Felieton: Podążać za (nowo) modą
Ooo, hot oferta po polsku...
Choć w LOT można nabyć bilet w najtańszej taryfie za kilkadziesiąt złotych po kraju (i czasem do zachodnich sąsiadów), a za nieco ponad półtorej stówki już nawet w odległe zakątki iberyjskie, to jako pasażerowie takiego rejsu mamy do dyspozycji pełen serwis; brak także obostrzeń bagażowych ponad te, które obowiązują pozostałych pasażerów w klasach bynajmniej nie biznesowych. To cieszy, bo cena nierzadko wielokrotnie niższa niż u przewoźników nisko-kosztowych, a - jak wiadomo - tani przewoźnik za wszystko wokół każe sobie płacić dodatkowo.
...przecena po norwesku
Norwegian wprowadził właśnie promocję zwaną PRZECENOLOT. Nie wiem, czy pobrał szkołę u speców z Ryanaira, którzy za jedną z metod marketingowych obrali sobie wyszydzanie innych linii, zwłaszcza tzw. tradycyjnych. Nie wiem także, czy może zupełnie odwrotnie - powinienem dopatrywać się u marketingowców ze Skandynawii dobrych uczynków? Przecież nazwa promocji, jakby nie patrzeć, nierozerwalnie (dosłownie, patrząc na pisownie) wiąże się z naszym narodowym przewoźnikiem. I może ich celem, pełnym wartości, jest promocja tejże właśnie linii lotniczej?
Wspomniałem o kosztach dodatkowych, tak rozróżniających linie tzw. tanie od tych powszechnie uznawanych za „nietanie”. Dotyczy to także wywołanego do odpowiedzi norweskiego przewoźnika, który choćby za bagaż rejestrowany kasuje - niewiele, w porównaniu z konkurentami - bo jedyne 30 zł.
Prekursorem być...
W związku z powyższym nasuwa się kilka pytań: dlaczego w reklamach najnowszej oferty nie ma choćby małej gwiazdeczki? Gwiazdeczki, która odesłałaby nas do drobnego druczku, który jedynie słuszną nowomową poinformowałby nas, że oferta nie zawiera WCENObagażu?
Dlaczego Norwegian się tym razem nie pochwali, że FOTELOwybór to oferta obwarowana również koniecznością zapłaty trzech dyszek? Dlaczego VISOpłatność, MASTERmyto czy DINERStax to koszt 20 zł?
I jeszcze jedno - freeSMS to wyjątkowo gratisowa (w Norwegian) usługa, za którą konkurenci z segmentu low-cost każą sobie płacić. Dlaczego tego przewoźnik nie uwypukla w reklamach? Czyż szereg zaprezentowanych, jakże ostatnio modnych słowo(s)tworków, nie upiększyłby całej akcji promocyjnej?
Pytanie ostatnie, takie ogólne: kto (lub co) jest prekursorem nowych zjawisk w języku polskim, odnajdywanych niemalże hurtowo w marketingu? Może Lalka Prusa?