Gość Pasażera: Rafał Milczarski (LOT)

11 września 2017 09:30
36 komentarzy
Do 2023 r. będziemy mieli najniższe koszty jednostkowe wśród linii tradycyjnych, zbliżone do poziomu Ryanaira czy Wizz Aira - zapowiada w rozmowie z Pasazer.com Rafał Milczarski, prezes LOT-u.
Reklama
Rafał Milczarski, prezes LOT-u, w rozmowie z Dominikiem Sipinskim z Pasazer.com podkreśla, że przez półtora roku jego pracy w linii doszło do zmiany mentalności. Przewoźnik jest teraz firmą nastawioną na rozwój, oparty z jednej strony o ciągły wzrost skali działalności, a z drugiej - o dyscyplinę kosztową. Milczarski zapowiada, że w 2023 r. linia ma być co najmniej dwa razy większa, a równocześnie być europejskim liderem wśród linii tradycyjnych pod względem kosztów jednostkowych.

Prezes LOT-u podkreśla też znaczenie odbudowy floty średniej wielkości, poczynając od zmodernizowania wnętrz boeingów 737-400, przez świetnie spisujące się boeingi 737-800, po najnowsze MAX-y, które trafią do linii w listopadzie.

Milczarski zdradza także, skąd chce pozyskiwać pasażerów do nowego hubu w Centralnym Porcie Komunikacyjnym. Przyznaje, że do czasu jego uruchomienia przepustowość Lotniska Chopina jest jednym z największych ograniczeń dla LOT-u, ale zapewnia, że nie dojdzie do przeniesienia części tras np. do Modlina lub Łodzi.

Pasazer.com:
Panie prezesie, stoi już pan na czele LOT-u przez ponad półtora roku. Jaki to był okres dla linii?

Rafał Milczarski: Bardzo pracowity, ciężki, zaangażowany, ciekawy, efektywny.

Pasazer.com: I jakie są efekty tej ciężkiej pracy?

Rafał Milczarski: LOT jest już inną firmą, a będzie zupełnie inną po kolejnym półtora roku. LOT jest linią lotniczą, która rośnie, bez zewnętrznej dopłaty kapitału przez inwestora czy państwo, choć dopłaty przez państwo byłyby oczywiście niemożliwe ze względu na przepisy dotyczące pomocy publicznej. To firma, w której wreszcie jest nadzieja, że przed nami dobra przyszłość i że LOT będzie dobrym pracodawcą i dobrą firmą lotniczą nie tylko w perspektywie roku, ale 10 lat czy nawet kolejnych dziesięcioleci. Nastąpiła zmiana percepcji, jeśli chodzi o polskie lotnictwo, na którą LOT i to, co zrobiliśmy przez ostatnie półtora roku, miał wpływ. Mam przekonanie, że w tej firmie bardzo wiele się zmieniło, również pod względem podejścia do sprzedaży, a zmieni się jeszcze więcej.


Pasazer.com: Gdy dzieje się za dużo dobrego naraz, to łatwo przestać zauważać te zmiany, a nawet może zacząć się wydawać, że wcale nie jest ich tak dużo. Co jest według pana najważniejszą nowością?

Rafał Milczarski: Mnie jest zawsze trudno mówić o osiągnięciach, bo jestem naturalnie krytyczny wobec siebie i innych. Wymienianie sukcesów jest dla mnie zawsze trudne, ale gdyby mnie pan zapytał...

Pasazer.com: Co się więc nie udało?

Rafał Milczarski: Tu też trudno mi odpowiedzieć, bo mamy podejście, aby każdego dnia robić wszystko, co tylko się da. Niektóre sprawy na pewno mogły ułożyć się inaczej. Ale udało nam się na przykład coś fenomenalnego, czyli podpisanie po ciężkich negocjacjach umów na leasing finansowy dwóch boeingów 787-8 Dreamliner [odebranych w czerwcu i na początku lipca - red.]. To kolosalne oszczędności dla firmy, bardzo ważne dla naszej przyszłości.

Pasazer.com: Nowe samoloty dalekodystansowe to widoczny symbol rozwoju linii. A zatem - gdzie widzi pan LOT za pięć lat?

