airBaltic podkupuje polskich pilotów
Linie lotnicze airBaltic zatrudnią w tym roku ponad 100 nowych pilotów. Kandydatów do pracy szukają także w Warszawie. Ofertą łotewskiego przewoźnika jest zainteresowana część pilotów samolotów PLL LOT.
Reklama
- W tej chwili airBaltic zatrudnia ponad 300 pilotów z 25 różnych krajów europejskich. Ponieważ linie lotnicze kontynuują swój wzrost, w 2018 r. planują zatrudnić ponad 100 dodatkowych pilotów - czytamy w komunikacie prasowym przewoźnika.
W poszukiwaniu przyszłych pracowników w ubiegłym tygodniu airBaltic zawitał także do Warszawy z inicjatywą "Pilot Open Days". Na dwóch spotkaniach, które miały miejsce w środę 11 kwietnia br., zainteresowane osoby miały szansę poznać ofertę zatrudnienia łotewskiego przewoźnika oraz uzyskać bezpośrednie informacje od starszych stopniem pilotów airBaltic jak również od przestawicieli przewoźnika odpowiedzialnych za proces rekrutacji oraz treningu.
Przedstawiciele przewoźnika zapewniają, że impreza spotkała się ze sporym zainteresowaniem potencjalnych kandydatów.
- Inicjatywa The Open Days w Polsce zgromadziła znaczące zainteresowanie ze strony miejscowych pilotów. W porannej i popołudniowej sesji brało udział ponad 40 osób - czytamy w oświadczeniu biura prasowego airBaltic dla Pasazer.com.
Niemal na pewno wśród osób zainteresowanych pracą w airBaltic są piloci PLL LOT. Szczególnie chodzi o pilotów zatrudnionych na umowy cywilnoprawne, czyli około 200 na 500 wszystkich pracowników na tych stanowiskach, w tym o wszystkich pilotów bombardierów Q400, informuje Gazeta Wyborcza.
Zatrudnianie na podstawie umów cywilnoprawnych funkcjonuje w LOT od dłuższego czasu. W 2014 r. powstała spółka-córka przewoźnika, Lotnik 1, której głównym zadaniem jest właśnie taka forma współpracy z załogami. W sierpniu 2016 r. GW informowała, że polski przewoźnik planuje zwiększać skalę zatrudnienia na podstawie tych umów.
- Zatrudnianie na umowach cywilnoprawnych nie jest sposobem na oszczędzanie. Dzięki nim jesteśmy w stanie zaproponować konkurencyjną ofertę zarobków. Nie ma to wpływu na stabilność zatrudnienia, bo warunki umów są takie same - mówił wtedy Adrian Kubicki, rzecznik prasowy LOT cytowany przez dziennik.
Piloci potwierdzają, że osoby zatrudnione na podstawie umów cywilnoprawnych zarabiają tyle samo. Jednak pozbawione są praw wynikających z kodeksu pracy, co nie jest na rękę pracownikom, którzy skarżą się, że choć mają tyle samo obowiązków co ich koledzy i koleżanki zatrudnieni na umowę o pracę, to nie mogą liczyć na te same przywileje oraz ochronę kodeksową.
Skargi na temat wysokości zarobków płyną natomiast ze strony pilotów bombardierów. Wszyscy ci piloci zatrudnieni są na umowach cywilnoprawnych i wskazują, że płaci się im jedynie za lot, a nie za oczekiwanie na lotnisku. Dodatkowo piloci Dashy narzekają, że LOT mało im płaci w przypadku, kiedy z przyczyn rozkładowym muszą nocować poza domem. Szanse na wypracowanie płatnych godzin i zdobycie nalotu jeszcze bardziej się kurczą, gdy na trasach rozkładowo wykonywanych bombardierami Q400, Dashe podmieniane są na inne maszyny.
Wszystko to powoduje, że piloci bombardierów Q400 są ogólnie niezadowoleni z warunków pracy, przekonuje Wyborcza.
-
Nie ma bardziej sfrustrowanej grupy pilotów w LOT niż my. Nie znam ani jednego, który byłby zadowolony z pracy - przekonuje jeden z rozmówców gazety.
