa z udziałem prezesa
Muillenberga, która odbędzie się po spotkaniu udziałowców Boeinga w Chicago.
Również na ten tydzień zaplanowane jest spotkanie przedstawicieli
międzynarodowych instytucji odpowiedzialnych za lotnictwo cywilne, na którym
dyskutowane będą kwestie związane z uziemieniem i bezpieczeństwem boeingów 737
MAX.
Na koniec warto zauważyć, że choć sygnały przekazane do FAA przez osoby związane z Boeingiem mogą wydawać się spóźnione to jednak jest to działanie warte docenienia, które idealnie wpisuje się w ideę tzw. just culture, czyli zwyczaju raportowania o sytuacjach, które mogą skutkować powstawaniem ryzyka w lotnictwie. Podstawowym założeniem just culture jest między innymi to, że nawet jeśli osoba raportująca o niepożądanych zdarzeniach obarczy potencjalnymi zarzutami sama siebie to zgodnie z główną zasadą panującą w lotnictwie niczyim priorytetem nie będzie karanie takiej osoby, a szybkie wyjaśnienie sytuacji i zapobieżenie ewentualnym niebezpieczeństwom.
fot. mat. prasowe