Rafał Milczarski: Widzę LOT jako dużo większą firmę, myślę, że ponad dwa razy większą, trwale zyskowną, z najniższym kosztem jednostkowym w Europie wśród linii tradycyjnych. Mam nadzieję, że w 2023 r. istotnie zbliżymy się do kosztów linii takich jak Ryanair czy Wizz Air, m.in. dzięki ujednoliceniu floty, bo zróżnicowanie floty to kolosalne koszty operacyjne, techniczne i organizacyjne. Ten problem wynika z tego, że samoloty w Locie dawniej wybierali nie ludzie odpowiedzialni za finanse, ale osoby, które dopasowywały maszyny do potencjału rynkowego w danym czasie. Ja jestem pragmatykiem, nie teoretykiem, dlatego moim marzeniem są trzy typy samolotów. Latać będziemy i tak wszędzie tam, gdzie będziemy potrzebować, bo w gruncie rzeczy różnica w kosztach na lot pomiędzy np. embraerami 195 a embraerami 175 nie jest aż taka wielka. Bierzemy przykład z przewoźników niskokosztowych i wiemy, że rynki można stymulować np. poprzez pulę tańszych biletów. Do tego dla nas liczy się efektywność łącznie z wpływem na przesiadki na trasy dalekodystansowe, nawet jeśli niektóre samoloty nie będą latały wypełnione w 100 proc.

Pasazer.com: Wspomniał pan o tym, że w firmie wiele się jeszcze zmieni. Co teraz was najbardziej ogranicza?

Rafał Milczarski: Przepustowość Lotniska Chopina...

Pasazer.com: Do tego jeszcze wrócimy. A wewnętrznie w firmie?

Rafał Milczarski: Największym wyzwaniem jest zmiana mentalności pracowników i całej firmy. Naszym celem jest mentalność komercyjnie efektywnego, agresywnego przedsiębiorstwa, gdzie w kolejce do efektywności trzeba być pierwszym. Myślę, że mamy niemałe sukcesy w wyzwalaniu tej zmiany.

Pasazer.com: Jak na tę zmianę wpływają związki zawodowe?

Rafał Milczarski: Zarząd LOT-u zamierza prowadzić tę firmę merytokratycznie, z uwzględnieniem otoczenia biznesowego i liczymy, że związki zawodowe odegrają tu znaczącą pozytywną rolę. Wsłuchujemy się w ich głos, ale proszę pamiętać, że ostateczne decyzje biznesowe leżą w gestii zarządu, bo to zarząd jest odpowiedzialny za stan firmy, którą kieruje. Jesteśmy blisko porozumienia ze związkami zawodowymi, ale mówiąc szczerze jestem zawiedziony tym, że ich władze nie akceptują naszych propozycji, które - w mojej ocenie - są bardzo dobre dla pracowników. Oczywiście chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że związki pod wieloma względami zachowują się odpowiedzialnie - w Locie na przykład od dawna nie było strajku i według mnie nie będzie. Mam wrażenie, że oni zauważają, że firma fundamentalnie się zmienia, ale równocześnie sami chcieliby stosować schematy sprzed wielu lat. W merytokracji nie liczą się poglądy, wiek czy płeć, tylko to, ile dany pracownik wkłada serca i umysłu w rozwój firmy. A ja za zbudowanie merytokracji w Locie jestem gotów zginąć, bo to najważniejsza sprawa. Przemiana tej firmy nie nastąpi jednak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - to długa, wyboista droga, ale na jej końcu jest wielka rzecz.

Pasazer.com: Jadąc zbyt szybko po takiej wyboistej drodze, łatwo urwać koło. Rozwój LOT-u nie jest bańką?

Rafał Milczarski: Zapewniam, że nam się nie urwie. Miejsca w samolotach się sprzedają, pasażerowie kupują bilety - jak więc może być bańką?


Pasazer.com: Teraz niemal wszystkie linie na świecie notują świetne rezultaty. Ale co będzie, jak cena ropy podskoczy znów do, powiedzmy, 100 dolarów za baryłkę? Czy LOT jest na to przygotowany?

Rafał Milczarski: Jesteśmy dobrze na to przygotowani, m.in. dzięki MAX-om z nowymi, bardziej oszczędnymi silnikami. Rozważamy też samoloty regionalne z nowymi technologiami silnikowymi. Do tego prowadzimy również hedging [czyli zakup w kontraktach terminowych - red.] paliwa. Jest to jednak hedging rozsądny, mamy racjonalną politykę hedgingową i nie podejmujemy niepotrzebnego ryzyka. Jesteśmy zakontraktowani na dwa lata do przodu, przy czym potrzeby na najbliższe sześć miesięcy mamy zabezpieczone w 60-80 proc., a na dwa lata do przodu - do 20 proc. To standardowa, krocząca metoda stosowana przez linie. Nie służy zarabianiu, ale ochronie przed negatywnymi skutkami wzrostu cen paliwa.

