Od 22 grudnia ub. roku w USA zawieszone jest funkcjonowanie wielu rządowych instytucji, tzw. „government shutdown”. Fakt ten nie jest obojętny dla amerykańskiego lotnictwa. Problemy odczuwają pasażerowie, jak również firmy z branży lotniczej.
Amerykański senat nie jest w stanie przegłosować prowizorium budżetowego przez konflikt interesów z prezydentem USA. Chaos trwa już niemal trzy tygodnie. Donald Trump nie potrafi się porozumieć w sprawie wydatków na bezpieczeństwo narodowe z demokratami, mającymi od 3 stycznia br. większość w Izbie Reprezentantów. "Government shutdown" powoduje, że wszyscy zatrudnieni przez rząd nie otrzymują pensji, a efektem są zwolnienia chorobowe i notoryczne niestawianie się do pracy przez pracowników.
Wpływ na lotnictwo
Obecna sytuacja wpływa negatywnie na branżę lotniczą: od
czarterowego przewoźnika NetJets, który nie może odebrać nowych samolotów, aż po
samego europejskiego producenta samolotów – Airbusa. Poszkodowane są nie tylko
przedsiębiorstwa, ale również pracownicy linii lotniczych, osoby zatrudnione przez
rządowe organizacje lotnicze oraz pasażerowie w USA. Producenci nie mogą dostarczyć swoich nowych maszyn, a przewoźnicy nie są w stanie ich odebrać. Linie lotnicze skarżą się też na mniejszą liczbę podróżujących od czasu zawieszenia rządu federalnego. Samych pasażerów mogą czekać wydłużone kolejki, a loty mogą zostać odwołane.
Wspominany NetJets, jeden z największych operatorów prywatnych samolotów, nie jest w stanie
odebrać nowych maszyn. Aby bowiem móc wprowadzić nowy model do użytku niezbędna jest
inspekcja i certyfikacja pracowników Federalnej Administracji Lotniczej (FAA)., co w obecnej sytuacji jest to niemożliwe. Airbus z kolei musiał
wstrzymać proces certyfikacji nowych technologii w USA. Efektem są opóźnienia
w dostawach i brak postępów w programach lotniczych, a pewne patenty nie
mogą być certyfikowane.
Również American Airlines od początku zawieszenia działania rządu federalnego czeka na odbiór swoich dwóch boeingów 737 MAX 8.
Skutki "shutdownu" odczują również pasażerowie podróżujący do lub z USA. Około 10
tys. kontrolerów lotniczych i 51 tys. ochroniarzy na
amerykańskich lotniskach nie otrzymuje pensji, pomimo obowiązku pracy. Niestety nie każdy z pracowników stosuje się do tego nakazu. Na
lotniskach zwiększają się kolejki do kontroli bezpieczeństwa spowodowane
brakiem personelu. Rządowa agencja, zajmująca się bezpieczeństwem zaprzecza jednak tym doniesieniom. Według ich obliczeń zaledwie 0,2 proc. pasażerów
spędziło w kolejce więcej niż 30 minut.
Gorzej wygląda sytuacja kontrolerów ruchu, którzy również zostali zobowiązani do wykonywania swoich obowiązków mimo braku wynagrodzeń. Dodatkowo blisko 1,9 tys. z nich znajduje się w wieku emerytalnym, co może być czynnikiem zachęcającym do rezygnacji z pracy, a to może mięć jeszcze bardziej negatywnych skutków dla branży lotniczej.
- Nie jestem w stanie
powiedzieć jak długo ci ludzie będą pracować, jeżeli nie będą dostawać pensji - powiedział Paul Rinaldi, prezes Krajowego
Związku Kontrolerów Ruchu Lotniczego w USA.
Trump otrzymał list od największego amerykańskiego związku zawodowego pilotów, w którym jego autorzy podkreślają jakie zagrożenie niesie za sobą aktualna sytuacja
w Stanach Zjednoczonych.
Wśród pracowników, którzy nie mają obowiązku pracy są inspektorzy federalnej agencji lotnictwa USA. Ich
zadaniem jest wyrywkowa kontrola uprawnień pilotów turystycznych. Piloci samolotów general aviation nie
podlegają obecnie weryfikacji pozwoleń, a to może prowadzić do groźnych
konsekwencji.
Dodatkowo nie funkcjonuje obecnie komisja ds.
badania wypadków lotniczych. To opóźnia wyjaśnianie
okoliczności incydentów i wypadków. Na szczęście w ostatnim czasie nie doszło
do żadnego poważnego zdarzenia, które wymagałoby jej udziału.
fot. mat. prasowy