Alarmujące doniesienia o jakości produkcji dreamlinerów
Po bardzo trudnym początku roku dla Boeinga okazuje się, że kolejne miesiące wcale nie muszą sprawić, że producent wyjdzie na prostą. Teraz amerykański gigant staje przed zarzutem słabej jakości procesu produkcyjnego dreamlinerów.
Reklama
Od pewnego czasu kolejne linie lotnicze zwracają uwagę na
fakt, że utrzymywany podczas produkcji boeingów 787 standard prac jest niższy
niż by tego wymagano. Po raz pierwszy o sprawie poinformował New York Times,
który opisał zaniedbania do jakich ma dochodzić w fabryce w North Charleston w Karolinie Południowej. Nie są to zresztą pierwsze zarzuty pod adresem tego zakładu, który
od 2009 roku był wielokrotnie przedmiotem zainteresowania zarówno mediów jak i
właściwych władz, które skupiały się na poziomie kontroli jakości i warunkach
pracy w tym miejscu. Z reportażu śledczego New York Times dowiadujemy się tym
razem, że spośród wielu maili, firmowych dokumentów, informacji z rejestrów
federalnych oraz rozmów z ponad tuzinem pracowników można wyciągnąć wnioski na temat sytuacji, w
której w niektórych samolotach wyprodukowanych w fabryce w North Charleston dochodziło do montażu wadliwych części, a także pozostawiania odpadów
poprodukcyjnych w okolicy wiązek elektrycznych pod elementami zabudowy
kokpitów.
- Powiedziałem nawet żonie, że nie zamierzam kiedykolwiek
lecieć tym samolotem. Decyzja ta wynika z troski o bezpieczeństwo - powiedział
Joseph Clayton, technik w zakładach produkujących dreamlinery, który twierdzi,
że wielokrotnie znajdował w niebezpiecznie bliskim sąsiedztwie okablowania
kokpitu różnego rodzaju przedmioty i odpadki, których nie powinno tam być.
Inny pracownik tej fabryki, który pracował dla Boeinga
przez niemal 30 lat jako menadżer ds. kontroli jakości i odszedł na emeryturę w 2017 roku,
opowiedział o tym, że znajdował niewielkie metalowe ścinki na okablowaniu
systemów sterowania. Informacje takie
zdają się potwierdzać słowa rzecznika prasowego FAA (amerykańskiego
odpowiednika ULC), Lynn Lunsford, które mówią o tym, że kontrole niektórych samolotów
z zakładów w Karolinie Południowej wykazały faktycznie obecność takich odpadów.
Co więcej, producent potwierdził brak jakichkolwiek pozostałości w procesie
produkcji i wystawił certyfikaty jakości dla tych maszyn. Wydaje się, że jest
to poważne zaniedbanie ze strony Boeinga, bo niezależnie od tego czy
jakiekolwiek niepożądane przedmioty znalazłyby się na okablowaniu systemów
krytycznych dla przebiegu lotu czy też np. na wiązkach odpowiedzialnych „tylko”
za pokładową rozrywkę pasażerów to na pewno nic takiego nie powinno mieć
miejsca. Znane są w historii lotnictwa przypadki tragicznych wypadków, do
których dochodziło w wyniku uszkodzenia okablowania, przewodów hydraulicznych
czy mechanicznych sterociągów przez rzeczy, które znalazły się w sekcjach
technicznych samolotów, choć nigdy nie powinny.
Do ponownego zwrócenia uwagi na temat utrzymywania
odpowiedniej jakości produkcji przez zakłady Boeinga doszło przy okazji
licznych kontroli, które zostały przeprowadzone u producenta po katastrofach
boeingów 737 MAX 8 linii Lion Air w październiku 2018 oraz Ethiopian Airlines w
marcu tego roku. Swoje dochodzenia prowadziły takie instytucje jak FAA,
Departament Sprawiedliwości, Departament Transportu, FBI, a także wiele innych
organizacji, a ich celem było ocenienie czy amerykański producent nie stawiał
ewentualnych zysków wyżej niż dbałości o bezpieczeństwo i to nie tylko w
programie 737 MAX, ale też wszystkich innych, które prowadzi firma. Sam Boeing
w ciągu miesiąca po katastrofie w Etiopii zorganizował spotkanie z całą załogą
fabryki produkującej dreamlinery i przy tej okazji przekazał pracownikom
wątpliwości odbiorców samolotów co do poziomu zapewnianej w toku produkcji
jakości.
Sytuacja opisywana przez New York Times to nie pierwszy
przypadek skarg operatorów na jakość wykonania boeingów 787. Po tym jak w 2014
roku Qatar Airways stwierdził uszkodzenie zewnętrznych elementów jednego z
samolotów wskutek błędów pracowników zakładów produkcyjnych, zgłosił Boeingowi,
że nie przyjmie więcej wyprodukowanych w North Charlestown dreamlinerów. Od
tamtej pory przewoźnik akceptował tylko samoloty wyprodukowane w Everett.
Jednocześnie linie Qatar Airways ogłosiły, że nadal będą wspierać Boeinga i
współpracować z producentem, a także że pokładają w nim i jego samolotach
zaufanie. Te słowa złagodziły nieco cios jakim była dla załogi z Karoliny Południowej odmowa przyjmowania wyprodukowanych przez ten zakład samolotów.
Nie był to jednak jedyny moment w historii, gdy odbiorca
samolotów Boeinga wskazał na niską jakość produkcji. Przy okazji produkcji
powietrznej cysterny KC-46 (opartej na 767) amerykański producent znalazł się w
kłopotach, gdy Siły Powietrzne USA odmówiły wielokrotnie odbioru zamówionych
maszyn po tym jak wojskowi inżynierowie znaleźli w różnych częściach samolotów
porzucone narzędzia czy poprodukcyjne odpadki.
Choć aktualna kwestia dotycząca jakości produkcji
boeingów 787 jest jeszcze niewyjaśniona i wszelkie doniesienia opierają się na
publikacji New York Times to niepokojący wydaje się fakt, że zarzuty przeciwko
Boeingowi wysnuwają pracownicy fabryki oraz były inżynier odpowiedzialny za
jakość procesów wytwarzania samolotów w zakładach w North Charlestown. Sam
producent stoi twardo na stanowisku, które prezentuje od lat i zaprzecza
doniesieniom nowojorskiej gazety, broniąc tym samym swoich standardów jakości i
pracowników. Na wszelkie ostateczne wnioski należy zaczekać aż do czasu
zakończenia śledztw prowadzonych przez niezależne instytucje państwowe i
niepubliczne. Istotne wydaje się też to jak będą wypadały boeingi 787 podczas
szczegółowych przeglądów z demontażem wewnętrznej zabudowy po dłuższym czasie w
służbie u poszczególnych operatorów. Być może okaże się, że przypadki
niedokładnego montażu były naprawdę jednostkowe i choć nigdy nie powinny się
one zdarzyć to łatwiej będzie wytłumaczyć fakt ich zaistnienia niż gdyby były
nagminne.
fot. mat. prasowe