Felieton: Radom - nie marnujmy publicznych pieniędzy
Zainwestowanie co najmniej 500 mln zł w rozbudowę lotniska w Radomiu, aby stało się niskokosztowo-czarterowym portem dla Warszawy, nie ma najmniejszego sensu. Te same środki można wydać o wiele efektywniej.
Na razie
oficjalnie nikt nie potwierdza, że istnieje państwowy plan przejęcia lotniska w
Radomiu i rozbudowania go za środki publiczne, prawdopodobnie PPL. Ale dyrektor
tego przedsiębiorstwa w niedawnym wywiadzie przyznał, że nie ma nadziei na
szybkie rozwiązanie sporu między akcjonariuszami w Modlinie, który blokuje
rozbudowę tego portu. Dodał, że w takiej sytuacji konieczne mogą okazać się
inwestycje w inny port, bo Lotnisko Chopina się zapycha.


Skądinąd wiadomo,
że Radom jest pierwszym kandydatem jako ten "inny port".
W interesie
każdego jednego podatnika w Polsce, także tych z Radomia, powinno być jednak
zablokowanie tej inwestycji.
Port lotniczy w
Radomiu pod żadnym względem nie stanowi bowiem oferty atrakcyjnej dla pasażerów
z Warszawy, a biorąc pod uwagę, że w praktyce należałoby tam zbudować lotnisko
niemal od nowa, te same środki można zainwestować znacznie efektywniej nie
tylko w Modlinie.
O tym, dlaczego Radom jest złym pomysłem, będziemy pisać długie i fachowe teksty. Ale teraz będzie w formie felietonu napisanego przez autora, który: nie jest z Warszawy ani nawet z Mazowsza i od jakiegoś czasu tylko okazjonalnie bywa w stolicy, szczerze nie znosi korzystać z lotniska w Modlinie, jest przeciwnikiem transportu drogowego i ma świadomość ograniczonych (łamane na "nieistniejących") możliwości rozwoju Lotniska Chopina.
Na początek dwa założenia, z którymi można, ale nie powinno się dyskutować - Warszawa potrzebuje drugiego, niskokosztowego lotniska, a Lotnisko Chopina jest bliskie kresu możliwości rozbudowy i niewiele więcej da się z nim zrobić. To wprost prowadzi do wniosku, że rozbudować należy inne lotnisko w rejonie Warszawy. Dzisiejszy Modlin nie wystarczy, bo też dobija już do granic przepustowości.
Do wyboru jest zatem: rozbudowa Modlina, rozbudowa Radomia, wykorzystanie Łodzi lub przystosowanie do ruchu cywilnego jeszcze innego lotniska, np. w Mińsku Mazowieckim lub Sochaczewie.

Każda z tych opcji jest obarczona problemami. W Modlinie nie mogą dogadać się akcjonariusze, a że to spór polityczno-finansowy, to szanse na jego rozwiązanie za bardzo nikłe. Łódź jest zbyt daleko od Warszawy, aby formalnie należeć do tej samej konurbacji, a do portu lotniczego nie ma dobrego dojazdu ze stolicy. Nowe lotniska to konieczność dogadania się z wojskiem i podjęcia bardzo skomplikowanej formalnie i politycznie decyzji.
Drogą eliminacji okazuje się, że w Radomiu inwestycję przeprowadzić byłoby pewnie najłatwiej. Właściciel lotniska, czyli miasto, desperacko szuka inwestora i ruchu lotniczego. Dla rządu to też polityczna okazja na pokazanie działania w kierunku "rozwoju Polski B", a przy okazji odbicie prezydentury Radomia. Za inicjatywą przemawia też bliskość zakładów państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Ale pójście po linii najmniejszego oporu rzadko oznacza najlepszą drogę i tak właśnie jest w tym przypadku.
Wystarczy nadmienić dwa czynniki: dojazd i potrzebne inwestycje.
Radom jest położony ponad 100 km na południe od centrum Warszawy, dwukrotnie dalej niż Modlin. Dojazd drogowy do tego lotniska też trwa dwukrotnie dłużej niż do Modlina. To oczywiście zależy od tego skąd i kiedy jedziemy - w godzinach szczytu trasa na Modlin się korkuje, ale wylotówka na Radom też. Z Białołęki czy centrum znacznie łatwiej dojeżdża się do Modlina, z biurowego Mordoru na Mokotowie w godzinach szczytu transfer na obydwa lotniska trwałby pewnie tak samo długo. A szybciej powstanie ekspresówka do Radomia niż do Modlina.
Ale to tylko dojazd drogowy, najmniej ekologiczny, o najmniejszej przepustowości i najbardziej zawodny. Wystarczy wypadek na trasie i zamiast godzinę będziemy jechać dwie.
A dojazd kolejowy - choć brak bocznicy pod terminal w Modlinie jest gigantycznym problemem tego lotniska - przemawia zdecydowanie na niekorzyść Radomia. Po zakończeniu modernizacji linii kolejowej z Warszawy do Radomia w 2021 r. do samego miasta będzie się jechało ok. 70 minut, czyli więcej niż trwa łączony kolejowo-autobusowy dojazd do Modlina. A do tego czasu tam też może powstać bocznica do terminala.
W Radomiu potrzeba nieco mniej kilometrów nowej linii do terminala, ale w Polsce budowa nawet paruset metrów nowej linii kolejowej często wlecze się latami, więc absolutnie nie znaczy to, że to prosta inwestycja. Do tego radomska bocznica do lotniska jest wytyczona w taki sposób, że może łączyć się albo z linią na Warszawę z pominięciem stacji w samym Radomiu, albo z kolei z miastem, ale wtedy połączenie z Warszawą będzie wymagało przesiadki lub zmiany czoła pociągu. Kolejne 10-15 minut w plecy.
Taki dojazd nigdy nie będzie konkurencyjny ani efektywny dla pasażerów z Warszawy.
Rozbudowa Radomia na pewno nie będzie też tańsza niż w Modlinie. Choć nie trzeba tam budować nowego pasa, to całą resztą, od nowego terminala po urządzenia nawigacyjne już tak. W Modlinie też potrzebne są daleko idące inwestycje, wraz z docelowo budową nowego pasa, ale jednak istnieje już infrastruktura do obsługi ok. 3 mln pasażerów rocznie. To o ok. 2,98 mln więcej niż odprawi w tym roku Radom. A do tego lotnisko w Radomiu jest położone blisko centrum ponad 200-tysięcznego miasta i w przypadku wzrostu ruchu prędzej czy później zostałoby objęte ograniczeniami hałasowymi, których w Modlinie nie ma.

Lotnisko w Radomiu może być atrakcyjnym portem wylotowym dla południowego Mazowsza czy Kielc. Jeśli władze miasta i np. sąsiedniego, pozbawionego własnego lotniska województwa świętokrzystkiego uznają, że potrzebują portu - niech skonstruują odpowiedni biznesplan i wygospodarują własne środki na finansowanie i rozbudowę portu.
Ale inwestowanie potężnych pieniędzy z budżetu centralnego lub PPL-u w Radom jako port lotniczy dla Warszawy, nie mówiąc o obsługiwanej obecnej przez Modlin Polsce północno-wschodniej, to po prostu marnotrawstwo środków sprzeczne z interesem wszystkich podatników, także tych z Radomia.