Sugestie o tym, że piloci Dashy są niezadowoleni z pracy odrzucają przedstawiciele przewoźnika.
-
Przeciwnie, to wyjątkowo zmotywowana i chętna do dialogu grupa pilotów, która zgłasza nam swoje uwagi, a my je uwzględniamy - mówi Kubicki, cytowany przez Gazetę Wyborczą.
airBaltic stara się, by sama możliwość zgłaszania uwag oferowana pilotom Dashy LOT nie wystarczyła by zatrzymać ich firmie i oferuje im coś, na co w tej chwili nie mogą liczyć latając dla narodowego przewoźnika - umowy o pracę.
- Nasze linie lotnicze podpisują umowy o zatrudnienie bezpośrednio ze swoimi pracownikami - potwierdza airBaltic.
Na spotkaniu w Warszawie łotewski pracodawca kusił pilotów również konkurencyjnym wynagrodzeniem.
- Podobnie jak w innych krajach, także w Polsce airBaltic zaoferował potencjalnym pilotom spółki poprawioną ofertę. airBatlic stara się, by wszyscy piloci otrzymywali motywujące do pracy wynagrodzenie. Biorąc pod uwagę rozwój firmy oraz zmiany zachodzące na rynku pracy pilotów, w tym roku airBaltic podnosi swój system wynagrodzeń o ponad 20 proc., dzięki czemu praca w firmie staje się jeszcze atrakcyjniejsza - informuje biuro prasowe przewoźnika.
Biorąc pod uwagę solidne wzrosty przewozowe odnotowywane przez airBaltic, jak również dobre wyniki finansowe przewoźnika, linie lotnicze z Łotwy jawią się jako pewny pracodawca. Nie bez znaczenia jest też fakt, że airBaltic, podobnie jak LOT, jest operatorem bombardierów Q400, co powoduje że polscy piloci tych maszyn mogą bardzo szybko zasiąść za sterami samolotów w barwach łotewskiego przewoźnika. Potencjalni piloci mogą też liczyć na finansowane przez airBaltic szkolenia na inne typy samolotów, w tym na nowoczesne bombardiery CS300. Właśnie te samoloty mają być docelowo jedynym typem maszyn we flocie airBaltic.
Do tego linie lotnicze z Łotwy dodają możliwość korzystania z licznych przywilejów.
- Poza wynagrodzeniem, airBaltic pokrywa koszty wszyskich niezbędnych szkoleń, koszty badań zdrowotnych, jak również wszystkie inne wydatki związane z wykonywaniem pracy, koszty ubezpieczenia zdrowotnego, oferuje płatne urlopy oraz ubezpieczenie na wypadek utraty licencji pilota. airBaltic oferuje także takie przywileje jak nielimitowane bilety na trasie do domu, bilety na podróże w celach wypoczynkowych oraz w ciągu pierwszych miesięcy zatrudnienia pokrywa koszty wynajmu mieszkania - wylicza airBaltic.
Dla wielu polskich kandydatów kluczowe znaczenie może mieć fakt, że Ryga, Tallinn oraz Wilno, czyli miasta z których łotewski przewoźnik wykonuje swoje operacje, znajdują się w niedalekim sąsiedztwie naszego kraju, co znacząco może zmniejszyć czas rozłąki z rodziną. Tę korzyść chętnie podkreślają także przedstawiciele airBaltic.
- W tej chwili tylko jeden pilot z Polski pracuje dla airBaltic, jednak biorąc pod uwagę dużą liczbę codziennych lotów pomiędzy Warszawą i Rygą, uważamy że polscy piloci mogliby z łatwością pogodzić życie zawodowe z rodzinnym - przekonują pracownicy airBaltic.
Drenowanie polskiego rynku pilotów przez airBaltic jest złą wiadomością dla PLL LOT. Bezpośrednim, najbardziej palącym problemem jest to, że polski przewoźnik może stracić część załóg kokpitowych. Niedawno zarząd LOT zorganizował pierwsze od lat spotkanie z pilotami bombardierów Q400 w ramach “bieżącej wymiany informacji”, co świadczy o tym że władze przewoźnika dostrzegają ryzyko odpływu pilotów i chcą zapewnić im jak najlepsze warunki, tak by skłonić do kontynuowania współpracy.
