Jet Air (prawie) żegna się z Bydgoszczą
To istotny i niespodziewany cios
Kopenhaga, Wiedeń czy Łódź to kierunki z Bydgoszczy, które odchodzą do lamusa. Nie polecimy stąd także do Poznania, Krakowa czy Gdańska, choć to ostatnie połączenie było tylko wakacyjną propozycją, a dwa pierwsze z siatki połączeń zniknęły wcześniej, z nadzieją na ich powrót. Płonną, jak się okazało.
Niestety - rachunek ekonomiczny ponad wszystko. Jet Air to firma, a tej zadaniem jest przynosić zyski. W przypadku tak małej, jak na tę branżę jednostki, ostrożność wskazana tym bardziej.
Wyniki mizerne, apetyt większy
Miesięcznie samoloty przewoźnika obsługiwały w Bydgoszczy około tysiąca pasażerów - a to o około 25 procent za mało, aby linia utrzymała swoją dosyć ciekawą ofertę z portu Paderewskiego. Współczynnik wypełnienia i tak małych maszyn, oscylował w granicach 40-50 procent.
Znawcy branży, jak i sami przedstawiciele przewoźnika zaznaczają, że "rynek bydgoski" nie jest bogaty w potencjalnego pasażera, który wywodzi się z "kadry zarządzającej" - a na takich głównie klientów nastawione są linie Jet Air. Siatka przewoźnika także tworzona jest pod biznes (choć nie wyłącznie), mniej pod turystykę.
Co dalej?
Jet Air nie znika z Bydgoszczy totalnie. Pozostaje popołudniowy rejs do Warszawy z zapewnieniem, że jeśli tylko "coś się ruszy", połączenia będą dwa.
A samoloty, które zyskają dodatkową moc przerobową, skierowane zostaną na inne, być może nowe, nieznane jeszcze trasy: z Poznania, Gdańska bądź Krakowa.
Łatwo można zauważyć, że decyzja przewoźnika bardziej dotyka mocno zaskoczone (czego nikt nie kryje) samorządowe władze, niż przysłowiowego Kowalskiego. W mediach wszechobecny jest już lament polityków, którzy otwarcie mówią, że lotnisko i połączenia ze światem, to podstawowa karta przetargowa w rozmowach z inwestorami.
A miało być tak pięknie...
Jet Air z Bydgoszczą współpracuje niemal od zawsze. Pierwotnie jako podwykonawca LOT-u dowoził pasażerów do Warszawy. Gdy narodowy przewoźnik postanowił zlikwidować połączenie, Jet Air wzięły sprawę w swoje ręce - jak mogłoby się dotąd wydawać - z powodzeniem. Niestety model działania linii przechodzi - póki co mały - lifting. Czy podjęcie współpracy z fińskim przewoźnikiem to dowód, że z wożeniem własnych pasażerów nie jest najlepiej?
Zastanawiamy się tylko jak to możliwe, że przewoźnik lata jeszcze z Babimostu. Być może lubuscy samorządowcy, są w stanie zapłacić więcej za wożenie powietrza, niż ci z Kujaw.
Połączenia z Bydgoszczy od jesieni ogranicza także irlandzki przewoźnik, tanie linie Ryanair. Nie jest żadną tajemnicą, że tutejsze władze płacą Irlandczykom swoisty haracz - bądź co bądź to "być albo nie być" dla lotniska w Bydgoszczy.