Jak Ryanair reklamuje Polskę?
Po co ta gra słówek - nie wiadomo, choć to nie nowość. Co mają worki, wujowie i genitalia z Bydgoszczą, Gdańskiem czy Wrocławiem - też nie wiadomo. Nie wiadomo także, czy to tak naprawdę odnosi się do Polaków, czy do... Ryanair'owców?
I choć tytuł naszego tekstu odnosi się do faktu, że irlandzki przewoźnik na łamach swojego kulturalnego, podniebnego periodyku promuje Polskę, to mimo wszystko mamy wątpliwości. Czy aby w tych urokliwych stwierdzeniach, redaktorzy magazynu się nie chwalą własnymi cechami? Po namyśle - wątpimy - gdyż aż tak samokrytyczni chyba nie są.
Guru "irlandzkiej myśli biznesu", ostatnio także na froncie polityki w ferworze przepychanek z Traktatem Lizbońskim, swego czasu objawił swoje zainteresowanie fizjonomią człowieka (męską zwłaszcza); konkretnie, to tym, jak to wykorzystać, aby zarobić.
Nie kto inny, jak Michael O'Leary właśnie, obiecywał seks oralny męskiej części pasażerów na pokładzie swoich przyszłych transatlantyckich rejsów. Wówczas jednak, powstrzymał się od użycia słów na ch... Czy autorem tegoż sloganu jest również ten "mistrz PR we flanelowej koszuli", nie wiemy.
Jedyne, co pocieszające to fakt, iż nie zrobiono błędu. Przecież 99 procent polskich graficiarzy, zdobiąc polskie mury i ściany kwiecistymi sloganami, oszczędzają farbę i owe słowo piszą rozpoczynając od literki h...
Ciekawe też czy samorządowcy Bydgoszczy, Gdańska i Wrocławia zdają sobie sprawę na co idą grube miliony przeznaczane na "reklamę" na nośnikach Ryanaira.
, Paweł Cybulak