-
Zarząd chyba trochę się przejął rekrutacją w airBaltic, skoro chciał się z nami spotkać. Ale to spotkanie to była lipa. Chcieliśmy porozmawiać o problemach, a nikt nas nie słuchał ani nie zanotował nawet jednego naszego pytania. A ktoś na koniec jeszcze rzucił: „Wszyscy przecież nie odejdziecie” - relacjonuje spotkanie jeden z pilotów Dashy w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Przykłady z ostatnich miesięcy pokazują, że brak pilotów jest realnym problemem z którym coraz częściej muszą się mierzyć linie lotnicze. W ubiegłym roku podkupywanie pilotów przez konkurencyjnego Norwegiana doprowadziło do odwołań tysięcy lotów linii lotniczych Ryanair. W tym roku brak wystarczającej liczby załóg kokpitowych powoduje, że nawet tak potężny przewoźnik jak linie lotnicze Emirates zmuszony jest redukować liczbę swoich połączeń.
Komentarz
Przez lata LOT musiał konkurować z liniami niskokosztowymi - ich niskie koszty działalności wynikają m.in. ze stosowania umów cywilnoprawnych i gorszych warunków dla załóg. Dlatego trudno jednoznacznie krytykować LOT za szerokie stosowanie umów B2B. Warto jednak zauważyć, że taka strategia konkurencji z low-costami, w dzisiejszych czasach, gdy rynek pracy pilotów staje się coraz bardziej rynkiem pracowników a nie pracodawców, może okazać się krótkowzroczna.
Przez pewien czas wydawało się, że zmiany na lotniczym rynku pracy związane z rosnącym popytem na wykwalifikowanych pilotów nie dotyczą naszego regionu. Kampania rekrutacyjna prowadzone przez airBaltic pokazuje jednak, że ta stabilność na rynku pracy pilotów może odejść do lamusa. W tej chwili zarówno LOT, jak i airBaltic mają apetyt na rozwój siatki połączeń. Do zapewnienia tego rozwoju niezbędne jest pozyskanie wystarczającej liczby załóg. Jeżeli liczba pilotów na rynku nie ulegnie zwiększeniu, bardzo szybko doprowadzi to do sytuacji w której obie linie lotnicze będą musiały walczyć o każdego wykwalifikowanego pilota. W tym konflikcie przewoźnik oferujący słabsze warunki zatrudnienia będzie stali na gorszej pozycji. Co więcej, nie wykluczone, że za przykładem airBaltic pójdą inne linie lotnicze w regionie, które także będą się starały podkupywać pilotów z Polski.
W tej chwili mówiąc o planowanym rozwoju przedstawiciele LOT często wspominają o planach flotowych. Warto jednak pamiętać, że dużo łatwiej i szybciej jest pozyskać samolot, niż w pełni wyszkolonego pilota. Co więcej, w obecnych czasach pilotów można bardzo łatwo stracić na rzecz konkurencji, o czym w ubiegłym roku boleśnie przekonał się Ryanair.
Ta sytuacja powoduje, że zarząd LOT stoi przed nie lada wyzwaniem. Z jednej strony osiągany przez przewoźnika zysk wypracowywany był do tej pory m. in. dzięki niskim kosztom pracy. Zaproponowanie pilotom korzystniejszych warunków, a tym samym znaczące podniesienie kosztów działalności, może odbić się na dochodowości linii lotniczych. Z drugiej strony w obliczu konkurencji na rynku pracy LOT ryzykuje, iż pomijając potrzeby pilotów może doprowadzić to tego, że jego oferta zatrudnienia pod względem atrakcyjności będzie przegrywała na rynku pracy i z czasem zabraknie osób do pilotowania samolotów polskiego przewoźnika. Tym samym ambitne plany rozwoju linii mogą napotkać poważną przeszkodę.
fot. Piotr Bożyk, airBaltic