Volare odda pieniądze za skasowane rejsy
Reklama
Od likwidacji włoskich tanich linii lotniczych Volareweb.com minęło już trochę czasu, jednak nasi czytelnicy nadal alarmują o tym, że nie otrzymali zwrotów za niewykorzystane z powodu skasowania rejsów bilety. Mimo tego, że władze nowej Alitalii zrezygnowały z Volare, włączając jej flotę w swoją strukturę, to Alitalia nie bierze odpowiedzialności za finansowe zobowiązania likwidowanego taniego przewoźnika.
– Mam nadzieję, że zwrócone mi zostaną koszty biletu zakupionego pod koniec grudnia – pisze do redakcji Jacek Michałek. – Póki co, nie otrzymałem nawet informacji. Podobnie jak Tomasz Dąbrowski, o którego przypadku pisaliście kilka dni temu. Teraz nie wiem nawet, gdzie mam dzwonić z pytaniem, gdyż numer telefonu był podany na stronie internetowej – żali się niedoszły klient włoskiego przewoźnika.
– Kupiłem bilety na lot z Warszawy do Mediolanu dla 3 osób na 05.01.2009 roku już w listopadzie. Przed powrotem do Polski w grudniu dowiedziałem się, że lot został odwołany. Nie dość, że straciłem bilety, które miałem zarezerwowane w tym dniu z Mediolanu w innej sieci lotniczej, to jeszcze do obecnej chwili nie otrzymałem zwrotu pieniędzy za wykupione bilety od VolareWeb – informuje Mateusz Zborowski na platformie "Daj Znać!". – W jaki sposób mogę się domagać zwrotu pieniędzy od tych linii lotniczych? Gdyż na moje maile nie odpowiadają – pyta Zborowski.
Na początek mamy dobre wieści: Volare oddaje pieniądze za wszystkie niezrealizowane rejsy, więc nikt się nie musi obawiać, że będzie stratny – dowiadujemy się z dobrze poinformowanych źródeł. Prośby o rozpatrzenie zwrotu należy kierować na maila: info@volareweb.com. Warunek – petycję należy pisać w języku angielskim. Do listu należy dołączyć wszelkie dane potrzebne do zwrotu pieniędzy, w tym kopię rezerwacji biletu oraz informację o sposobie zwrotu – czy na rachunek bankowy (wtedy należy podać wymagane w ruchu międzynarodowym numery IBAN i SWIFT), czy też na kartę płatniczą wykorzystaną do nabycia biletów. Jak się dowiedzieliśmy, prośby o zwroty traktowane są priorytetowo przez przewoźnika.
Nie wiemy jednak tego, ile poszkodowani pasażerowie dostaną na swoje konta. Włoska linia upiera się bowiem przy zwrocie kosztu biletu poza kosztami administracyjnymi i serwisowymi. A za te ostatnie Włosi uznają opłaty za nadanie bagażu i opłatę manipulacyjną za płatność kartą za bilet.
– Przewoźnik nie chce zwrócić kosztów administracyjnych i serwisowych, podczas gdy z Warunków Zakupu przewoźnika Volareweb wynika, że nie zostanie zwrócona opłata administracyjna i opłata za wysłanie wiadomości sms. W warunkach nie ma mowy o niezwracaniu opłaty serwisowej i operacyjnej – analizuje w przysłanej do Pasazer.com opinii Karina Lisowska, rzeczniczka Urzędu Lotnictwa Cywilnego. – Niemniej jednak wracając do zapisu z Rozporządzenia pasażerowie w przypadku odwołania lotu przez przewoźnika powinni mieć możliwość rezygnacji z lotu i otrzymania zwrotu należności za bilet, a więc wszystkich kosztów wymienionych w bilecie jako dokumencie w wersji papierowej lub innej (np. elektronicznej), który został wydany lub autoryzowany przez przewoźnika lotniczego lub jego autoryzowanego przedstawiciela. Tak więc wszystkie koszty wymienione w bilecie podlegają zwrotowi – konkluduje Lisowska.
Marcin Jędrzejczak
– Mam nadzieję, że zwrócone mi zostaną koszty biletu zakupionego pod koniec grudnia – pisze do redakcji Jacek Michałek. – Póki co, nie otrzymałem nawet informacji. Podobnie jak Tomasz Dąbrowski, o którego przypadku pisaliście kilka dni temu. Teraz nie wiem nawet, gdzie mam dzwonić z pytaniem, gdyż numer telefonu był podany na stronie internetowej – żali się niedoszły klient włoskiego przewoźnika.
– Kupiłem bilety na lot z Warszawy do Mediolanu dla 3 osób na 05.01.2009 roku już w listopadzie. Przed powrotem do Polski w grudniu dowiedziałem się, że lot został odwołany. Nie dość, że straciłem bilety, które miałem zarezerwowane w tym dniu z Mediolanu w innej sieci lotniczej, to jeszcze do obecnej chwili nie otrzymałem zwrotu pieniędzy za wykupione bilety od VolareWeb – informuje Mateusz Zborowski na platformie "Daj Znać!". – W jaki sposób mogę się domagać zwrotu pieniędzy od tych linii lotniczych? Gdyż na moje maile nie odpowiadają – pyta Zborowski.
Na początek mamy dobre wieści: Volare oddaje pieniądze za wszystkie niezrealizowane rejsy, więc nikt się nie musi obawiać, że będzie stratny – dowiadujemy się z dobrze poinformowanych źródeł. Prośby o rozpatrzenie zwrotu należy kierować na maila: info@volareweb.com. Warunek – petycję należy pisać w języku angielskim. Do listu należy dołączyć wszelkie dane potrzebne do zwrotu pieniędzy, w tym kopię rezerwacji biletu oraz informację o sposobie zwrotu – czy na rachunek bankowy (wtedy należy podać wymagane w ruchu międzynarodowym numery IBAN i SWIFT), czy też na kartę płatniczą wykorzystaną do nabycia biletów. Jak się dowiedzieliśmy, prośby o zwroty traktowane są priorytetowo przez przewoźnika.
Nie wiemy jednak tego, ile poszkodowani pasażerowie dostaną na swoje konta. Włoska linia upiera się bowiem przy zwrocie kosztu biletu poza kosztami administracyjnymi i serwisowymi. A za te ostatnie Włosi uznają opłaty za nadanie bagażu i opłatę manipulacyjną za płatność kartą za bilet.
– Przewoźnik nie chce zwrócić kosztów administracyjnych i serwisowych, podczas gdy z Warunków Zakupu przewoźnika Volareweb wynika, że nie zostanie zwrócona opłata administracyjna i opłata za wysłanie wiadomości sms. W warunkach nie ma mowy o niezwracaniu opłaty serwisowej i operacyjnej – analizuje w przysłanej do Pasazer.com opinii Karina Lisowska, rzeczniczka Urzędu Lotnictwa Cywilnego. – Niemniej jednak wracając do zapisu z Rozporządzenia pasażerowie w przypadku odwołania lotu przez przewoźnika powinni mieć możliwość rezygnacji z lotu i otrzymania zwrotu należności za bilet, a więc wszystkich kosztów wymienionych w bilecie jako dokumencie w wersji papierowej lub innej (np. elektronicznej), który został wydany lub autoryzowany przez przewoźnika lotniczego lub jego autoryzowanego przedstawiciela. Tak więc wszystkie koszty wymienione w bilecie podlegają zwrotowi – konkluduje Lisowska.
Marcin Jędrzejczak