Pasazer.com: Powiedział pan, że jednym z największych wyzwań jest brak przepustowości Lotniska Chopina. Nie będę po raz kolejny pytał, po co budować Centralny Port Komunikacyjny, bo tej odpowiedzi udzielał już pan dziesiątki razy. Zapytam konkretnie - kogo i dokąd LOT chce wozić przez CPK?

Rafał Milczarski: Większość naszego ruchu na CPK będzie przesiadkowa, głównie zagraniczna. Będziemy wozić pasażerów z różnych miejsc świata, wszędzie tam gdzie będzie potencjał biznesowy, a więc krótko mówiąc perspektywa zysków. Lotnisko będzie budowane około 8 lat. Przez ten czas będziemy mieli nie lada wyzwanie, aby zmierzyć się ze wzrostem podaży. Wystarczy powierzchowna geopolityczna i makroekonomiczna analiza, by odpowiedzieć, na jakie rynki my się nastawiamy. To cała Europa Środkowa, część Europy Zachodniej, Azja, Ameryka Północna i być może trochę Ameryki Południowej i Afryki. Nie dolecimy do Australii.

Pasazer.com: Mówi pan o tym, że zmieszczenie waszego wzrostu na Lotnisku Chopina przez dziesięć lat będzie wyzwaniem. Lotnisko można nieco przebudować, ale całkowicie go się nie zmieni. Co można więc zrobić, aby pasażerowie podróżowali mimo coraz większego tłoku w odpowiednim komforcie, a lotnisko się nie zatykało?

Rafał Milczarski: Trzeba bardzo mądrze zarządzać przepustowością, a co za tym idzie, trzeba określić priorytety dla tego lotniska, a ja nie mam wątpliwości, że jest nim ruch hubowy. Z naszej strony możemy być efektywniejsi i krócej stać przy rękawach. Możemy lepiej współpracować z naszymi partnerami - agentami obsługi, Strażą Graniczną i innymi, aby zwiększyć efektywność. Musimy rezygnować z wszystkich zbędnych, czasem absurdalnych operacji, które tylko wydłużają niepotrzebnie czas postoju przy terminalu. Nie zakończyliśmy jeszcze szczegółowej analizy tego aspektu, ale jednym z przykładów jest zaangażowanie własnych sił do przygotowania samolotu do następnego rejsu. To efektywne, ale też zmniejsza ryzyko wystąpienia problemów wynikających ze współpracy z zewnętrznymi podmiotami i nie wymaga zwiększonych nakładów. Można też zwiększyć liczbę kluczowych elementów infrastruktury, ale to już pytanie do PPL. My płacimy na Lotnisku Chopina duże pieniądze i chcemy się na nim rozwijać.

Pasazer.com: Czy jednym z rozwiązań mogłoby być przesunięcie niektórych połączeń na inne lotniska, np. do Łodzi czy Modlina?

Rafał Milczarski: Nie, nie ma takiego planu. Nie mamy takich połączeń, które nie miałyby dużego udziału tranzytów - tak jest nawet w przypadku tras pozornie typowo wakacyjnych do Izraela czy Chorwacji.


Pasazer.com: Skoro już rozmawiamy o zatłoczeniu przy terminalu i samolotach - to jak spisują się nowe we flocie boeingi 737-800? Nie są to samoloty nowe, a sama konstrukcja, choć bardzo solidna, też nie jest rewolucyjna, choć dla LOT-u to duża zmiana.

Rafał Milczarski: W tym segmencie floty zrobiliśmy więcej, bo zaczęliśmy od doprowadzenia do lepszego stanu naszych boeingów 737-400. One mają takie same wnętrze jak nowe "osiemsetki". Wnętrze, czyli to, co widzą klienci, jest dużo bardziej schludne i nowoczesne. Mamy nowe, wygodne siedzenia. Z perspektywy klientów to też ważna zmiana, dziejąca się już od zeszłego roku. Oczywiście dużą nowością będą MAX-y, które otrzymamy pod koniec roku. Z "osiemsetek" jestem bardzo zadowolony, maszyny się sprawdzają, bez problemu dolatują do Astany i do wielu najważniejszych miast w Europie. Pozwalają nam zwiększyć dostępność miejsc, bo mają 186 foteli, o 24 foteli więcej niż "czterysetki".

Pasazer.com: Wspomniał pan o MAX-ach. LOT będzie jedną z pierwszych linii lotniczych na świecie, które otrzymają te samoloty. Dostawa jest planowana ok. pół roku po debiucie tych maszyn w barwach Malindo Air. Ostatnim razem, gdy LOT odbierał nową konstrukcję, czyli Dreamlinera, mocno się na tym sparzył. Nie lepiej było poczekać kilka dodatkowych miesięcy?

