Czy piloci boją się latać za ocean?
Reklama
Po ostatnich katastrofach czy incydentach, związanych z lotami długodystansowymi, w mediach rozgorzała burza na temat... burz. Zarówno światowe tytuły, jak i nasze krajowe pozycje - gazety, portale, stacje telewizyjne - solidarnie podgrzewają i tak gęstą atmosferę.
"Dziennik" powołuje się na rozmowę z przerażonym pilotem LOTu: – Boję się latać przez Atlantyk. Dlaczego? Z powodu wyjątkowo silnych burz, które przechodzą nad oceanem – donosi "tajemniczy", rzecz jasna, pilot.
Ten sam pilot pasażerskich odrzutowców, z kilkunastoletnim stażem pracy w PLL LOT, dodaje, że prowadzenie samolotu jest bardziej niebezpieczne niż jeszcze kilka lat temu. Składają się na to dwa czynniki: pogoda i coraz większe fronty burzowe oraz słaba kondycja finansowa linii lotniczych, dla których opóźnienie lub odwołanie lotu jest potężną stratą finansową. – Dlatego na pilotach spoczywa ogromna presja, aby wykonali lot nawet w ciężkich warunkach – stwierdza pilot.
Rozmówca "Dziennika" zauważa także, "uspokajając" nieco czytelników, że piloci jednak zachowują zdrowy rozsądek i nie patrzą w sytuacjach poważnego zagrożenia na kasę firmy. I dlatego też, stosunkowo niedawno, kapitan samolotu naszego narodowego przewoźnika, lecącego z Toronto do Warszawy, zawrócił. Powodem była szalejąca burza, która, jak się dziś dowiadujemy (z wszechwiedzących mediów), rozpędziła samolot LOTu niemal do prędkości dźwięku.
Zastanawiający jest fakt, z jakich pobudek piloci opowiadają takie rzeczy w mediach. Ludzie - laicy, dla których podróż samolotem jest przeżyciem stresującym ponad wszystko inne, w mig "łapią" i przyswajają takie "kwiatki". – Drążki sterownicze trzęsły się niemiłosiernie i nawet pilotując samolot we dwóch, nie dawaliśmy rady ich opanować. Tylko dzięki profesjonalizmowi stewardes na pokładzie nie wybuchła panika. Powiedzieliśmy pasażerom, że to niewielka burza i zaraz ją miniemy. A tak naprawdę walczyliśmy o życie – opowiada rozmówca gazety. Dodaje, iż panicznie boi się latać za ocean. Brawo.
– Jak się nie boisz, to albo jesteś głupi, albo nie rozumiesz ryzyka. Mam za sobą wiele tysięcy godzin w powietrzu i wiem, że może się zdarzyć wszystko. Młodzi piloci, tacy około trzydziestu paru lat, tego nie wiedzą. My nazywamy ich technikami pilotażu. Znają doskonale dwa języki i świetnie obchodzą się z komputerami – puentuje rozmówca "Dziennika", dając niejako do zrozumienia, że "żółtodzioby" nie potrafią nic więcej.
Ręce opadają. Zastanawiam się, czego gratulować dziennikarzom "Dziennika" - wybujałej wyobraźni i talentu do pisania baśni, czy detektywistycznych zdolności w poszukiwaniu wylewnych, przerażonych i jakże doświadczonych pilotów LOTu. Jedno i drugie równie prawdopodobne.
"Lot przez Atlantyk stanie się horrorem" - pomysłu na tytuł też gratulujemy. A pilotowi szeroko rozumianego profesjonalizmu. Bo ten nie objawia się tylko i wyłącznie w sterowaniu samolotem.
"Dziennik" powołuje się na rozmowę z przerażonym pilotem LOTu: – Boję się latać przez Atlantyk. Dlaczego? Z powodu wyjątkowo silnych burz, które przechodzą nad oceanem – donosi "tajemniczy", rzecz jasna, pilot.
Ten sam pilot pasażerskich odrzutowców, z kilkunastoletnim stażem pracy w PLL LOT, dodaje, że prowadzenie samolotu jest bardziej niebezpieczne niż jeszcze kilka lat temu. Składają się na to dwa czynniki: pogoda i coraz większe fronty burzowe oraz słaba kondycja finansowa linii lotniczych, dla których opóźnienie lub odwołanie lotu jest potężną stratą finansową. – Dlatego na pilotach spoczywa ogromna presja, aby wykonali lot nawet w ciężkich warunkach – stwierdza pilot.
Rozmówca "Dziennika" zauważa także, "uspokajając" nieco czytelników, że piloci jednak zachowują zdrowy rozsądek i nie patrzą w sytuacjach poważnego zagrożenia na kasę firmy. I dlatego też, stosunkowo niedawno, kapitan samolotu naszego narodowego przewoźnika, lecącego z Toronto do Warszawy, zawrócił. Powodem była szalejąca burza, która, jak się dziś dowiadujemy (z wszechwiedzących mediów), rozpędziła samolot LOTu niemal do prędkości dźwięku.
Zastanawiający jest fakt, z jakich pobudek piloci opowiadają takie rzeczy w mediach. Ludzie - laicy, dla których podróż samolotem jest przeżyciem stresującym ponad wszystko inne, w mig "łapią" i przyswajają takie "kwiatki". – Drążki sterownicze trzęsły się niemiłosiernie i nawet pilotując samolot we dwóch, nie dawaliśmy rady ich opanować. Tylko dzięki profesjonalizmowi stewardes na pokładzie nie wybuchła panika. Powiedzieliśmy pasażerom, że to niewielka burza i zaraz ją miniemy. A tak naprawdę walczyliśmy o życie – opowiada rozmówca gazety. Dodaje, iż panicznie boi się latać za ocean. Brawo.
– Jak się nie boisz, to albo jesteś głupi, albo nie rozumiesz ryzyka. Mam za sobą wiele tysięcy godzin w powietrzu i wiem, że może się zdarzyć wszystko. Młodzi piloci, tacy około trzydziestu paru lat, tego nie wiedzą. My nazywamy ich technikami pilotażu. Znają doskonale dwa języki i świetnie obchodzą się z komputerami – puentuje rozmówca "Dziennika", dając niejako do zrozumienia, że "żółtodzioby" nie potrafią nic więcej.
Ręce opadają. Zastanawiam się, czego gratulować dziennikarzom "Dziennika" - wybujałej wyobraźni i talentu do pisania baśni, czy detektywistycznych zdolności w poszukiwaniu wylewnych, przerażonych i jakże doświadczonych pilotów LOTu. Jedno i drugie równie prawdopodobne.
"Lot przez Atlantyk stanie się horrorem" - pomysłu na tytuł też gratulujemy. A pilotowi szeroko rozumianego profesjonalizmu. Bo ten nie objawia się tylko i wyłącznie w sterowaniu samolotem.