Rafał Milczarski: To prawda, ale wtedy mieliśmy do czynienia z zupełnie nową filozofią budowania samolotów i dużym skokiem technologicznym. Teraz takiego przeskoku nie ma. MAX-y są oczywiście zmodernizowane, mają nowe silniki, ale inaczej niż Dreamlinery, nie są próbą zdefiniowania samolotu na nowo i nie stanowią tak całkowitej przebudowy floty, a raczej ją uzupełniają. Problemy Dreamlinerów wiele nas kosztowały, zarówno pod względem opóźnienia dostaw, jak i potem uziemienia samolotów. To gdybanie, ale pewnie LOT byłby w zupełnym innym miejscu, gdyby nie te problemy. Nie zmienia to faktu, że boeing 787 jest niezawodnym samolotem, który dodatkowo jest bardzo lubiany przez pasażerów. Natomiast wracając do MAX-ów, mieliśmy wybór: czy chcemy mieć nowe samoloty starego typu czy nowe samoloty nowego typu. Przy korzystnym dla nas leasingu dajemy sobie przewagę w postaci ochrony przed wzrostem cen paliwa, bo te samoloty będą spalały mniej.


Pasazer.com: Ile korzyści przyniosą MAX-y dla LOT-u?

Rafał Milczarski: Ja jestem sceptyczny wobec danych marketingowych o oszczędnościach, dlatego - choć oczywiście dysponujemy szacunkami - nie będę posługiwał się żadną konkretną liczbą. Chodzi o to, aby tak pakietować flotę i czynności utrzymaniowe, aby samoloty jak najmniej czasu spędzały na ziemi. A wydaje się, że MAX-y wpisują się w te kryteria doskonale.

Pasazer.com: Kończąc temat floty, czy jest jakiś konkretny plan dotyczący wymiany floty samolotów regionalnych?

Rafał Milczarski: Przyglądamy się i zbieramy informacje z rynku. My nie musimy wymieniać tych samolotów w jakimś konkretnym czasie, ale chcemy być uczestnikami zmian dziejących się na rynku. Rozumiemy, że wzrost siatki daleko- i średniodystansowej musi też wiązać się ze wzrostem siatki regionalnej. Musimy pamiętać, że w 2022-23 r. mamy sporo samolotów do zwrócenia leasingodawcom, więc to nałoży się na proces rozwoju siatki. Naszym ideałem jest spójność floty, czyli po jednym typie samolotów daleko-, średniodystansowego i regionalnego. Szczególnie chodzi o to, aby mieć po jednym typie silników zapasowych, co już ma miejsce we flocie Dreamlinerów i wkrótce będzie miało miejsce we flocie boeingów 737. Natomiast pod względem floty regionalnej uda nam się spełnić ten warunek zapewne dopiero po 2023 r. Niestety, ten proces ma dużą inercję - mamy wiele podpisanych umów i fundamentalnej zmiany w tym biznesie nie da się dokonać z dnia na dzień, wymiana musi być ewolucyjna. Ale mamy końcowy plan, czyli pełną spójność floty, do którego zmierzamy. Możemy też skorzystać z usług innych niż własne samoloty, np. wykorzystać spółkę Regional Jet do zapewniania nam niektórych samolotów w formie leasingu.

Pasazer.com: Dziękuję bardzo za rozmowę.

rozm. Dominik Sipinski
fot. Dominik Sipinski

wywiad przeprowadzony osobiście, autoryzowany

Ostatnie komentarze

 - Profil gość
gość_e5423 2017-09-25 10:23   
gość_e5423 - Profil gość_e5423
pracownicy na samozatrudnieniu w państwowej firmie. w ten sposób pan milczarski oszczędza a potem bredzi o sukcesie.
gość_a3047 2017-09-13 09:19   
gość_a3047 - Profil gość_a3047
Jesli pracownik twierdzi że za mało zarabia moze poprosic o podwyżkę lub zwolnić się i pójść do innego pracodawcy, mamy wolny rynek i dziwią mnie narzekania w komentarzach. Skoro ludzie chcą pracować za taką pensję to oferowanie wyższej byłoby niegospodarnością co tak apropos jest karalne w państwowej firmie.
gość_36395 2017-09-13 08:29   
gość_36395 - Profil gość_36395
Lot to generalnie wszyskich wytnie :-) zeby tylko siebie nie wycial :-)
 - Profil gość
Reklama
Kup bilet Więcej
dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Wizy
Rezerwuj hotel
Wizy
Okazje z lotniska
Reklama

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy